Część
2. Święci Świerad i Benedykt na Słowacji
1. Pożegnanie świętych pustelników
z ziemią rodzinną; mal. Cz. Lenczowski;
2. Święci Świerad i Benedykt na tle góry Zobor i katedry w Nitrze
(Słowacja
Zapewne
w 1018 roku, gdy doszło do przyjaznych kontaktów władców
Polski i Węgier, czyli Bolesława Chrobrego i św. Stefana, i odsunięcia
międzypaństwowej granicy od Dunaju na północ od Nitry, ku
Karpatom, a zwłaszcza na wyrażane przez św. Stefana
zapotrzebowanie, Świerad, wiedziony natchnieniem
Ducha Świętego, udał się na południe w okolice
miasta Nitry, ośrodka węgierskiej władzy wśród ludności
słowackiej. Jedenastowieczny, powstały przed rokiem 1083
węgierski Żywot św. Stefana tak mówi
o okolicznościach tego wydarzenia:
Pokonawszy
nieprzyjaciół, Chrystusowy rycerz /Stefan/, pełny duchowej radości, z całą rozwagą podjął
decyzję, że stanie się naczyniem ewangelicznego zasiewu [...].
Dla rozpoczęcia i wypełnienia tego
postanowienia, mając już konieczną zgodę synodu, za pośrednictwem posłów
i listów rozgłaszał swoje pragnienie na wszystkie kraje.
Dlatego liczni kapłani i klerycy, pobudzeni
/tchnieniem/ Ducha
Świętego, porzuciwszy rodzinne strony, obrali pielgrzymowanie /dla
Pana/; opaci i mnisi, wyrzekłszy się posiadania czegokolwiek,
zapragnęli prowadzić życie zakonne pod opieką tak religijnego władcy.
Między nimi przybył, wiodący zakonny żywot, ojciec Astryk ze
swoimi uczniami
[...].
Przybyli
także i inni dwaj, z krainy zawładniętej przez Polan,
wybierając, dla prowadzenia kontemplacji, życie pustelnicze. Jeden z
nich, imieniem Andrzej, zasłużywszy się wyznaniem wiary,
został przyjęty do chórów anielskich, jak o tym świadczą cuda za jego
pośrednictwem przez Pana zdziałane; a drugi, Benedykt, przelawszy krew
dla Chrystusa, został cudownie ozdobiony chwałą.
Tak
więc, choć Świerad-Andrzej na nitrzańskiej ziemi prowadził
przede wszystkim kontemplacyjny i pustelniczy styl życia, to
jednak motyw miał misyjny: chciał – jak napisał Maurus – dopełniać niezwykłą radość świętego życia nawróconych.
Wyraźnie o tym świadczą także jego późniejsze sukcesy apostolskie wśród
leśnych złoczyńców.
Dla
zrealizowania swojego pragnienia najpierw wstąpił do klasztoru
na zboczu góry o nazwie Zobor koło słowackiej
Nitry. Przyjął habit i imię zakonne
Andrzej.
Wkrótce znów podjął życie pustelnicze, najpierw w grocie
skalnej niedaleko klasztoru, a później prawdopodobnie także w jaskini
na Skałce koło Trenczyna, nad rzeką Wag.
Ten
ostatni okres jego życia, śmierć i pośmiertne cuda, w kwietniu
1064 r. wiarygodnie opisał, zapewne dla celów kanonizacyjnych,
biskup węgierskiego miasta Pecs, bł. Maurus. Tenże, jeszcze
jako żak szkolny, osobiście widział naszego świętego. Ale
szczegóły jego pustelniczego życia poznał z opowiadań jego
ucznia Benedykta.
Benedykt
opowiedział Maurusowi najpierw o surowych postach Świerada.
Przez trzy dni w tygodniu nic nie jadł. Nadto w okresie
czterdziestodniowego Wielkiego Postu codziennie posilał się
tylko jednym orzechem. Taki zwyczaj poznał zapewne z żywota
św. Marii Egipcjanki w Ziemi Świętej, dokąd prawdopodobnie, jak
ona, pielgrzymował; albo na miejscu, w Ziemi Krakowskiej, gdyż kult
Marii Egipcjanki w Krakowie jest bardzo dawny,
sięgający podobno X w. Chyba w jej Żywocie znalazł wzmiankę o opacie Zozimasie
znad Jordanu, który sobie i swoim podopiecznym, gdy na
Wielki Post udawali się na pustynię, wydzielał po
czterdzieści daktyli na całe wielkopostne pożywienie.
Opowiedział także
ów Benedykt Maurusowi o praktykach całodziennej wyczerpującej
pracy fizycznej w puszczy oraz całonocnych czuwań modlitewnych
Świerada.
Natomiast
o śmierci Świerada, a w trzy lata później o zamordowaniu
Benedykta, i znów rok później o znalezieniu jego ciała, a wreszcie
o cudach, jakie zdarzyły się w opuszczonej przez nich
pustelni na Skałce i w samej Nitrze, Maurus dowiadywał się, zapewne
na bieżąco, od opata Filipa, gdy już sam był opatem klasztoru
na górze św. Marcina, czyli w latach 1030-1035. I chyba też
na bieżąco nieco notował.
Z
tekstu Maurusa i z faktu, że był on opatem w latach
1030-1035, łatwo obliczyć, że św. Świerad zmarł w 1031 r.,
skoro o śmierci Benedykta, która nastąpiła w trzy lata później,
oraz o późniejszym cudzie wskrzeszenia zbójnika w już opróżnionej przez
niego pustelni dowiadywał się jeszcze jako opat, a więc do
roku 1035.
Śmierć
św. Świerada nastąpiła zapewne l7 lipca, w dniu św.
Aleksego, skoro wnet potem właśnie na ten dzień w królestwie
węgierskim i w Ziemi Krakowskiej wyznaczono
doroczne wspomnienie lub uroczystość jego
"narodzin
dla nieba".
Tekst bł. Maurusa, z
roku 1064,
o śś. Świeradzie i Benedykcie
1.
Żywot świętych pustelników Świerada, wyznawcy i Benedykta,
męczennika, napisany przez biskupa Pecsu Maurusa.
W czasach, gdy pod władaniem wielce
chrześcijańskiego króla Stefana w dotąd pogańskiej Panonii
zaczęły się rozwijać Boża cześć i życie religijne, wielu
kapłanów i zakonników, obcokrajowców, posłyszawszy wieść
o dobrym władcy, napływało do niego jak do ojca. A czynili to
naprawdę nie przymuszeni jakąś koniecznością, lecz aby z ich
udziału dopełniła się świeża radość świętego życia
nawróconych.
Między nimi, z natchnienia
Ducha Świętego, przybył do naszej ojczyzny, z krainy zawładniętej
przez Polan, pewien mąż, imieniem Świerad, wyrosły ze stanu
wieśniaczego jak róża spośród cierni. Przyjąwszy habit i imię
'Andrzej' od opata Filipa, którego klasztor, zwany Zobor, został
założony na nitrzańskiej ziemi ku czci świętego Hipolita,
męczennika, postanowił prowadzić życie pustelnicze.
O
tym, jak się tam ogromną skruchą serca i umartwieniem ciała
zadręczał, postanowiłem krótko opisać według tego, co
usłyszałem z ust jego zacnego ucznia Benedykta, wespół z nim
żyjącego. Wprawdzie ja, Maurus, teraz z łaskawości Bożej biskup, wtedy zaś żak
szkolny, zacnego męża widziałem, lecz jaki był sposób jego życia, poznałem nie
naocznie, lecz ze słyszenia. Do naszego bowiem klasztoru, poświęconego świętemu
Marcinowi, biskupowi, wspomniany już brat Benedykt często zachodził i o jego
świątobliwym życiu opowiadał mi następujące szczegóły.
2.
Gdy już tenże czcigodny mąż Andrzej znalazł się na
pustelniczym odludziu, nieustannie praktykował posty, które wprawdzie
bardzo wyniszczały ciało, ale wzmacniały jego życie duchowe. Przez
trzy dni w tygodniu powstrzymywał się od wszelkiego pożywienia,
pragnąc zyskać łaskawość Tego, który dla dobra ludzi stawszy się
człowiekiem, pościł przez czterdzieści dni. Gdy zaś nadchodził okres
Wielkiego Postu, wzorując się na regule zakonnej, którą kierował się
opat Zozimas, spędzający każdy czterdziestodniowy post o czterdziestu
daktylach, przyjmował od ojca Filipa, który mu nałożył habit,
czterdzieści orzechów i, zadowalając się tym pożywieniem, z radością
oczekiwał dnia Świętego Zmartwychwstania.
W
dniach postu i pozostałych, chociaż to, co jadał, nie tylko
nie wystarczało do pokrzepienia ciała, ale i zmysły
doprowadzało do osłabienia, jednak nigdy, z wyjątkiem czasu
przeznaczonego na modlitwę, nie rezygnował on z pracy. Biorąc
topór, udawał się na leśne odludzie, aby pracować. Pewnego
dnia, gdy z powodu przepracowania i surowego postu, wycieńczony
na ciele i zmysłach, padł omdlały, ujrzał jakiegoś
młodzieńca o przepięknym wyglądzie i podobnego do anioła,
który go ułożył na wozie i przewiózł do pustelni. Gdy po
przeżyciu tej ekstazy wrócił do zmysłów i uprzytomnił
sobie, co sprawił mu miłosierny Bóg, zwierzył się z tego
wspomnianemu wyżej uczniowi Benedyktowi – od którego wiem to
wszystko – zobowiązując go pod przysięgą, aby przed dniem
jego śmierci nikomu tego nie ujawnił.
3.
Natomiast po całodziennej pracy zezwalał ciału na taki
tylko odpoczynek nocny, który bardziej zasługiwał na miano tortury
i udręki, niż odpoczynku. Mianowicie równo obcięty pniak dębowy
otoczył plecionką, przez którą ze wszystkich stron powbijał zaostrzone
kolce z trzciny. Siadał więc na tym pniu jak na krześle, aby dać
odpoczynek członkom. Gdy jednak, przypadkiem, zmożone sennością ciało
przechylało się w którąś stronę, ostrym kolcem boleśnie ukłute,
powracało do czuwania. Ponadto na swoją głowę nakładał wykonaną
z drzewa koronę, do której z czterech stron zawieszał cztery kamienie,
aby uderzały go po głowie, gdyby senna przechylała się w którąś
stronę.
O,
jak kosztownie jesteś wysłużona na ziemi, nagrodo
błogosławionego męża Andrzeja, korono stokrotnie ozdobiona - życie
szczęśliwe i wieczne! Niesłychany rodzaj wyznania wiary, który
tym cenniejszym czyni obiecane królestwo! Ani pokarm, ani
odpoczynek złudną słodyczą nie mogły odwieść go od życia
wiecznego, a zły duch nie potrafił znaleźć dostępu, aby go
oszukać!
4.
To, co wyżej zostało podane, dowiedziałem się
z opowiadań wspomnianego już ucznia Benedykta, który po śmierci
swojego ojca postanowił sam zamieszkać w tym samym miejscu. Po trzech
latach bardzo surowego życia na wzór swojego mistrza został napadnięty
przez zbójców. Spodziewając się, że znajdą u niego wiele pieniędzy,
zawlekli go na brzeg rzeki Wag, udusili i utopili w wodzie. Długo
i bezskutecznie poszukiwano jego ciała. Tylko przez cały rok widywano
orła, który siadywał na brzegu Wagu, jakby miał czegoś strzec.
Uzyskawszy dzięki temu pewność, gdzie znajduje się ciało, spuścili do
wody nurka i tak je znaleziono. Było nietknięte, jakby dopiero
zmarłego. Pochowano zaś tegoż Benedykta w bazylice świętego Emerama,
w tym samym grobie, w którym już spoczywały kości błogosławionego
Andrzeja, [jego] świętego ojca.
Ten właśnie [Benedykt] opowiedział mi to wszystko, co
dotąd o czcigodnym mężu spisałem. A co następuje, zwykł mi opowiadać
opat Filip, gdy już sam zostałem opatem.
5.
Gdy już zbliżał się czas uwolnienia od ciała,
przepowiedział to obecnym i polecił, żeby nie zdejmowano z niego
żadnych szat, dopóki nie przybędzie opat Filip, po którego już posłał.
Ów ojciec przybył, gdy czcigodne ciało leżało już martwe; rozebrawszy
je do obmycia, zauważył łańcuch mosiężny, wżerający się do
wnętrzności. I oto dziwna i niesłychana rzecz: łańcuch niszczący
gangreną ciało wewnątrz, na zewnątrz porosły był skórą! Lecz nikt by
się tego rodzaju męczeństwa nie mógł domyśleć, gdyby na brzuchu nie
zauważono metalowej sprzączki. Gdy już rozpięty łańcuch wyciągano
z ciała, dał się słyszeć nieprzyjemny chrzęst uszkadzanych żeber.
Połowę tego łańcucha wybłagałem od opata i przechowywałem do dziś, ale
gdy wielce chrześcijański książę Gejza usilnie się o nią dopraszał,
nie mogłem mu odmówić.
6.
Po złożeniu ciała błogosławionego męża w grobie,
spośród ujawnionych mi przez opata Filipa dalszych zdarzeń, jako
najbardziej godne poznania zapisałem w pamięci następujące.
Pewnego
razu zbójcy, których bandy przebywają głównie na odludziu,
spotkali się w borze. Gdy doszło do bijatyki, jednego spośród
siebie ciężko zranili. Po przerwaniu walki, ponieważ wspólnicy
nie chcieli tego rannego pozostawić w lesie, naradziwszy się,
postanowili go przenieść do pustelni wspomnianego wyżej męża
Andrzeja, którego sława rozniosła się szeroko. Lecz
ponieważ do tego miejsca było daleko, zbójnik w drodze zmarł.
Donieśli jednak ciało do pustelni i w niej je złożyli. Gdy
o północy chcieli je pogrzebać, zmarły, niespodziewanie
odzyskawszy życie, zaczął się podnosić. Obecni, bardzo
przestraszeni, w popłochu rzucili się do ucieczki. Lecz ów
zmartwychwstały wołał za nimi: 'Nie bójcie się bracia i nie
uciekajcie, to święty Świerad przywrócił mnie ze śmierci do
życia!' Popłakali się z radości i prosili go, aby poszedł z nimi.
Ale ten im odpowiedział, że od pustelni nigdy nie odejdzie,
lecz zostanie tu na zawsze, służyć Bogu i świętemu Świeradowi. Zrobił więc, jak przyrzekł i przebywał tam aż
do śmierci.
7.
Nie chciałbym pominąć milczeniem jeszcze innego jego
cudu, o którym dowiedziałem się z opowiadania tegoż ojca Filipa.
W mieście Nitrze
powieszono jakiegoś skazanego na śmierć złoczyńcę. Ale ten,
uzyskawszy u miłosiernego Boga ułaskawienie, przyszedł do
opata Filipa i wyjaśnił, jak przez wstawiennictwo
błogosławionego Andrzeja został uwolniony. Powiedział, że po
otrzymaniu wyroku nieustannie wzywał jego imienia. Gdy więc
zawisł na szubienicy, natychmiast błogosławiony Andrzej
podtrzymywał go swoimi rękami. A gdy wszyscy obecni, uważając
go już za zmarłego, rozeszli się do domów, sam [błogosławiony]
odwiązał go własnoręcznie i pozwolił odejść.
O,
jakże pełen zasług przed Bogiem jest ten mąż, co ukazując
się naocznie, ratuje ludzi, a niewidoczny – przebywa
w chórach anielskich!
Powyższy tekst Maurusa w niniejszym przekładzie został
już opublikowany w naukowej literaturze i jest
przedmiotem wnikliwych badań historyków i hagiografów. Daje on bowiem
świadectwo niezwykłej świętości tego człowieka i stanu
chrześcijańskiej kultury w X /XI wieku po obydwu stronach Karpat.