Ostatnia aktualizacja
tej strony

 29 maj 17

 HOME-TROPIE

Notatki i refleksje
aktualne (2)

1.   Część 1

2.   Część 2

3.   Część 3

Menu

Wejdź, proszę,
 odwiedź 
nasze strony:

STRONA GŁÓWNA
Informacje stałe paraf.
Topografia Parafii
Święci pustelnicy
Relikwie Świętych
Zwiedzamy Kościół
Zwiedzamy wokół k-ła
Zwiedzamy pustelnię
Zwiedzamy parafię
Najdawniejsze dzieje
Kalendarium histor.
Okruchy historii now.
Wydarzenia nowe
Ogłoszenia niedzielne
Wspólnoty parafialne
Notatki i refleksje
Literatura naukowa
Kontakt z nami

Wioski i szkoły
w naszej parafii

Tropie - wieś
   Szkoła Podstawowa
Roztoka-Brzeziny
   Szkoła Podstawowa
Witowice Dolne
   Szkoła Podstawowa
Witowice Górne
Wytrzyszczka
   Szkoła Podstawowa
Będzieszyna

Kościoły i Święci
mojej małej ojczyzny

Dekanat Czchów
Dekanat Ujanowice
Dekanat Zakliczyn
Parafie nad jeziorami
Definicje i wyjaśnienia
Konkurs regionalny

Braterstwo
kościołów i szkół
śś. Świerada i Benedykta
Polska-Slovensko

1.SANKTUARIA
Tropie-Sanktuarium
Nitra katedrala Zobor
Skalka nad Vahom
2.KOŚCIOŁY
Kysucky Lieskovec
Kubanovo-Sete
Częstochowa
Budzisław
Radostka
Oława
3.SZKOŁY
Nitra -zakladna skola
Trencin -zakladna skola
Skalite -zakladna skola
Witowice -szk.podst.
Wytrzyszczka - szk.p.
4.Inne zakątki braterstwa

Ine zakutia bratstva
Masok baratsagszogletek

Genealogie
prywatne i parafialne

Pietrzakowie
Janikowie
Szlagowie
Fiutowie
Gierałtowie



GRATULUJEMY CI !
Od maja 2003 r.
jesteś
 
 
miłym gościem
tej witryny
 

Jeśli zalecisz ją
swoim przyjaciołom,

 
będziemy wdzięczni!

 

AUTOR
i webmaster witryny:
ks. St. Pietrzak

© Copyright
by Parafia Tropie

 

 

 

7 IV 2006

Katarzy, jehowianie, lefebvryści..., czyli jak rodzą się sekty?

Zastanawiające  jest współczesne zapotrzebowanie na sekty! Jest to w gruncie rzeczy zapotrzebowanie na życie w małej, wybranej przez siebie wspólnocie i zarazem na odcięcie się od wielkiej społeczności, w której czują się może niezauważeni lub niedowartościowani.

Sekty skupiają się wokół jakiegoś hasła lub żywego człowieka, spełniającego rolę wyroczni, jakby hinduskiego guru. Uważają się w stosunku do pozostałej społeczności za czystych, stąd jedna z nich nazywała się kiedyś "katarzy", od gr. 'katharoi' (czyści), co w polskiej mowie przyjęło formę "kacerze" oraz "kociarze".

Dziś takim duchem kociarstwa wyróżniają się szczególnie dwie sekty: jehowici i lefebvryści. Pierwsi - to sekta oparta bardziej na starotestamentowej Biblii i czcząca Boga pod jego hebrajską, choć mocno zniekształconą, formą jego imienia "Jehowa". Odrzucają oni zwłaszcza uznawaną przez nas, chrześcijan, Boskość osoby Chrystusa.

Drudzy, czyli lefebvryści - to ci, którzy zbuntowali się przeciw postanowieniom Soboru Watykańskiego II, a zwłaszcza odnowionym obrzędom mszy, zasadzie wolności religijnej, ekumenizmowi Kościoła i nowemu kodeksowi prawa kościelnego. Te wszystkie osiągnięcia uznali za dzieło masonów i szatana samego. Ostatnich papieży, zwłaszcza Pawła VI i Jana Pawła II, oskarżają o herezje lub wprost o nieważność ich urzędowania, jak twierdzą pokrewni im sedewakantyści. Tworzą własne struktury kościelne, na czele z nielegalnie święconymi i ekskomunikowanymi biskupami, organizują liturgię w języku łacińskim, którą uważają prawie za jedynie ważną i absolutnie niezmienną (rzekomo na podstawie decyzji papieża Piusa V z XVI w.) oraz szerzą propagandę antykościelną. Ich pozaparafialne i pozakościelne wspólnoty wykazują wiele cech odcinających się od Kościoła kociarzy.

Poniżanie przez nich papieży, biskupów i kapłanów, wiernych nauce i liturgii Kościoła, jest oczywiście na rękę złego ducha, pragnącego wprowadzić z życie religijne zamęt i dezorientację (niech mi p. Helena z Toronto wybaczy, że na tej internetowej stronie  reaguję na przedstawione mi problemy religijne, z którymi się spotkała; ale znam je i z polskiego środowiska; zaś działalność w Kanadzie angielskiego bpa Richarda Williamsona jest - przyznam - wyjątkowo wroga Kościołowi).

Sercem sekty lefebvrystów, której początek dal abp Marcel Lefebvre,  jest tzw. Konfraternia św. Piusa X. W Polsce ma ona przyczułki w kilku miejscowościach; a patronuje im austriacki ks. Karl Stehlin.

Papież Benedykt XVI czyni starania o pozyskanie utraconych braci. Może nawet zezwoli na używanie przedsoborowego mszału. Ale warunkiem pojednania i zdjęcia ekskomuniki z ich nielegalnie święconych biskupów będzie zapewne uznanie dekretów Soboru Watykańskiego II, aktualnego prawa kanonicznego i obecnej liturgii. Czy będą oni zdolni do tego? Wątpliwe, gdyż upartość i ich zacietrzewienie z każdym kolejnym dniem robi przerażające postępy. Widać to zwłaszcza w postawie bpa Richarda Williamsona z Anglii.
 

7 III 2006.

Bóg nas potrzebuje; chce naszego i świętych wstawiennictwa za świat

Nasze sanktuarium żyje na co dzień kultem świętych. Parafianie i pielgrzymi codziennie wzywają świętych, prosząc o wstawiennictwo u Boga. Jaki sens ma ten zwyczaj? Jakie jest jego uzasadnienie? Mądry artykuł, odpowiedź na pytanie na ten temat, napisał o. Jacek Salij. Cytuję go z portalu Opoka, na swój i moich Gości użytek.

ROZGNIEWANY BÓG I MIŁOSIERNA MATKA

Z listu: >>Nie mogę się pogodzić ze słowami z pieśni "Serdeczna Matko": "Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze". Przecież to naiwność (i obraza boska) sądzić że Maryja, która jest tylko Bożym stworzeniem, jest bardziej miłosierna niż Bóg. Przeglądnąłem pod tym kątem pieśni maryjne w mojej książeczce do nabożeństwa. Niestety, ten gorszący obraz rozgniewanego Boga i miłosiernej Matki powtarza się kilka razy: "A chociaż Syn Twój w gniewie mnie ukarze — Matka za dzieckiem w obronie powstanie. (...) A za kim, Matko, na sądzie się wstawisz — Ten wieczną śmiercią nigdy nie zaginie"; Tak jest w pieśni ,,Biedny, kto Ciebie". A w innej pieśni (co prawda, mało śpiewanej): "Racz na nas wejrzeć, Matko miłosierna — Rozbrój gniew Syna, Opiekunko wierna"<<.

Ale takie właśnie "gorszące" obrazy znajdują się w Piśmie Świętym! Proszę spojrzeć na obraz rozgniewanego Boga i miłosiernego Mojżesza: ,,Postanowił ich wytracić, gdyby nie Mojżesz, Jego wybraniec: on wstawił się do Niego, aby gniew Jego odwrócić, aby ich nie zniszczył" (Ps 106,23). W ogóle warto pomedytować nieco nad biblijnymi opisami modlitwy wstawienniczej Abrahama (Rdz 18,23—33), Mojżesza (Wj 17,11—13; 32,9—14; Lb 11,ln; 21,7; Pwt 9,18—20), Samuela (1 Sm 7,7; 12,23), Jeremiasza (Jr 14,7—9; 14,19—21).

Wydaje mi się bowiem, że — wbrew pozorom — Pański problem nie wynika bynajmniej z religijnej troski o cześć należną Bogu, ale z niedocenienia ważności modlitwy wstawienniczej. Przecież to właśnie Bóg tak nas stworzył, żebyśmy sobie wzajemnie pomagali i jedni drugich chronili przed złem. I nie gdzie indziej, ale w Piśmie Świętym Bóg skarży się na to, że nie znajduje nikogo, kto by powstrzymał Jego karzącą rękę: "I szukałem wśród nich człowieka, który by wystawił mur [przeciwko Mnie] i stanął w wyłomie przede Mną, by bronił tej ziemi i przeszkodził Mi w jej niszczeniu, a nie znalazłem takiego" (Ez 22,30). Ilekroć głoszę rekolekcje dla księży, odwołuję się do tej Bożej skargi, ażeby przypomnieć, jak wielkim obowiązkiem duszpasterskim jest modlić się za ludzi, wśród których kapłanowi przyszło pracować.

Mam takie wewnętrzne przekonanie (a czy mam rację, m.in. Pan to będzie wiedział), że sprzeciwy wobec obrazu Maryi powstrzymującej Boży gniew zdradzają zaniedbanie modlitwy wstawienniczej we własnym życiu. Dzisiaj, w czasach zwycięskiego indywidualizmu, nieraz nawet głęboko wierzący rodzice zapominają o tym, żeby codziennie modlić się za swoje dzieci. Może częściej modli się proboszcz za swoich parafian, ale zapewne trudno by nam było spotkać nauczyciela, który modli się za swoich uczniów, albo dziennikarza modlącego się za swoich czytelników lub słuchaczy.

Najwyższy czas, żeby dotarły wreszcie do nas biblijne świadectwa i wezwania dotyczące modlitwy wstawienniczej. Również w Nowym Testamencie jest ich niemało. "Nie przestajemy za was się modlić — wyznaje Apostoł Paweł — i prosić Boga, abyście doszli do pełnego poznania Jego woli", itd. (Kol 1,9n; por. Ef 1,15—19; Flp 1,9n; 1 J 5,16). Paweł liczy zresztą na wzajemność: "Proszę was, bracia, przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez miłość Ducha, abyście udzielili mi wsparcia modłami waszymi za mnie do Boga" (Rz 15,30; por. 2 Kor 1,10n; Kol 4,3; 2 Tes 3,1; Hbr 13,18).

Modlitwa wstawiennicza przybiera niekiedy postać walki. "Rodak wasz, Epafras, zawsze walczy za was w modlitwach, o to, abyście stali mocno, doskonali w pełnieniu każdej woli Bożej" (Kol 4,12). Również Apostoł Paweł czuje się poniekąd wojownikiem: "Chcę, abyście wiedzieli, jak wielką walkę toczę o was" (Kol 2,1). Zapytajmy niedyskretnie: z kim walczą podczas swoich modlitw Epafras i Paweł? Cytowaliśmy przed chwilą tekst Ez 22,30, zatem jest to pytanie retoryczne. W żywotach świętych można znaleźć wiele przejmujących opisów takiej walki z Bogiem o zbawienie grzeszników.

Jak to? Czyżby Mojżeszowi, Pawłowi, czy choćby nawet Matce Najświętszej bardziej zależało na zbawieniu grzeszników niż samemu Panu Bogu? Gdyby takie ujęcie znajdowało się w pieśniach maryjnych, można by zrobić w nich korekty albo przestać je śpiewać. Jednak Pismo Święte stanowi normę wiary. Zatem coś pożytecznego dla naszej wiary musimy zrobić z tym faktem, że Pismo Święte tyle razy mówi o walce, jaką toczą z Bogiem o zbawienie grzeszników Boży przyjaciele.

Najpierw jednak musimy sobie uświadomić dwie prawdy. Po pierwsze, Bóg jest Miłością i zawsze miejmy to za dogmat, że Jemu bardziej zależy na naszym dobru niż nam samym. Zatem jeżeli niekiedy przybiera postać naszego "wroga" (por. np. Pwt 32,20n; Hi 13,24; 33,10), to niewątpliwie również wówczas zależy Mu na naszym dobru. Po wtóre, ilekroć jakieś stworzenie autentycznie ujmuje się za naszym dobrem, zawsze ostatecznym źródłem tego jest Boża miłość do nas. Krótko mówiąc, to kochający ludzi Bóg uzdolnił i poruszył Mojżesza do tego, żeby "walczył" z Nim o przebaczenie dla grzesznego ludu.

W przepięknej książce o Mojżeszu, która stanowi próbę podsumowania mądrości żydowskiej na temat tego wielkiego proroka, wyjaśnia się to następująco: "Pamiętaj — zwierza się Bóg Mojżeszowi — że w moim Prawie są przemieszane sprawiedliwość i miłosierdzie, bo gdyby było tylko miłosierdziem, czy grzech nie zniszczyłby świata? A gdyby było tylko sprawiedliwością, czyż sprawiedliwość nie zniszczyłaby grzesznika? Ponieważ mogłeś oglądać Mnie twarzą w twarz, niech twoje oblicze będzie łagodnością, kiedy moje będzie sprawiedliwością".

Spróbujmy sobie uprzytomnić, że Boże przebaczenie oznacza pojednanie z Bogiem i z Bożymi przyjaciółmi. Niemożliwe jest pojednanie z Bogiem bez jednoczesnego wejścia we wspólnotę Bożych przyjaciół, pojednanie z Bogiem oznacza bowiem otwarcie się na miłość, włączenie się w powszechny krwiobieg miłości.

Otóż tragedia grzesznika polega na tym, że zmarnował on w sobie udzielone mu przez Stwórcę zdolności do autentycznego życia miłością. Zatem ściągnął on na siebie gniew Boży (por. Rz 2,5; Kol 3,6; Ap 6,16n) — w tym sensie, że obiektywnie stał się on osobnikiem żyjącym poza miłością, którego życie przemieniło się w coś absurdalnego.

Nawet jednak w tej beznadziejnej sytuacji nieskończona miłość Boża nie pozostawia grzesznika bez nadziei. Spoczywa na nim gniew Boży, bo Bóg nie może przyklaskiwać złu albo się nim nie przejmować. Zarazem jednak świat, w którym grzesznik żyje, nadal jest pełen Bożych przyjaciół.

Tu mała dygresja na temat Bożych przyjaciół. Zbawiciel wszystkich, Jezus Chrystus, wielu swoich przyjaciół ogarnia zbawiającą łaską, wielu innych już do zbawienia doprowadził, swoją zaś Matkę obdarzył niewyobrażalną pełnią zbawienia. Otóż być w łasce znaczy znajdować się w powszechnym krwiobiegu miłości, który zmierza do ukształtowania wszystkich przyjaciół Bożych w jedno Ciało Chrystusa. Natomiast być zbawionym, to znaczy stanowić cząstkę Ciała Chrystusa już całkowicie i w sposób ostateczny.

Otóż orędownictwo świętych w niebie oraz modlitwa wstawiennicza zanoszona przez przyjaciół Bożych dopiero dążących do zbawienia — jest konsekwencją tego, że są oni naprawdę przyjaciółmi Bożymi. Bo być Bożym przyjacielem, to znaczy cierpieć z tego powodu, że ktoś znajduje się poza Bożą wspólnotą, to znaczy próbować włączać do krwiobiegu miłości nawet tych, którzy jakby już stali się do tego niezdolni. Rzecz jasna, tej wielkoduszności przyjaciele Boży, nawet Matka Najświętsza, nie mają sami z siebie. Wypełnia ich miłość Boża i to ona każe im walczyć o każdego, kto się znalazł poza krwiobiegiem wiekuistej miłości.

Nie sam z siebie "walczył" Mojżesz z Bogiem o zbuntowany lud, pobudzała go do tego i uzdolniła miłość Boża. Również miłość, jaką ogarnia ją Syn Boży, który dla naszego zbawienia raczył stać się jej Synem, czyni Matkę Najświętszą tak przedziwnym naczyniem miłosierdzia dla największych nawet grzeszników. Zamiast więc lękać się tych sformułowań z pieśni maryjnych, które tak Pana zaniepokoiły, raczej wysławiajmy Boga za to, że oczekuje od nas modlitwy wstawienniczej, a Matkę Najświętszą uzdolnił do orędownictwa tak nadzwyczajnego.

Gdyby zechciał Pan bardziej pogłębić sobie znajomość tego problemu, polecam zwłaszcza trzy teksty. Poruszające świadectwo na ten temat złożyła święta Małgorzata Alacoque. Z kolei o obrazie Matki Boskiej Łaskawej (jest to obraz Maryi, łamiącej strzały gniewu Bożego) piękne studium napisała Beata Szafraniec. Mamy ponadto całą książkę poświęconą ikonie modlitwy wstawienniczej.

A na koniec warto zauważyć, że aprobowane przez władzę kościelną objawienia Pana Jezusa i Matki Bożej są w zakresie naszego tematu jednoznacznie komplementarne. Objawiający się Siostrze Faustynie Pan Jezus wciąż przypominał o Bożym Miłosierdziu, natomiast Matka Boża objawiająca się w Lourdes, La Salette czy Fatimie wciąż mówiła o karze Bożej, jaka nas czeka, jeśli się nie nawrócimy.
 

24 IV 05

"Współpracownik Prawdy" - Benedykt XVI
Bardzo wymowne i ładne to hasło, którym kierował się najpierw biskup J. Ratzinger, potem kardynał, a teraz papież Benedykt XVI.
Być współpracownikiem prawdy, to znaczy uznać, że istnieje obiektywna rzeczywistość i można ja jakoś poznać; wbrew sceptycznemu nastawieniu tych, co mówią: "Każdy ma swoja prawdę".
Być współpracownikiem, to znaczy nie tworzyć prawdy, lecz ją rozpoznawać, ustosunkować się do niej praktycznie i dzielić się nią z braćmi.
Wielkie to zadanie papieża i każdego z nas!
Już wiemy, dlaczego tak bardzo drży "ojciec kłamstwa"!

 

8 IV 05 

Refleksje po pogrzebie Jana Pawła II.
      1. Wspaniały, ewangeliczny, a zarazem wstrząsający był obraz trumny papieskiej na płycie przed ołtarzem mszalnym. Z prostego drzewa, prosto wykonana, bez ozdób, położona jakby na ziemi; bez wieńców, żarówek...  Wokół - pusta przestrzeń... Tylko świeca paschalna, udekorowana chyba doniczkowym drzewkiem. I tylko jeden dzwon bazyliki widziało się i słyszało!  Na papieskim pogrzebie odczuwało się ubóstwo i samotność złożonej na ziemi trumny;  umierał przecież "servus servorum Dei", czyli 'sługa sług Bożych'.
      Jaka to szkoła pokory! I nie pierwszy to przypadek takiego pogrzebu papieskiego!
Chyba takiej formy pogrzebu bym pragnął dla siebie. Najtańsza trumna, położona może na posadzce; choć może nie porzucona w samotności i pustej przestrzeni.
      Patrząc na trumnę Jana Pawła można się było zadumać: Jakie to inne od naszych, pełnych pychy, zwłaszcza wiejskich pogrzebów. Niekiedy silenie się na oznaki bogactwa, domaganie się wyróżnień, jak najgłośniejszych dzwonów,  bo to ponoć skuteczniejsze niż ofiara Chrystusa we mszy; i koniecznie ma być ładniej niż na pogrzebie sąsiada lub sąsiadki; a grobowiec powinien być wyróżniający się, żeby zauważano, podziwiano i pamiętano, że tu spoczywa nie byle kto...

       2. Drugi charakterystyczny szczegół pogrzebu - to księga Ewangelii na trumnie. Wiatr ją stale kartował to do przodu, to z powrotem. Trzeba w tym widzieć jakby symbol postawy i praktyki Jana Pawła. Był to człowiek Ewangelii. Całe życie stale zaglądał do niej, kartował ją, czytał i rozważał. Z niej czerpał mądrość. W jego nauczaniu pełno było Ewangelii. Ludzie może niekiedy bardziej oczekiwali ustosunkowywania się do otaczającej rzeczywistości, domagali się pochwał dla siebie, a potępień dla innych, niekiedy spodziewali się, że papież będzie polityków rozstawiał po kątach, a tu nic z tego. Niekiedy całe jego kazania to tylko wyjaśnianie Ewangelii, tak że nawet nie mogły zapisać się w pamięci mediów. Radio i telewizje nie dostrzegały ich. Ale takie było jego papieskie posłannictwo. Nakarmić siebie i innych Ewangelią, zmienić, odnowić człowieka, a ten ma zmieniać świat i jego chore lub zbrodnicze struktury.
      W komentarzach ostatniego tygodnia w bardzo pięknych programach telewizyjnych i radiowych jakoś zapominano o tym szczególe. Sam kardynał Grocholewski, gdy go po pogrzebie pytano, jakie  było najważniejsze przesłanie papieża, przyznał się, że dotąd szczególnie doceniał papieskie zaangażowanie się Ojca św. po stronie najuboższych i po stronie pokoju i jedności. Ale przecież sam Ojciec św. był przede wszystkim człowiekiem modlitwy, sługą Boga. Pouczał Ojciec św. , że naszym zadaniem jest dawać, ale żeby dawać, trzeba mieć, a więc wcześniej wziąć - oczywiście od Boga. A tym kanałem przesyłu Bożej łaski jest modlitwa. I ona najwięcej czasu pochłaniała papieżowi. I dlatego miał tyle siły i mógł tyle dobrego dokonać!
      Takie przesłanie jest nam potrzebne. Nie ma sensu pytać, co i jak teraz będzie. Tak będzie, jak się będziemy modlić i z Boga czerpać w sakramentach, mszy i naszej liturgii.
      W pewnym momencie, gdzieś w połowie mszy wiatr zamknął na zawsze tę księgę Ewangelii. Jakby chciał powiedzieć: papiez zakończył swoją misję przeglądania stron i głoszenia Ewangelii. Teraz kolej na was, byście ja otwarli i czynili to samo, co on, papież.

      3. Trzeci szczegół, który rzucał się w oczy podczas pogrzebu - to te liczne transparenty z włoskim napisem "Santo subito!", czyli 'Już go ogłosić świętym!'
      Faktycznie, papież żył świętością.  Dla niego słowo "świętość" nie było pustym dźwiękiem". Wiedział, że świat odnowić i zbawić może nie siła armii czy układów politycznych, ale świętość ludzi. Świętość pochodząca od Boga, który jest jedyny święty. Dlatego przez całe swoje życie pasterskie stale jakby wyszukiwał świętych, by ich zaprezentować Kościołowi i światu. Kanonizował więcej świętych, niż wszyscy papieże od początku Kościoła razem wzięci.
      Tych świętych czcił i naśladował. On czczonych w Roztoce świętych Cyryla i Metodego, apostołów narodów słowiańskich, ogłosił patronami Europy; on naszą błogosławioną Kingę, Panią Ziemi Sądeckiej, której relikwie posiadamy, ogłosił świętą; on żył w bliskiej przyjaźni duchowej z Matką Teresą z Kalkuty, tą matką najuboższych, matką "ludzi ostatnich" i w ciągu pięciu lat od śmierci wyniósł ja na ołtarze; dlatego jej relikwie także przechowujemy i czcimy w naszej kaplicy Miłosierdzia Bożego.
      On też w wielkiej czci miał naszych świętych pustelników znad Dunajca. Posiadał ich relikwie, nazywał się ich Rodakiem, zalecał "kroczyć bruzdą wyoraną przez tych dwóch świętych". Osobiście uczcił ich w naszej pustelni z okazji wielkich obchodów tysiąclecia chrztu Polski. Bo święci to przecież jakby ta piąta Ewangelia, której czytanie jest takie łatwe, a naśladowanie - możliwe i zbawienne!
      Tak więc mamy kolejne, trzecie przesłanie Jana Pawła. Iść za nim. To ważniejsze, niż wylewanie łez i żałowanie jego odejścia.
 

28 II 05.

Między chorobą św. Swierada, a chorobą Rafała Wojaczka
 - w książce Ludwika Stommy: "Sławnych Polaków Choroby"; refleksja na wielki post i nie tylko!

Od choroby i przyczyny śmierci naszego św. Świerada z Tropia rozpoczął L. Stomma w co dopiero wydanej książce swój przegląd chorób sławnych Polaków. Zakończył ją opisem niepotrzebnej choroby i niepotrzebnej przedwczesnej śmierci zaledwie 26-letniego poety R. Wojaczka. Ten pierwszy cierpiał i zmarł w 1031 r., po chyba długim życiu, bo na swoim ciele chciał "uzupełnić braki udręk Chrystusowych", dla zbawienia swojego i bliźnich. Ten drugi zaś, w 1971 r., po bardzo krótkiej egzystencji - bo się na swoje życzenie śmiertelnie, aż do samobójstwa,  uzależnił od nałogów...
A przecież był nazywany jako "jeden z najwybitniejszych poetów swego pokolenia", jako "jedna z najbardziej legendarnych postaci poezji polskiej"  (zobacz).
A przecież mógł w nim nadto być, po nawróceniu, gdyby nastąpiło, materiał na świętego...
 

Gdy poeta rezygnował już z nadziei

Gdy miał już dość alkoholu, nikotyny, seksu



Rok łagodnego światła
Wzrok zdolny cieszyć się
Słuch cierpliwy i chłonny
Głos jedynego Boga
Dłoń kochanej kobiety
Dłoń w jej poważnej dłoni

Chleb z zasłużonej mąki
Schron bezpiecznego domu
Gość poproszony w dom

Grosz pewnie zarobiony
[........................]
Cel wytyczony
Śmierć pobożna

Nie dla mnie

Chodzę i pytam
Chodzę i pytam: gdzie jest moja szubienica?
W czyim ogrodzie, w jakim lesie rośnie?
Na jakiej miedzy pasie cień kobiecy?
Na którym rynku świąteczną choinką?

W jakim pokoju zwiesza się nad stołem
Uprzejma pętla, bym ją szyją przetkał?
Na jakich schodach nareszcie ją spotkam?
Na którym piętrze sznur sobą wyprężę?

W której stronie głowę ku niej skłonię?
W jakiej piwnicy, hałasie czy ciszy?
Na jakim strychu, ciemnym czy widnym?
W jakim klimacie, gorącym czy zimnym?
 

 

1 VIII.

W jaki sposób można szybko i skutecznie obrzydzić sobie
współczesną cywilizację?

Bardzo prosto. Wystarczy przez trzy dni z okna plebanii w Tropiu  obserwować powodziowe wody Dunajca. Co na ich powierzchni płynęło? Przerażający śmietnik cywilizacyjny; wody niekiedy  prawie nie było widać! A co płynęło pod jej powierzchnią oraz dnem rzeki i jeziora, to tylko ryby mogą zaświadczyć!
A może nie jest to wina cywilizacji, lecz nastawionego na wielkie żarcie człowieka?
Tylko czy ten, zarażony konsumpcjonizmem człowiek nauczy się kiedyś  żyć w stworzonej przez siebie cywilizacji? Czy nadal będzie ją tak kompromitował?
 

27 IV.

Katolicy, warto, naprawdę warto czytać deklarację "Dominus Iesus"!
         W naszych czasach, postmodernistycznych, w sprawach wiary wypada mówić: "każdy ma swoją prawdę" i każdemu, aby było demokratycznie, należy przyznawać racji po równo; po prostu według matematyki: sto procent racji dzielone równo przez liczbę dialogujących. Tym, zagubionym już katolikom, w sukurs przychodzi deklaracja Stolicy Apostolskiej "Dominus Iesus" - 'Panem jest Jezus'.
         Jest to jakby odpowiedź tym, którzy mówią: "skoro w każdej religii może być obecne jakieś dobro i jakiś element prawdy, więc po co im nasz Jezus-Zbawiciel i nasz Kościół; po co nasze misje i troska o pogan, żydów, muzułmanów, ateistów, animistów... W każdej religii można się zbawić..."
         Więc przyjrzyjmy się bliżej owemu podstawowemu na dzisiejsze czasy dokumentowi. Co on mówi?
         1) Nasza wiara, oparta na objawieniu Nowego Testamentu mówi, że Jezus jest Pełnią, a Jego objawienie jest ostateczne. Choć niektóre elementy wierzeń (nie wiary, tylko wierzeń jako zjawiska kultury) odbijają promienie Prawdy, oświecającej wszystkich ludzi i które mogą być traktowane jako przygotowanie do przyjęcia Ewangelii, to jednak nie mogą być uznane za nadprzyrodzone objawienie Boże, a księgi, w których je spisano, za natchnione przez Boga.
         2) W Jezusie "Mesjaszu, Synu Boga  żywego (Mt 16,16), mieszka cała pełnia: Bóstwo na sposób ciała" (Kol 2,9). On jest "Jednorodzonym Bogiem, który jest w łonie Ojca" (J 1,18), który zechciał, "aby przez Niego znów pojednać wszystko ze sobą" (Kol 1,20). Dla Jego więc zbawczego działania nie ma innej alternatywy; ani w odwiecznym (jakoby niewcielonym) Słowie, ani w rzekomo działającym także poza Nim Duchem Świętym, ani poza Kościołem, który jest Jego Ciałem (zob. Kol 1,18).
         3) Na zawsze pozostaną w mocy jednoznaczne słowa Nowego Testamentu o Jezusie Chrystusie i oparta na nich wiara Kościoła:
że "Nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni" (Dz 4,12);
że "każdy, kto w niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów" (Dz 10);
że "choćby byli na niebie i na ziemi tak zwani bogowie - jest zresztą mnóstwo takich bogów i panów - dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodzi i dla którego my jesteśmy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystusa, przez którego  (...) my jesteśmy" 1Kor 8,5-6);
że Bóg "pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy. Albowiem jest jeden Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, Jezus Chrystus" (1Tym 2-4-6).
To pośrednictwo Chrystusa nie wyklucza , lecz wzbudza  rozmaite współdziałania u stworzeń; także u ludzi innych wierzeń. Nie można jednak ich pojmować jako równoległe i uzupełniające, albo będące  poza obrębem jedynego pośrednictwa Chrystusa.
         4) Pełnia tajemnicy zbawczej Chrystusa należy także do Kościoła, nierozerwalnie złączonego ze swoim Panem. Jezus Chrystus nadal jest obecny i prowadzi swoje dzieło odkupienia w Kościele i poprzez Kościół, który jest Jego Ciałem. Jak głowę i ciało, tak Chrystusa i Kościół nie utożsamiamy; ale też nie możemy ich oddzielać, stanowią bowiem jedynego, "całego Chrystusa". Ten jeden Kościół Chrystusowy, jak wyznajemy - katolicki i apostolski, istnieje w Kościele katolickim. Wprawdzie liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy znajduję się także poza organizmem Kościoła katolickiego, w niekatolickich Kościołach i niekatolickich Wspólnotach kościelnych, ale zawsze "ich moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu", jak uczy ostatni Sobór.
         5) Także głoszone przez Jezusa Królestwo Boże, dotyczące wszystkich: ludzi, społeczeństwa i całego świata, choć jego natura nie jest jeszcze dość zdefiniowana, nie może być pojmowane w oderwaniu od Chrystusa, ani od Jego Kościoła. "Posłannictwo Kościoła - jak głosi Sobór - stanowi zalążek oraz zaczątek tego Królestwa na ziemi".
         6) W świetle powyższego byłoby sprzeczne z wiarą katolicką postrzeganie Kościoła jako jednej z wielu dróg zbawienia. Choć Kościół traktuje inne religie świata z prawdziwym szacunkiem, to równocześnie odrzuca stanowczo postawę indyferentyzmu lub relatywizmu, prowadzącą do przekonania, że jedna religia ma taką sama wartość, jak inna; nie zapomina, że inne obrzędy, jako związane z przesądami lub innymi błędami (na co wskazuje św. Paweł, 1Kor 10,20-21), stanowią raczej przeszkodę na drodze do zbawienia.
         Dlatego wszyscy członkowie Kościoła, pełni pokornej wdzięczności za swój uprzywilejowany stan i bardziej niż inni lękając się surowego sądu, współpracują z łaską Chrystusa i spełniają nakaz miłości do wszystkich ludzi - wraz z całym Kościołem, który bez przerwy głosi Chrystusa, będącego jedyną "drogą, prawdą i życiem" (J 14,6).
         Dialog, czyli braterska rozmowa, połączona z otwarciem się na prezentowane przez partnera dobro, nie może zwolnić z misyjnego obowiązku głoszenia mu Chrystusowego orędzia zbawienia. "Biada mi bowiem, gdybym nie głosił Ewangelii!" (1Kor 9,16).
         -------------
         Prawdy i zasady, przypomniane nam przez deklarację Stolicy Apostolskiej "Dominus Iesus", stanowią doskonałą pomoc dla nas, katolików, by wśród postmodernistycznego zamętu nie zagubić się; by w partnerskim dialogu z niechrześcijańskim światem nie zatracić ducha misyjnego.
         Ważne to zwłaszcza teraz, gdy za swoimi plecami czujemy już oddech "proroka" Mahometa...(cdn.)
 

24 IV.

Jak zaczęło się "objawienie", przekazane islamowi przez Mahometa.
         O wartości zapisanego w Koranie objawienia niech świadczą okoliczności jego "przekazywania" przez Allaha. Wprawdzie w Koranie nie ma relacji historycznych, w stylu takim, jakie spotykamy np. w Biblii, ale zawiera on kilka aluzji do stanu psychicznego życia Mahometa w trakcie odbierania "objawień" Allaha. Natomiast liczniejsze aluzje i informacje na ten temat znajdują się w hadisach.
         Hadisy są to pozakoraniczne tradycje, pisane przez ludzi z otoczenia Mahometa, a zwłaszcza członków jego rodziny, np. żony Proroka,  i pierwszych uczniów. Najbardziej dla Arabów wiarygodny zbiór hadisów sporządził Sadih Al-Bukkari (zm. 870). W islamie przypisuje się im pochodzące od Allaha, podobne do Koranu, natchnienie. Są one głównym, obok Koranu, źródłem wiary, prawa i praktyk kultowych islamu. Są także, nawet znacznie bogatszym niż Koran, prawie jedynym źródłem informacji o życiu Proroka i jego "objawienia". Dokładnego i uznanego przez islam dziewięciotomowego przekładu hadisów na j. angielski dokonał Muhammad Mushin Khan (Pakistan, 1979).
         Z owego zbioru Hadisów pochodzą poniższe cytaty (tom i nr lub str.), opisujące okoliczności i stan zdrowia Mahometa, wśród których przemawiał do niego Allah.
"Mahomet uskarżał się na dzwonienie w uszach, jakby słyszał dzwony" (t.I, n.1; t.IV, n.438);
"Jego serce zaczynało bić raptownie... Jego twarz stała się czerwona" (I.3; II.16.354; V.618; VI.508));
"Ciężko oddychał" (VII.508);
"Czasami nagle padał lub kładł się". "Upadł nieprzytomny na ziemię, z oczami otwartymi ku niebu". "Upadłem na ziemię" (II.16.354; IV.461; V.170; VI.448);
"Prosił, by nakryto go kocem lub prześcieradłem". "Upadł on nieprzytomny na ziemię, z oczami utkwionymi w niebo. Kiedy odzyskał świadomość, zawołał: Moja suknia, moja suknia!" "Upadłem na ziemię i powiedziałem: Przykryjcie mnie kocem, przykryjcie mnie! Wówczas Allah zesłał objawienie: Och ty, owinięty kocem..." (I.3; II.16.354; III.17; IV.461; V.170; VI.447.448.468.481);
"Jego usta dygotały, gdy leżał na ziemi" (I.4);
"Słyszał i widział rzeczy, jakich inni nie widzieli, ani słyszeli" (I.2.3; I.458.461; VI.447);
"Czasami śniło mu się" (I.3; V.659; VI.478)
"Obficie pocił się" ((I.2; II.544; III.829; IV.95; V.562);
"Czasami chrapał jak wielbłąd" (II.16.354; III.17).
         Nie trzeba być lekarzem medycyny, żeby określić, jakie to sytuacje zdrowotne były podłożem "objawień", które otrzymywał Mahomet.
         Powstaje tu pytanie: Jeśli odznaczał się takimi stanami zdrowia, to dlaczego mu wierzono?
         Otóż właśnie... dlatego, z powodu tego stanu zdrowia! Już w przedislamskim politeizmie arabskim epilepsja była postrzegana jako nawiedzenie bogów. To przekonanie szczególnie triumfowało w czasach Mahometa i stało się źródłem islamu. Resztę dokonała militarna przemoc  (cdn.).
 

14 IV.

Nieświęte życie proroka Mahometa
         Od założyciela wielkiej religii, jaką jest islam, można by oczekiwać o wiele więcej, niż od każdego innego Beduina arabskiego. Tym więcej, że pierwsi jego wyznawcy wyraźnie faworyzowali kult osoby Proroka i naśladownictwo nawet jego fizycznych cech. Choć Koran zakazuje dodawać Allahowi "towarzyszy" (tzn. bogów pogańskich lub Chrystusa chrześcijańskiego), Mahometa wspomina się jakby w jednej parze z Allahem, jak choćby w pierwszym "filarze" islamu (islamskim wyznaniu wiary): "Nie ma Boga oprócz Allaha, Mahomet jest jego Prorokiem", albo w wersecie o podziale łupów, zagrabionych przez Mahometa Żydom z oaz Chajbar i Fadak: "To, co dał Allah swojemu Posłańcowi jako zdobycz od mieszkańców miast, to należy do Allaha i jego Posłańca" (sura 59,7).
         W konsekwencji współwyznawcy Mahometa mają nakazane naśladować jego zewnętrzny wygląd, łącznie z owłosieniem głowy i brodą, jego strojem i sposobem poruszania się. A islamski myśliciel Abu Hamid al-Gazali, komentując dalsze słowa Koranu: "A to, co wam daje Posłaniec, to bierzcie; a czego wam zakazał, od tego się powstrzymajcie" (sura 59.7), stosuje je także do stylu życia Proroka i wnioskuje: "Znaczy to, że kiedy wkładacie spodnie, powinniście [jak on czynił] usiąść; a stać możecie, kiedy zawijacie turban. Kiedy wkładacie but, zacznijcie od tego z prawej nogi".
         Czy jednak Mahomet godzien jest naśladownictwa?
         Islamiści wskazują, że jego życie nie było budujące. Najpierw to, że długo w swoim życiu, bo przez około czterdzieści lat, wyznawał arabski politeizm, związany z politeistycznym kultem w starożytnym sanktuarium Ka'ba w Mekce i nigdy nie mógł się w pełni oderwać od tamtejszej pogańskiej obrzędowości.
         Wskazuje się także na skomplikowane cechy charakteru, jak porywczość i niestałość, gwałtowność i mściwość. W tradycjach islamskich, zwanych hadisy, błąka się wzmianka o jakimś rodzaju padaczki, na która miał cierpieć (niektóre padaczki, zdaniem psychiatrów i psychologów religii, sprzyjają omamom i tzw. objawieniom).  O cechach jego charakteru niech świadczy jedna z sur Koranu, którą Mahomet poświęcił swojemu stryjowi Abu Lahabowi i jego żonie Umm Gamil, niechętnym Prorokowi. Brzmi ona w całości tak:
"Niech zginą obie ręce Abu Lahaba
i niech on sam zginie!
Nie zdadzą mu się na nic
jego majątek i to, co zyskał.
Będzie się palił w ogniu płomiennym,
i jego żona, nosząca drzewo;
będzie ona mieć na szyi sznur
" (sura 111)
         W życiorysie znajduje się wiele faktów, wskazujących na agresywność i wojowniczość Mahometa. Już jako przewodnik karawan kupieckich w służbie pierwszej żony Chadidży, zaangażował się w rywalizację z kupcami własnego rodu w Mekce, Kurajszytami. Gdy do tego dołączyły się względy religijne, w 622 r. musiał uchodzić z Mekki do Medyny. Stamtąd urządza kilka wojennych wypraw przeciw rodzinnemu miastu, uwieńczone wielkim zwycięstwem pod Badr w 624 r. W kilku następnych latach wybija wiele, opierających się jego rządom i wierze, plemion żydowskich w Mekce i jej pobliżu. W sumie naliczono dwadzieścia siedem  wielkich najazdów wojennych Proroka i trzydzieści cztery jego ówczesnych wyznawców przeciw plemionom żydowskim i arabskim, a na rok przed śmiercią - bez sukcesu - już przeciw Bizancjum. I ten duch wojenny Mahometa zakodował się w wersetach Koranu i trwa w postawie dzisiejszego islamu.
         W życiorysie Mahometa podkreśla się jego wybujałe życie erotyczne. Po monogamicznym i (z musu?) wiernym związku z bogatą i władczą, piętnaście lat od niego starszą, wdową Chadidżą, poślubił trzynaście kobiet. W zbiorze hadisów Al-Buchariego jest wzmianka, świadcząca o jego wielkim wigorze seksualnym: że np. jednej nocy potrafił współżyć z dziewięcioma ówczesnymi żonami. W ten sposób pacyfikował problemy narastającej zazdrości między żonami o nierówne traktowanie; a spotęgowały się one najbardziej po poślubieniu i wyróżnianiu do końca jego życia, młodziutkiej nastolatki A'iszy; żył z nią wiele lat, a umarł w jej ramionach, gdy miała zaledwie lat osiemnaście. Takie życie odbiło się na wielu zapisach Koranu w sprawach małżeństwa i kobiet.
         Czy więc, jeżeli ktoś chce być zgodny z prawdą, a nie robić tylko wrażenia ofiary dialogowania za wszelką cenę, może o Mahomecie pisać, że był: "Wyniesiony do godności najwierniejszego rzecznika Boga"? Jeżeli "Boga", to na pewno nie tego chrześcijańskiego, naszego! (cdn.)
 

12 IV.

Czy Koran jest księgą świętą? Czy przekazuje Boże objawienie?
         W jednym piśmie parafialnym przeczytałem niedawno takie zdanie: "Wszystkie religie odwołują się do konkretnego objawienia, które różnie jest rozumiane, ale zawsze jego autorem jest Bóg. W tej sytuacji czy ośmieliłby się ktoś podać w wątpliwość twierdzenie, że Mahomet był tym, który został 'oświecony' i pragnął pomóc wszystkim..."
         Otóż - ja się ośmielam podać w wątpliwość; a nawet już to wcześniej uczyniłem; zobacz niżej, w poprzedniej refleksji z dnia 5 IV.
         Określenie "księga święta" może mieć różne znaczenia, pozytywne lub wprowadzające w błąd. Koran jest księgą świętą tylko w tym sensie, że jest źródłem wiary i religii dla milionów ludzi, często dobrej woli. A do uczuć religijnych drugiego człowieka trzeba prawie zawsze odnosić się z szacunkiem. Dlaczego z szacunkiem nie "zawsze", a tylko "prawie zawsze"?  Bo jeżeli treścią wiary i uczuć religijnych są np. takie zbrodnicze zamiary wobec ludzkości, jak np.  w japońskiej sekcie "najwyższa prawda"? Albo jeżeli w treści tych uczuć jest, jak w islamie, naśmiewanie się z wiary w Trójcę Świętą czy w Chrystusa jako Syna Bożego i uznawanie go co najwyżej za jakiegoś mniejszego od Mahometa proroka? A jeżeli ta niby "święta księga" nawołuje do wytępiania, lub co najmniej upokarzania i gnębienia daninami wyznawców Biblii?
         Nie, do takiej księgi i zrodzonej z niej religii nie pasuje słowo "święta", choćby jakieś niechrześcijańskie religioznawstwo tak je nazywało.
         O tym, że w każdej religii i w każdej księdze niby-świętej znajdują się jakieś elementy prawdy i dobra, to dobrze wiemy; trudno przecież wyobrazić sobie cokolwiek na świecie, w czym nie byłoby jakichś elementów prawdy i dobra (przecież takich dopatrujemy się nawet w osobie Piłata czy Judasza). "Nierzadko odbijają one promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi", jako to formułuje ważna deklaracja Stolicy Apostolskiej "Dominus Iesus" z roku 2000.  "W istocie niektóre modlitwy i niektóre obrzędy innych religii mogą przygotowywać na przyjęcie Ewangelii, ponieważ stwarzają pewne sytuacje lub są formami pedagogii, dzięki którym ludzkie serca zostają pobudzone do otwarcia się na działanie Boże" (tamże).
         Ale to nas nie upoważnia do akceptacji całego Koranu jako niby księgi świętej. Bo i "nie należy zapominać, że inne obrzędy jako związane z przesądami lub innymi błędami, stanowią raczej przeszkodę na drodze do zbawienia" (tamże; tu Deklaracja przypomina słowa św. Pawła, 1Kor 10,20-21, warto tam zaglądnąć!).
         A czy Koran i podobne niechrześcijańskie "księgi święte" mogą być nazwane "natchnione", jak się mówi w niechrześcijańskim religioznawstwie? Otóż Deklaracja wyjaśnia: "Stawia się także hipotezę o natchnionym charakterze świętych tekstów innych religii [...]. Jednakże tradycja Kościoła zastrzega miano 'tekstów natchnionych' do ksiąg kanonicznych Starego i Nowego Testamentu jako natchnionych przez Ducha Świętego".
        
Jeśli Koran nie jest natchniony przez Boga, to chyba nie może być zwany "natchniony". Bo przez kogo miałby takim się stać?
         Więc odpowiedzmy: czy może katolik pisać, że Pismo Święte wyróżnia się spośród innych ksiąg tylko większym stopniem natchnienia, większą doskonałością objawienia lub większą od nich świętością? Czy może mówić, że Koran, jak "każda ze 'świętych ksiąg', nie wywodzi się tylko z naturalnej aktywności człowieka, lecz jej źródłem jest jakieś objawienie"?
         A odpowiedź jest tym ważniejsza i pilniejsza, że nasi rodacy, szukając pracy w Zachodniej Europie, coraz częściej spotykają się z ludźmi Koranu, uprawiającymi, z Koranem w ręku, aktywną działalność misyjna na rzecz Allaha i jego proroka Muhammada (Mahometa). Do niejednego z nich może podejdzie wyznawca Allaha i powie, jak kiedyś arcybiskupowi Dakaru kard. Duvalowi: "Twoje czoło jest stworzone do bicia pokłonów; czy nie chciałbyś zostać muzułmaninem?" (cdn.)
 

5 IV.

Jak powstrzymać rozwój III wojny światowej, czyli terroryzm islamski...
         Zwyczajny terroryzm bywa do pokonania przez ustanowienie mechanizmów policyjno-wojskowych, stwarzających niebezpieczeństwo dla życia samych terrorystów. Lęk przed śmiercią i instynkt samozachowawczy ogranicza swobodę działania pospolitego terrorysty.
         Ale w terroryzmie islamskim brak tego samoograniczenia. U tego terrorysty śmierć w trakcie tępienia "niewiernych" jest awansem do świętości i do chwały u Allaha, zgodnie z niektórymi wersetami Koranu.
Tu policyjno-wojskowe mechanizmy obronne  raczej wzmagają terroryzm.
         Czy więc w walce z nim obejdzie się bez zakwestionowania ślepej wiary w niektóre wersety Koranu? Czy nie trzeba będzie zaproponować, żyjącym jeszcze w świecie muzułmańskim, ludziom dobrej woli i niektórym światłym ich teologom nowej interpretacji wersetów "świętowojennych" przez wskazywanie na ich tymczasowe i doraźne znaczenie wyłącznie dla czasów Muhammada na początku VII w.?
         Chrześcijańska Biblia Starego Testamentu jest wolna od niebezpiecznych wersetów, w rodzaju "oko za oko, ząb za ząb", bo je Chrystus  zakwestionował i zinterpretował według swojej Ewangelii miłości i zbawienia pogan. Czy w Islamie nie ma takich pozytywnych czynników, do których by się mogli odwołać postępowi interpretatorzy Koranu?
         A może po prostu nie wszystko, co ludzie sami sobie wymyślili i nazwali religią, godne jest naturalnego uszanowania? A może świętowojenna religia islamu do takich należy? Czy jesteśmy dość świadomi militarystycznych i ekspansjonistycznych dziejów islamu, począwszy od roku 610 (początek tzw. objawień Mahometa) aż do dziś?
         A może "święta księga Koran" nie jest święta?
         A może pochodzi od Boga tylko w takim sensie, jak każdy zwykły wymysł ludzkiego rozumu i jego przebiegłości?
         Za tym ostatnim bym głosował (cdn.)
 

14 III.

Dlaczego Jezus nie wyraził ubolewania z powodu rzezi Galilejczyków?...
Doniesiono Jezusowi, że Piłat wymordował grupę Galilejczyków (zapewne z powodu jakiegoś buntu), akurat w momencie, gdy w świątyni składali krwawe ofiary. Krew ludzka wymieszała się z krwią ofiarowanych zwierząt, co było szczególnie przerażające dla Żydów, mających krew w wielkiej czci. Jezus jednak nie wyraził im współczucia (przynajmniej Ewangelista Łukasz tego nie zanotował, Łk 13,1). Dlaczego? Bo Jezus chciał wykorzystać ten moment, by przerazić słuchaczy jeszcze większą tragedią: grzechem. "Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie zginiecie" (Łk 13,3).
Analogicznie postąpił, gdy przyniesiono do niego paralityka. Zamiast zająć się nieszczęśnikiem i uzdrowić jego ciało, Jezus zajął się jego duszą: "Ufaj, synu! Odpuszczone są ci się  twoje grzechy" (Mt 9,1). Widocznie grzech był większym jego nieszczęściem, niż paraliż.
Ale żeby o tym wiedzieć, trzeba mieć oko Jezusa.
 

9 III.

Bóg buduje nowe - na starym
Chrześcijaństwo, ku faryzejskiemu zgorszeniu świadków Jehowy (jehowitów), nie buduje na spalonej ziemi pogańskiej. Głosząc Ewangelię, nawiązuje do niektórych pozytywnych i dających się jakby ochrzcić wartości. Tak czynił już Bóg w Starym Testamencie. O tym opowiada i niedzielne czytanie: Bóg, żeby wyrazić Abramowi, że będzie wierny danej mu obietnicy i zawartemu z nim przymierzu, posłużył się starym obyczajem, znanym i praktykowanym co najmniej od XIV wieku przed Chr. przez pogańskich władców hetyckich, aramejskich i asyryjskich. Polecił mianowicie Abramowi, żeby porozcinał kilka zwierząt na połowy i ustawił je w szeregu naprzeciw siebie. Potem w symbolu dymu i słupa ognistego przeszedł pomiędzy tymi połówkami. (Rodz 7-17; por. Jr 34,18-20).
Jaka była wymowa tego obrazu? Ta sama, jaką wyraził w VIII w. przed Chr. asyryjski władca Mattilu, który zawierając układ, przeszedł między połówkami rozciętej głowy baranka, wypowiadając zaklęcie: "Ta głowa nie jest głową baranka, ale jest głową Mattilu oraz głową jego dzieci, jego dworzan, jego ludu i kraju; jeżeliby wykroczył przeciw tym zobowiązaniom, stanie się z głowa wymienionych osób podobnie jak z głową tego baranka".
Bóg, stosując się do tej tradycji przymierzy, chciał Abramowi powiedzieć: "Przysięgam ci wierność przymierzu, zaklinając się na swoją głowę - na swoje życie!".
Tak po ludzku podchodzi Bóg do człowieka!
 

25 II.

Gdyby dziś Jezus o tym pouczał...
Czytaliśmy dziś i słuchali wezwanie Jezusa, by modlitwę, post i jałmużny praktykować w ukryciu, jakby w prywatnej "izdebce", gdzie nas tylko Bóg widzi. Taka postawa miała sens w Jego czasach, gdy całe życie publiczne pełne było religijności i kiedy naprawdę opłaciło się być znanym z pobożności, umartwienia i uczynności. Wtedy naprawdę łatwo było o obłudę w tych praktykach i o pychę w religijności.
Ale teraz? Teraz tak bardzo nam potrzeba widoku ludzi modlących się i poszczących; tak bardzo byśmy chcieli słyszeć o bezinteresownych jałmużnikach. Bardzo nam potrzeba światła nie pod korcem, ale na świeczniku. Potrzeba nam wyznania wiary w Jezusa przed ludźmi.
Życie na ulicy zostało doskonale wysterylizowane z wszelkich objawów wiary!
 

4 II.

Dawid w swoim śmiertelnym nieprzyjacielu, Saulu, uszanował Pomazańca Pańskiego
W czytaniach mszalnych interesujący wątek. Król Saul w trakcie zbrojnej pogoni za Dawidem, niespodziewanie, bo w czasie snu, wpadł w jego ręce. Jednym pchnięciem jego własnej dzidy sługa Dawida chciał pozbawić go życia. Dawid stałby się wolnym i bezpiecznym i objąłby rządy w Izraelu. Ale on zobaczył w Saulu Pomazańca Pańskiego. Darował mu życie i uszanował go. Dlatego Dawida pochwala Pismo: "Człowiek według serca Bożego".
Gdybyśmy i w swoim wrogu umieli dostrzec coś Bożego: przeznaczenie do zbawienia, synostwo Boże, powołanie do dzieła Bożego, obraz i podobieństwo Boże... Jak łatwo by było przebaczać!
Trudność w tym, że do takiej postawy potrzeba wiary!
 

25 I.

Tolerancjo, nie kompromituj się!
Niedawno na forum parlamentu francuskiego wniesiono projekt ustawy o zakazie noszenia "ostentacyjnych znaków religijnych" w szkołach publicznych we Francji. Gdy 17 grudnia ub. roku sam prezydent Francji Jacques Chirac w godzinnym przemówieniu uzasadniał niedopuszczalność noszenia w szkołach czadorów i chust muzułmańskich, jarmułek żydowskich i krzyżów chrześcijańskich, rzekomo w imię tolerancji dla myślenia laickiego, wielu obserwatorów uznało ten fakt za ponury żart.
W tych dniach posunięto się dalej: bowiem zauważono, że trzeba jeszcze zakazać noszenia bród przez wyznawców hinduizmu!
Co jeszcze ciąć będzie ta oświecona francuska gilotyna tolerancji? Chirac całą powagą prezydenta zapewnia, że dyskretne znaki przekonań religijnych, np. medaliki, nadal będą dozwolone...
Teraz możemy pytać, co to jest ta tolerancja - czy nie jest to jakaś nowa sekta?
 

1 I.

"Wy macie zegarki, my mamy czas" (afrykańskie)
Tak podobno odpowiedzieli czarni białym handlarzom zegarków w Afryce.
Czy zegarki nie mogłyby służyć po to, byśmy mieli czas? Czy da się to osiągnąć?
 

8 XII.

Święto poczęcia Jezusa, poczęcia Maryi, poczęcia mojego...
Jakaż to ważna praktyczna wymowa świąt 25 marca i 8 grudnia. Już w momencie poczęcia Słowo stało się Ciałem, czyli zaistniał Jezus Chrystus jako Bóg i człowiek. Nie była to tylko zygota, bezkształtna galaretka komórek, lecz prawdziwy Chrystus. Tak samo Maryja, już w momencie poczęcia była pełna łaski, niepokalana. I co na to aborcjoniści?
 

30 XI.

Aby święta były nudne..., zadba o to biznes!
Na placach miejskich już stoją choinki. Ze sklepowych witryn spoglądają na nas, zachęcając do kupna, świąteczne ozdoby. Z uchylonych drzwi marketów dolatuje do naszych uszu melodia kolęd.
Oto co oznacza granie na religijnych sentymentach, by tylko biznes się kręcił!
Już teraz księża nie muszą zachęcać do zachowania świątecznych zwyczajów. Zadba o to biznes. Zauważył bowiem, że i  na tym może zrobić kasę. Spieszy się, bo pierwsze emocje są najbardziej intensywne. Dlatego w pierwszy dzień Adwentu mamy już... Boże Narodzenie!
Co nam, wierzącym, pozostaje? W Święta będziemy już znudzeni choinką, kolędą...
Dobrze, że nam przynajmniej Chrystusa jeszcze nie odebrano!
 

16 XI.

"Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej"
To zdanie z Listu do Efezjan jest ogromnie ważne dla zrozumienia nauki św. Pawła o małżeństwie. Zwykle niektórzy czytelnicy, zwłaszcza męscy, pamiętają tylko następne zdanie, że żony maja być poddane swym mężom. O tym, że wzajemnie trzeba sobie podlegać, to rzadko kto podkreśla. Jeszcze rzadziej pamięta się, że mąż powinien miłować swoją żonę "jak Chrystus umiłował Kościół", oddając także życie za niego.
Rozumnie więc czytajmy i komentujmy Pismo św.!
 

9 XI.

"Ta uboga wdowa najwięcej ofiarowała, całe swoje mienie!"
W dzisiejszej Ewangelii słyszeliśmy te słowa o Jezusie, który w świątyni jerozolimskiej obserwował składających swoje ofiary do skarbony i o kobiecie, którą Jezus zauważył i pochwalił, gdy złożyła tylko jeden grosz, ale było to całe jej utrzymanie (Łk 21,2). Judasz pewnie miał ochotę zakrzyknąć: "Na co to marnotrawstwo? Przecież można to było dać na ubogim"(por. J 12,5). Ale Jezus miał tu jednak inne zdanie, podobnie jak wobec tej kobiety, która dla namaszczenia Jego nóg rozbiła naczynie drogocennego olejku.
Bo mimo że Jezusowa Ewangelia jest ewangelią ubogich, to niekiedy bywają sprawy ważniejsze: troska o Bożą chwałę.
A gdy sobie przypomnimy jeszcze, jak ten "cichy i pokornego serca" Jezus biczem z powrozów przepędzał znieważających świątynie (J 2,13-17)?
 

2 XI.

Jaka prosta recepta na szczęście!
Prof. Bela Buda z Węgier, specjalista od problematyki samobójstw, wskazał, bawiąc niedawno w Olsztynie, na dziwne zjawisko: w ilości samobójstw przodują w świecie superbogaci Japończycy. W naszym rejonie Europy od wielu lat prym wiodą Węgrzy, też w stosunku do nas nienajbiedniejsi. Na szarym końcu "wlecze się" - Polska! Polacy, ci stale narzekający i na pewno od innych w Europie biedniejsi, jednak chyba nie czują się najbardziej nieszczęśliwi.
A może właśnie dlatego, że niebogaci?
Wczoraj właśnie czytaliśmy: "Szczęśliwi ubodzy w duchu... szczęśliwi cisi..., szczęśliwi miłosierni..., szczęśliwi, którzy wprowadzają pokój..."
A nam się wydawało, że trzeba być bogatym, wygrać przetarg, pokonać rywali..., to szczęście zagości w naszych sercach. Nic z tego!
A czy wiecie, że taka sama jest recepta na świętość?
 

26 X.

"Połowę majątku rozdam ubogim, a jeśli kogoś skrzywdziłem..."
"...a jeśli kogoś skrzywdziłem, oddam poczwórnie". Taki był rezultat wejścia Jezusa do domu Zacheusza i uświęcenia go (zob. Łk 19,1). I właściwie po to buduje się i poświęca każdą katolicką świątynię. Przybywają do niej różni ludzie, nawet -ku zgorszeniu ateistów i innowierców - tylko ciekawscy. Ale zawsze wtedy jest nadzieja, że może ktoś z nich nawróci się, jak Zacheusz. A to oznacza, że już warto budować i poświęcać świątynie.
 

19 X.

"Nie przyszedłem Pana nawracać", a tylko wezwać i pomóc do nawrócenia!
Dość długo nie mogłem zrozumieć Poetę, przecież kapłana, dlaczego wymawia się od obowiązku nawracania. Przecież jeśli jest chrześcijaninem, jeśli wiarę uważa za istotne dobro, jeśli miłuje Chrystusa, to nie może się powstrzymać od dzielenia się tym dobrem. A on, poeta, tymczasem wymawia się...
Ale jemu chodzi tylko o jedno. O to, że to bliźni ma się SAM nawracać, a ja mam tylko obowiązek do tego go wezwać, zachęcić, dodać odwagi, pomóc. A  więc nic z tego, co w antychrześcijańskiej literaturze zarzuca się chrześcijanom, myślę, że w 90 procentach niesłusznie, nawracanie siłą militarną, finansową lub podobną.
Nawracanie to tylko odwoływanie się do cudzego rozumu i woli, do poczucia odpowiedzialności za swoje zbawienie i za dobro społeczne doczesne, które wynika z chrześcijańskiej postawy.
Taki ma właśnie sens dzisiejsza Niedziela Misyjna, przyozdobiona beatyfikacją Matki Teresy z Kalkuty.
 

12 X.

Trochę mi żal Ojca św....
Żal mi Ojca św. dlatego, że okazuje się mu cześć trochę jakby w oderwaniu od Ewangelii. Podobnie np. czynią względem Maryi ci, którym najbardziej odpowiada Jej kultowy obrazek, ale bez Jezusa. I tak też Ją czczą. Jest to ujmą dla godności Matki Bożej.
Tak czyni się i Ojcu św. Często czci się go bez odwołania do Ewangelii, do posługi św. Piotra, do świadectw pierwotnego Kościoła. Rzadko kto z wiernych  świeckich podjąłby się uzasadniania względem niekatolików czy sekciarzy swojego serdecznego stosunku do papieża. Zabrakło tej tematyki z okazji jego wizyt w Polsce oraz z okazji jego rocznic. Szkoda. Bowiem w oczach stojących na zewnątrz niekatolików jawimy się jako tylko fanatycy polskości i nacjonaliści, dla których papież jest ważny tylko dlatego, że z polskiej krwi.
(Zapis 12 października)
 

5 X.

Różaniec chyba do dziś niezrozumiany.
Mimo trudności, historycy starają się ustalić dzieje różańca. W uproszczeniu było to chyba tak: Najpierw, w starożytności Kościoła, wykształceni duchowni codziennie  odmawiali cały psałterz biblijny, czyli 150 psalmów. Potem, około VI w.,  powstał, zwłaszcza wśród tych, którzy nie umieli czytać, zwyczaj zastępowania psalmów Modlitwą Pańską albo Pozdrowieniem Anielskim, powtarzanym 150 razy.  Przy czym do słów Pozdrowienia Anielskiego dołączano urywki Ewangelii i rozważanie ich. Potem te urywki zamieniono na tzw. tajemnice. Z biegiem wieków różaniec zaczęto uważać za modlitwę maryjną.
Ostatnio zdecydowanie podkreśla się, w czym szczególna zasługa Jana Pawła II, że różaniec to modlitwa kontemplacji Jezusa, to modlitwa na wskroś chrystocentryczna. Bo nawet w trzech czy czterech, uważanych za ściśle maryjne, spośród 15 tajemnic jest jakoś obecny temat Chrystusa. Gdy Zwiastowanie, to przecież Chrystusa. Gdy Nawiedzenie Elżbiety, to przecież Maryja z Chrystusem. Gdy Wniebowzięcie Maryi, to przecież przez Chrystusa, czy do Chrystusa. Gdy ukoronowanie Maryi, to przecież przez Chrystusa, czy "Chrystusem" (Chrystus Jej chwałą).
A jednak ciągle różaniec jawi się nam i jest nadal praktykowany jako modlitwa tylko maryjna, jako zwykłe pacierzowanie i nieomal tylko jako amulet, sprowadzający szczęście czy odpędzający nieszczęścia. Czemu oświata religijna tak nie może się do nas przebić, do praktyki codziennej?
 

21 IX.

W mediach "60 trupów na godzinę".
W Dniu środków społecznego przekazu.
Nie możemy potępiać wszystkich mediów i wszystkich ich pracowników i twórców. Nasza witryna przecież też jest medium społecznego przekazu.
"60 trupów na minutę" to tytuł artykułu z internetowego Tygodnika Polityka. Wyraża on łatwość kontaktu ze zbrodnią i przemocą "dzięki" mediom, zwłaszcza telewizji.
Istnieje zjawisko jakby epatowania odbiorcy trupem (można dodać: także seksem). Media, wprowadzając do naszych mieszkań zbrodnie i przemoc, bywają niekiedy jedynymi przestępcami, których bezkarność jest w znacznej mierze zagwarantowana prawem.
Upomnij się za swoje dzieci, którym nie możesz wyrzucić telewizora lub zamknąć komputera, upomnij się w imieniu słabego człowieka, który nie potrafi dać sobie rady ze swoimi skłonnościami, upomnij się za siebie - a powstanie niesamowity jazgot o dążenie do cenzury, o hamowanie wolności twórcom, odbieranie wolności słowa itd.
Jednym słowem święta krowa w naszym ogródku!
Czy możemy się jakoś bronić? Gdyby sądownictwo działało poprawnie, dawałoby to jakąś nadzieję. A gdy ono nie działa, pozostaje nauczyć się wybierać. Ale jak nauczyć wybierać małe dziecko, jak nauczyć słabego, schorowanego moralnie, uzależnionego od zła człowieka?


 

1.   Część 1

2.   Część 2

3.   Część 3


 

Nasze Menu. Startuj ze Strony Głównej!

TROPIE - kościół i sanktuarium
śś. Świerada i Benedykta

Wioski
w parafii Tropie

Kościoły i święci
w regionie

Polsko-słowacko-
węgierskie braterstwo
kościołów i szkół

 STRONA GŁÓWNA
 Topografia Parafii
 Święci Pustelnicy
 Kalendarium histor.
 Zwiedzamy kościół
 Relikwie w kościele
 Zwiedzamy pustelnię
 Zwiedzamy parafię

 Wydarzenia nowe
 Ogłoszenia niedz
 Refleksje aktualne
 Informacje stałe
 Literatura naukowa
 Kontakt z nami
 Ulubione strony
 Okolicznościowe

 Tropie SzP
 Roztoka-Brzeziny SP
 Witowice Dolne
   SzkołaPodst.WD
 Witowice Górne
 Wytrzyszczka SzP
 Będzieszyna
 Najdawn. dzieje 

 Parafie, kościoły itd.
 Dekanat Czchów
    Kościoły i święci DC
 Dekanat Ujanowice
 Dekanat Zakliczyn
 Parafie nad jeziorami
 Konkurs regionalny

Tropie - ojczyzna
Nitra katedrála Zobor
Skalka nad Váhom
Nitra základná škola
Trenčn základná škola
Skalité základná škola
Witowice Dolne szkoła
Wytrzyszczka szkoła

WbM. ks.St.Pietrzak;  pietrzakstan@poczta.onet.pl;  tel. 601 918 322;  Copyright by Parafia Tropie

Str.pryw.-genealog. PIETRZAKOWIE, FIUTOWIE, JANIKOWIE, SZLAGOWIE       Nadto: Gierałtowie