Menu
Wejdź, proszę,
odwiedź
nasze strony:
STRONA GŁÓWNA
Informacje stałe paraf.
Topografia Parafii
Święci pustelnicy
Relikwie Świętych
Zwiedzamy Kościół
Zwiedzamy wokół k-ła
Zwiedzamy pustelnię
Zwiedzamy parafię
Najdawniejsze dzieje
Kalendarium histor.
Okruchy historii now.
Wydarzenia nowe
Ogłoszenia niedzielne
Wspólnoty parafialne
Notatki i refleksje
Literatura naukowa
Kontakt z nami
Wioski i szkoły
w naszej parafii
Tropie - wieś
Szkoła Podstawowa
Roztoka-Brzeziny
Szkoła Podstawowa
Witowice Dolne
Szkoła Podstawowa
Witowice Górne
Wytrzyszczka
Szkoła Podstawowa
Będzieszyna
Kościoły i Święci
mojej małej ojczyzny
Dekanat Czchów
Dekanat Ujanowice
Dekanat Zakliczyn
Parafie nad jeziorami
Definicje i wyjaśnienia
Konkurs regionalny
Braterstwo
kościołów i szkół
śś. Świerada i Benedykta
Polska-Slovensko
1.SANKTUARIA
Tropie-Sanktuarium
Nitra katedrala Zobor
Skalka nad Vahom
2.KOŚCIOŁY
Kysucky Lieskovec
Kubanovo-Sete
Częstochowa
Budzisław
Radostka
Oława
3.SZKOŁY
Nitra -zakladna skola
Trencin -zakladna skola
Skalite -zakladna skola
Witowice -szk.podst.
Wytrzyszczka - szk.p.
4.Inne zakątki braterstwa
Ine zakutia bratstva
Masok
baratsagszogletek
Genealogie
prywatne i parafialne
Pietrzakowie
Janikowie
Szlagowie
Fiutowie
Gierałtowie
GRATULUJEMY CI !
Od maja 2003 r.
jesteś
miłym gościem
tej witryny
Jeśli zalecisz ją
swoim przyjaciołom,
będziemy
wdzięczni!
AUTOR
i webmaster witryny:
ks.
St. Pietrzak
©
Copyright
by Parafia Tropie
|
7 IV 2006
Katarzy, jehowianie, lefebvryści...,
czyli jak rodzą się sekty?
Zastanawiające
jest współczesne zapotrzebowanie na sekty! Jest to w gruncie rzeczy
zapotrzebowanie na życie w małej, wybranej przez siebie wspólnocie i zarazem na
odcięcie się od wielkiej społeczności, w której czują się może niezauważeni lub
niedowartościowani.
Sekty skupiają
się wokół jakiegoś hasła lub żywego człowieka, spełniającego rolę wyroczni,
jakby hinduskiego guru. Uważają się w stosunku do pozostałej społeczności za
czystych, stąd jedna z nich nazywała się kiedyś "katarzy", od gr. 'katharoi'
(czyści), co w polskiej mowie przyjęło formę "kacerze" oraz "kociarze".
Dziś takim duchem
kociarstwa wyróżniają się szczególnie dwie sekty: jehowici i lefebvryści.
Pierwsi - to sekta oparta bardziej na starotestamentowej Biblii i czcząca Boga
pod jego hebrajską, choć mocno zniekształconą, formą jego imienia "Jehowa".
Odrzucają oni zwłaszcza uznawaną przez nas, chrześcijan, Boskość osoby Chrystusa.
Drudzy, czyli
lefebvryści - to ci, którzy zbuntowali się przeciw postanowieniom Soboru
Watykańskiego II, a zwłaszcza odnowionym obrzędom mszy, zasadzie wolności
religijnej, ekumenizmowi Kościoła i nowemu kodeksowi prawa kościelnego. Te
wszystkie osiągnięcia uznali za dzieło masonów i szatana samego. Ostatnich
papieży, zwłaszcza Pawła VI i Jana Pawła II, oskarżają o herezje lub wprost o nieważność ich urzędowania, jak
twierdzą pokrewni im sedewakantyści. Tworzą własne struktury kościelne, na czele
z nielegalnie święconymi i ekskomunikowanymi biskupami, organizują liturgię w
języku łacińskim, którą uważają prawie za jedynie ważną i absolutnie
niezmienną (rzekomo na podstawie decyzji papieża Piusa V z XVI w.) oraz szerzą propagandę antykościelną. Ich
pozaparafialne i pozakościelne wspólnoty wykazują wiele
cech odcinających się od Kościoła kociarzy.
Poniżanie przez
nich papieży, biskupów i kapłanów, wiernych nauce i liturgii Kościoła, jest
oczywiście na rękę złego ducha, pragnącego wprowadzić z życie religijne zamęt i dezorientację
(niech mi p. Helena z Toronto wybaczy, że na tej internetowej stronie
reaguję na przedstawione mi problemy religijne, z którymi się spotkała; ale znam
je i z polskiego środowiska; zaś
działalność w Kanadzie angielskiego bpa Richarda Williamsona jest - przyznam - wyjątkowo
wroga Kościołowi).
Sercem sekty
lefebvrystów, której początek dal abp Marcel Lefebvre, jest tzw.
Konfraternia św. Piusa X. W Polsce ma ona przyczułki w kilku miejscowościach; a
patronuje im austriacki ks. Karl Stehlin.
Papież Benedykt
XVI czyni starania o pozyskanie utraconych braci. Może nawet zezwoli na używanie
przedsoborowego mszału. Ale warunkiem pojednania i zdjęcia ekskomuniki z ich
nielegalnie święconych biskupów będzie zapewne uznanie dekretów Soboru
Watykańskiego II, aktualnego prawa kanonicznego i obecnej liturgii. Czy będą oni
zdolni do tego? Wątpliwe, gdyż upartość i ich zacietrzewienie z każdym kolejnym
dniem robi przerażające postępy. Widać to zwłaszcza w postawie bpa Richarda
Williamsona z Anglii.
7 III 2006.
Bóg nas potrzebuje; chce naszego i świętych wstawiennictwa za świat
Nasze sanktuarium żyje na co dzień
kultem świętych. Parafianie i pielgrzymi codziennie wzywają świętych, prosząc o
wstawiennictwo u Boga. Jaki sens ma ten zwyczaj? Jakie jest jego uzasadnienie?
Mądry artykuł, odpowiedź na pytanie na ten temat, napisał o. Jacek Salij. Cytuję
go z portalu Opoka, na swój i moich Gości użytek.
ROZGNIEWANY BÓG I MIŁOSIERNA MATKA
Z listu: >>Nie mogę się pogodzić ze słowami z pieśni "Serdeczna
Matko": "Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki
uciecze". Przecież to naiwność (i obraza boska) sądzić że Maryja, która jest
tylko Bożym stworzeniem, jest bardziej miłosierna niż Bóg. Przeglądnąłem pod tym
kątem pieśni maryjne w mojej książeczce do nabożeństwa. Niestety, ten gorszący
obraz rozgniewanego Boga i miłosiernej Matki powtarza się kilka razy: "A chociaż
Syn Twój w gniewie mnie ukarze — Matka za dzieckiem w obronie powstanie. (...) A
za kim, Matko, na sądzie się wstawisz — Ten wieczną śmiercią nigdy nie zaginie";
Tak jest w pieśni ,,Biedny, kto Ciebie". A w innej pieśni (co prawda, mało
śpiewanej): "Racz na nas wejrzeć, Matko miłosierna — Rozbrój gniew Syna,
Opiekunko wierna"<<.
Ale takie właśnie "gorszące" obrazy znajdują się w Piśmie Świętym! Proszę
spojrzeć na obraz rozgniewanego Boga i miłosiernego Mojżesza: ,,Postanowił ich
wytracić, gdyby nie Mojżesz, Jego wybraniec: on wstawił się do Niego, aby gniew
Jego odwrócić, aby ich nie zniszczył" (Ps 106,23). W ogóle warto pomedytować
nieco nad biblijnymi opisami modlitwy wstawienniczej Abrahama (Rdz 18,23—33),
Mojżesza (Wj 17,11—13; 32,9—14; Lb 11,ln; 21,7; Pwt 9,18—20), Samuela (1 Sm 7,7;
12,23), Jeremiasza (Jr 14,7—9; 14,19—21).
Wydaje mi się bowiem, że — wbrew pozorom — Pański problem nie wynika
bynajmniej z religijnej troski o cześć należną Bogu, ale z niedocenienia
ważności modlitwy wstawienniczej. Przecież to właśnie Bóg tak nas stworzył,
żebyśmy sobie wzajemnie pomagali i jedni drugich chronili przed złem. I nie
gdzie indziej, ale w Piśmie Świętym Bóg skarży się na to, że nie znajduje
nikogo, kto by powstrzymał Jego karzącą rękę: "I szukałem wśród nich człowieka,
który by wystawił mur [przeciwko Mnie] i stanął w wyłomie przede Mną, by bronił
tej ziemi i przeszkodził Mi w jej niszczeniu, a nie znalazłem takiego" (Ez
22,30). Ilekroć głoszę rekolekcje dla księży, odwołuję się do tej Bożej skargi,
ażeby przypomnieć, jak wielkim obowiązkiem duszpasterskim jest modlić się
za ludzi, wśród których kapłanowi przyszło pracować.
Mam takie wewnętrzne przekonanie (a czy mam rację, m.in. Pan to będzie
wiedział), że sprzeciwy wobec obrazu Maryi powstrzymującej Boży gniew zdradzają
zaniedbanie modlitwy wstawienniczej we własnym życiu. Dzisiaj, w czasach
zwycięskiego indywidualizmu, nieraz nawet głęboko wierzący rodzice zapominają o
tym, żeby codziennie modlić się za swoje dzieci. Może częściej modli się
proboszcz za swoich parafian, ale zapewne trudno by nam było spotkać
nauczyciela, który modli się za swoich uczniów, albo dziennikarza modlącego się
za swoich czytelników lub słuchaczy.
Najwyższy czas, żeby dotarły wreszcie do nas biblijne świadectwa i wezwania
dotyczące modlitwy wstawienniczej. Również w Nowym Testamencie jest ich niemało.
"Nie przestajemy za was się modlić — wyznaje Apostoł Paweł — i prosić Boga,
abyście doszli do pełnego poznania Jego woli", itd. (Kol 1,9n; por. Ef 1,15—19;
Flp 1,9n; 1 J 5,16). Paweł liczy zresztą na wzajemność: "Proszę was, bracia,
przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez miłość Ducha, abyście udzielili mi
wsparcia modłami waszymi za mnie do Boga" (Rz 15,30; por. 2 Kor 1,10n; Kol 4,3;
2 Tes 3,1; Hbr 13,18).
Modlitwa wstawiennicza przybiera niekiedy postać walki. "Rodak wasz, Epafras,
zawsze walczy za was w modlitwach, o to, abyście stali mocno, doskonali w
pełnieniu każdej woli Bożej" (Kol 4,12). Również Apostoł Paweł czuje się
poniekąd wojownikiem: "Chcę, abyście wiedzieli, jak wielką walkę toczę o was" (Kol
2,1). Zapytajmy niedyskretnie: z kim walczą podczas swoich modlitw Epafras i
Paweł? Cytowaliśmy przed chwilą tekst Ez 22,30, zatem jest to pytanie
retoryczne. W żywotach świętych można znaleźć wiele przejmujących opisów takiej
walki z Bogiem o zbawienie grzeszników.
Jak to? Czyżby Mojżeszowi, Pawłowi, czy choćby nawet Matce Najświętszej
bardziej zależało na zbawieniu grzeszników niż samemu Panu Bogu? Gdyby takie
ujęcie znajdowało się w pieśniach maryjnych, można by zrobić w nich korekty albo
przestać je śpiewać. Jednak Pismo Święte stanowi normę wiary. Zatem coś
pożytecznego dla naszej wiary musimy zrobić z tym faktem, że Pismo Święte tyle
razy mówi o walce, jaką toczą z Bogiem o zbawienie grzeszników Boży przyjaciele.
Najpierw jednak musimy sobie uświadomić dwie prawdy. Po pierwsze, Bóg jest
Miłością i zawsze miejmy to za dogmat, że Jemu bardziej zależy na naszym dobru
niż nam samym. Zatem jeżeli niekiedy przybiera postać naszego "wroga" (por. np.
Pwt 32,20n; Hi 13,24; 33,10), to niewątpliwie również wówczas zależy Mu na
naszym dobru. Po wtóre, ilekroć jakieś stworzenie autentycznie ujmuje się za
naszym dobrem, zawsze ostatecznym źródłem tego jest Boża miłość do nas. Krótko
mówiąc, to kochający ludzi Bóg uzdolnił i poruszył Mojżesza do tego, żeby
"walczył" z Nim o przebaczenie dla grzesznego ludu.
W przepięknej książce o Mojżeszu, która stanowi próbę podsumowania mądrości
żydowskiej na temat tego wielkiego proroka, wyjaśnia się to następująco:
"Pamiętaj — zwierza się Bóg Mojżeszowi — że w moim Prawie są przemieszane
sprawiedliwość i miłosierdzie, bo gdyby było tylko miłosierdziem, czy grzech nie
zniszczyłby świata? A gdyby było tylko sprawiedliwością, czyż sprawiedliwość nie
zniszczyłaby grzesznika? Ponieważ mogłeś oglądać Mnie twarzą w twarz, niech
twoje oblicze będzie łagodnością, kiedy moje będzie sprawiedliwością".
Spróbujmy sobie uprzytomnić, że Boże przebaczenie oznacza pojednanie z Bogiem
i z Bożymi przyjaciółmi. Niemożliwe jest pojednanie z Bogiem bez jednoczesnego
wejścia we wspólnotę Bożych przyjaciół, pojednanie z Bogiem oznacza bowiem
otwarcie się na miłość, włączenie się w powszechny krwiobieg miłości.
Otóż tragedia grzesznika polega na tym, że zmarnował on w sobie udzielone mu
przez Stwórcę zdolności do autentycznego życia miłością. Zatem ściągnął on na
siebie gniew Boży (por. Rz 2,5; Kol 3,6; Ap 6,16n) — w tym sensie, że
obiektywnie stał się on osobnikiem żyjącym poza miłością, którego życie
przemieniło się w coś absurdalnego.
Nawet jednak w tej beznadziejnej sytuacji nieskończona miłość Boża nie
pozostawia grzesznika bez nadziei. Spoczywa na nim gniew Boży, bo Bóg nie może
przyklaskiwać złu albo się nim nie przejmować. Zarazem jednak świat, w którym
grzesznik żyje, nadal jest pełen Bożych przyjaciół.
Tu mała dygresja na temat Bożych przyjaciół. Zbawiciel wszystkich, Jezus
Chrystus, wielu swoich przyjaciół ogarnia zbawiającą łaską, wielu innych już do
zbawienia doprowadził, swoją zaś Matkę obdarzył niewyobrażalną pełnią zbawienia.
Otóż być w łasce znaczy znajdować się w powszechnym krwiobiegu miłości, który
zmierza do ukształtowania wszystkich przyjaciół Bożych w jedno Ciało Chrystusa.
Natomiast być zbawionym, to znaczy stanowić cząstkę Ciała Chrystusa już
całkowicie i w sposób ostateczny.
Otóż orędownictwo świętych w niebie oraz modlitwa wstawiennicza zanoszona
przez przyjaciół Bożych dopiero dążących do zbawienia — jest konsekwencją tego,
że są oni naprawdę przyjaciółmi Bożymi. Bo być Bożym przyjacielem, to znaczy
cierpieć z tego powodu, że ktoś znajduje się poza Bożą wspólnotą, to znaczy
próbować włączać do krwiobiegu miłości nawet tych, którzy jakby już stali się do
tego niezdolni. Rzecz jasna, tej wielkoduszności przyjaciele Boży, nawet Matka
Najświętsza, nie mają sami z siebie. Wypełnia ich miłość Boża i to ona każe im
walczyć o każdego, kto się znalazł poza krwiobiegiem wiekuistej miłości.
Nie sam z siebie "walczył" Mojżesz z Bogiem o zbuntowany lud, pobudzała go do
tego i uzdolniła miłość Boża. Również miłość, jaką ogarnia ją Syn Boży, który
dla naszego zbawienia raczył stać się jej Synem, czyni Matkę Najświętszą tak
przedziwnym naczyniem miłosierdzia dla największych nawet grzeszników. Zamiast
więc lękać się tych sformułowań z pieśni maryjnych, które tak Pana zaniepokoiły,
raczej wysławiajmy Boga za to, że oczekuje od nas modlitwy wstawienniczej,
a Matkę Najświętszą uzdolnił do orędownictwa tak nadzwyczajnego.
Gdyby zechciał Pan bardziej pogłębić sobie znajomość tego problemu, polecam
zwłaszcza trzy teksty. Poruszające świadectwo na ten temat złożyła święta
Małgorzata Alacoque. Z kolei o obrazie Matki Boskiej Łaskawej (jest to obraz
Maryi, łamiącej strzały gniewu Bożego) piękne studium napisała Beata Szafraniec.
Mamy ponadto całą książkę poświęconą ikonie modlitwy wstawienniczej.
A na koniec warto zauważyć, że aprobowane przez władzę kościelną objawienia
Pana Jezusa i Matki Bożej są w zakresie naszego tematu jednoznacznie
komplementarne. Objawiający się Siostrze Faustynie Pan Jezus wciąż przypominał o
Bożym Miłosierdziu, natomiast Matka Boża objawiająca się w Lourdes, La Salette
czy Fatimie wciąż mówiła o karze Bożej, jaka nas czeka, jeśli się nie nawrócimy.
24 IV 05
"Współpracownik Prawdy" -
Benedykt XVI
Bardzo wymowne i ładne to hasło, którym kierował się najpierw biskup
J. Ratzinger, potem kardynał, a teraz papież Benedykt XVI.
Być współpracownikiem prawdy, to znaczy uznać, że istnieje obiektywna
rzeczywistość i można ja jakoś poznać; wbrew sceptycznemu
nastawieniu tych, co mówią: "Każdy ma swoja prawdę".
Być współpracownikiem, to znaczy nie tworzyć prawdy, lecz ją rozpoznawać,
ustosunkować się do niej praktycznie i dzielić się nią z braćmi.
Wielkie to zadanie papieża i każdego z nas!
Już wiemy, dlaczego tak bardzo drży "ojciec kłamstwa"!
8 IV 05
Refleksje po pogrzebie Jana Pawła II.
1. Wspaniały, ewangeliczny, a zarazem wstrząsający był obraz trumny
papieskiej na płycie przed ołtarzem mszalnym. Z prostego drzewa, prosto
wykonana, bez ozdób, położona jakby na ziemi; bez wieńców, żarówek...
Wokół - pusta przestrzeń... Tylko świeca paschalna,
udekorowana chyba doniczkowym drzewkiem. I tylko jeden dzwon bazyliki widziało się i słyszało! Na papieskim pogrzebie odczuwało się ubóstwo i samotność złożonej na
ziemi trumny; umierał przecież "servus servorum Dei", czyli
'sługa sług
Bożych'.
Jaka to szkoła pokory! I nie pierwszy to przypadek takiego pogrzebu papieskiego!
Chyba takiej formy pogrzebu bym pragnął dla siebie. Najtańsza trumna, położona
może na posadzce; choć może nie porzucona w samotności i pustej przestrzeni.
Patrząc na trumnę Jana Pawła można się było zadumać:
Jakie to inne od naszych, pełnych pychy, zwłaszcza wiejskich pogrzebów. Niekiedy
silenie się na oznaki bogactwa, domaganie się wyróżnień, jak najgłośniejszych dzwonów, bo to ponoć
skuteczniejsze niż ofiara Chrystusa we mszy; i koniecznie ma być ładniej niż na pogrzebie sąsiada lub sąsiadki; a grobowiec powinien
być wyróżniający się, żeby zauważano, podziwiano i pamiętano, że tu spoczywa nie byle kto...
2. Drugi charakterystyczny szczegół
pogrzebu - to księga Ewangelii na trumnie. Wiatr ją stale kartował to do przodu,
to z powrotem. Trzeba w tym widzieć jakby symbol postawy i praktyki Jana Pawła.
Był to człowiek Ewangelii. Całe życie stale zaglądał do niej, kartował ją,
czytał i rozważał. Z niej czerpał mądrość. W jego nauczaniu pełno było
Ewangelii. Ludzie może niekiedy bardziej oczekiwali ustosunkowywania się do
otaczającej rzeczywistości, domagali się pochwał dla siebie, a potępień dla
innych, niekiedy spodziewali się, że papież będzie polityków rozstawiał po
kątach, a tu nic z tego. Niekiedy całe jego kazania to
tylko wyjaśnianie Ewangelii, tak że nawet nie mogły zapisać się w pamięci
mediów. Radio i telewizje nie dostrzegały ich. Ale takie było jego papieskie
posłannictwo. Nakarmić siebie i innych Ewangelią, zmienić, odnowić człowieka, a
ten ma zmieniać świat i jego chore lub zbrodnicze struktury.
W komentarzach ostatniego tygodnia w bardzo
pięknych programach telewizyjnych i radiowych jakoś zapominano o tym szczególe.
Sam kardynał Grocholewski, gdy go po pogrzebie pytano, jakie było
najważniejsze przesłanie papieża, przyznał się, że dotąd szczególnie doceniał
papieskie zaangażowanie się Ojca św. po stronie najuboższych i po stronie pokoju
i jedności. Ale przecież sam Ojciec św. był przede wszystkim człowiekiem
modlitwy, sługą Boga. Pouczał Ojciec św. , że naszym zadaniem jest dawać, ale
żeby dawać, trzeba mieć, a więc wcześniej wziąć - oczywiście od Boga. A tym
kanałem przesyłu Bożej łaski jest modlitwa. I ona najwięcej czasu pochłaniała
papieżowi. I dlatego miał tyle siły i mógł tyle dobrego dokonać!
Takie przesłanie jest nam potrzebne. Nie ma sensu
pytać, co i jak teraz będzie. Tak będzie, jak się będziemy modlić i z Boga
czerpać w sakramentach, mszy i naszej liturgii.
W pewnym momencie, gdzieś w połowie mszy wiatr
zamknął na zawsze tę księgę Ewangelii. Jakby chciał powiedzieć: papiez zakończył
swoją misję przeglądania stron i głoszenia Ewangelii.
Teraz kolej na was, byście ja otwarli i czynili to samo, co on, papież.
3. Trzeci szczegół, który rzucał się w oczy
podczas pogrzebu - to te liczne transparenty z włoskim napisem "Santo subito!",
czyli 'Już go ogłosić świętym!'
Faktycznie, papież żył świętością. Dla
niego słowo "świętość" nie było pustym dźwiękiem". Wiedział, że świat
odnowić i zbawić może nie siła armii czy układów politycznych, ale świętość
ludzi. Świętość pochodząca od Boga, który jest jedyny święty. Dlatego przez całe
swoje życie pasterskie stale jakby wyszukiwał świętych, by ich zaprezentować
Kościołowi i światu. Kanonizował więcej świętych, niż wszyscy papieże od
początku Kościoła razem wzięci.
Tych świętych czcił i naśladował. On czczonych w
Roztoce świętych Cyryla i Metodego, apostołów narodów
słowiańskich, ogłosił patronami Europy; on naszą błogosławioną Kingę, Panią
Ziemi Sądeckiej, której relikwie posiadamy, ogłosił świętą; on żył w bliskiej
przyjaźni duchowej z Matką Teresą z Kalkuty, tą matką najuboższych, matką "ludzi
ostatnich" i w ciągu pięciu lat od śmierci wyniósł ja na ołtarze; dlatego
jej relikwie także przechowujemy i czcimy w naszej kaplicy Miłosierdzia Bożego.
On też w wielkiej czci miał naszych świętych
pustelników znad Dunajca. Posiadał ich relikwie, nazywał się ich Rodakiem,
zalecał "kroczyć bruzdą wyoraną przez tych dwóch świętych". Osobiście uczcił ich
w naszej pustelni z okazji wielkich obchodów tysiąclecia chrztu Polski. Bo
święci to przecież jakby ta piąta Ewangelia, której czytanie jest takie łatwe, a
naśladowanie - możliwe i zbawienne!
Tak więc mamy kolejne, trzecie przesłanie Jana
Pawła. Iść za nim. To ważniejsze, niż wylewanie łez i żałowanie jego odejścia.
28 II 05.
Między chorobą św. Swierada, a chorobą
Rafała Wojaczka
- w książce Ludwika Stommy: "Sławnych Polaków Choroby";
refleksja na wielki post i nie tylko!
Od choroby i przyczyny śmierci naszego św. Świerada z Tropia rozpoczął
L. Stomma w co dopiero wydanej książce swój przegląd
chorób sławnych Polaków. Zakończył ją opisem niepotrzebnej choroby i
niepotrzebnej przedwczesnej śmierci zaledwie 26-letniego poety R. Wojaczka.
Ten pierwszy cierpiał i zmarł w 1031 r., po chyba długim życiu, bo na swoim ciele chciał
"uzupełnić braki udręk Chrystusowych", dla zbawienia swojego i bliźnich. Ten
drugi zaś, w 1971 r., po bardzo krótkiej egzystencji - bo się na swoje życzenie śmiertelnie,
aż do samobójstwa,
uzależnił od nałogów...
A przecież był nazywany jako "jeden z najwybitniejszych poetów swego pokolenia",
jako "jedna z najbardziej legendarnych postaci poezji polskiej" (zobacz).
A przecież mógł w nim nadto być, po nawróceniu, gdyby nastąpiło, materiał na świętego...
Gdy poeta rezygnował
już z nadziei |
Gdy miał już dość
alkoholu, nikotyny, seksu
|
Rok łagodnego światła
Wzrok zdolny cieszyć się
Słuch cierpliwy i chłonny
Głos jedynego Boga
Dłoń kochanej kobiety
Dłoń w jej poważnej dłoni
Chleb z zasłużonej mąki
Schron bezpiecznego domu
Gość poproszony w dom
Grosz pewnie zarobiony
[........................]
Cel wytyczony
Śmierć pobożna
Nie dla mnie |
Chodzę i pytam
Chodzę i pytam: gdzie jest moja szubienica?
W czyim ogrodzie, w jakim lesie rośnie?
Na jakiej miedzy pasie cień kobiecy?
Na którym rynku świąteczną choinką?
W jakim pokoju zwiesza się nad stołem
Uprzejma pętla, bym ją szyją przetkał?
Na jakich schodach nareszcie ją spotkam?
Na którym piętrze sznur sobą wyprężę?
W której stronie głowę ku niej skłonię?
W jakiej piwnicy, hałasie czy ciszy?
Na jakim strychu, ciemnym czy widnym?
W jakim klimacie, gorącym czy zimnym?
|
1 VIII.
W jaki sposób można szybko i
skutecznie obrzydzić sobie
współczesną cywilizację?
Bardzo prosto. Wystarczy przez trzy dni z okna
plebanii w Tropiu obserwować powodziowe wody
Dunajca. Co na ich powierzchni płynęło? Przerażający śmietnik cywilizacyjny;
wody niekiedy prawie nie było widać! A co płynęło
pod jej powierzchnią oraz dnem rzeki i jeziora,
to tylko ryby mogą zaświadczyć!
A może nie jest to wina cywilizacji, lecz nastawionego na wielkie żarcie
człowieka?
Tylko czy ten, zarażony konsumpcjonizmem człowiek nauczy się kiedyś żyć w stworzonej
przez siebie cywilizacji? Czy nadal będzie ją tak kompromitował?
27 IV.
Katolicy, warto,
naprawdę warto czytać deklarację "Dominus Iesus"!
W naszych czasach,
postmodernistycznych, w sprawach wiary wypada mówić: "każdy ma swoją prawdę" i każdemu, aby było
demokratycznie, należy przyznawać racji po równo; po prostu według matematyki: sto procent
racji dzielone równo przez liczbę dialogujących. Tym,
zagubionym już katolikom, w sukurs przychodzi deklaracja Stolicy Apostolskiej "Dominus
Iesus" - 'Panem jest Jezus'.
Jest to jakby odpowiedź tym,
którzy mówią: "skoro w każdej
religii może być obecne jakieś dobro i jakiś element prawdy, więc po co im nasz
Jezus-Zbawiciel i nasz Kościół; po co nasze misje i troska o pogan, żydów,
muzułmanów, ateistów, animistów... W każdej religii można się zbawić..."
Więc przyjrzyjmy się bliżej
owemu podstawowemu na dzisiejsze czasy dokumentowi. Co on mówi?
1) Nasza wiara, oparta na
objawieniu Nowego Testamentu mówi, że Jezus jest Pełnią, a Jego objawienie jest
ostateczne. Choć niektóre elementy wierzeń (nie wiary, tylko
wierzeń jako zjawiska kultury) odbijają promienie Prawdy,
oświecającej wszystkich ludzi i które mogą być traktowane jako przygotowanie do
przyjęcia Ewangelii, to jednak nie mogą być uznane za nadprzyrodzone objawienie
Boże, a księgi, w których je spisano, za natchnione przez Boga.
2) W Jezusie "Mesjaszu,
Synu Boga żywego (Mt 16,16), mieszka cała pełnia: Bóstwo na
sposób ciała" (Kol 2,9). On jest "Jednorodzonym Bogiem, który jest
w łonie Ojca" (J 1,18), który zechciał, "aby przez Niego znów
pojednać wszystko ze sobą" (Kol 1,20). Dla Jego więc zbawczego
działania nie ma innej alternatywy; ani w odwiecznym (jakoby niewcielonym)
Słowie, ani w rzekomo działającym także poza Nim Duchem Świętym, ani poza
Kościołem, który jest Jego Ciałem (zob. Kol 1,18).
3) Na zawsze pozostaną w mocy
jednoznaczne słowa Nowego Testamentu o Jezusie Chrystusie i oparta
na nich wiara Kościoła:
że "Nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod
niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni" (Dz
4,12);
że "każdy, kto w niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie
grzechów" (Dz 10);
że "choćby byli na niebie i na ziemi tak zwani bogowie - jest zresztą
mnóstwo takich bogów i panów - dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od
którego wszystko pochodzi i dla którego my jesteśmy, oraz jeden Pan, Jezus
Chrystusa, przez którego (...) my jesteśmy" 1Kor 8,5-6);
że Bóg "pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania
prawdy. Albowiem jest jeden Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi,
Jezus Chrystus" (1Tym 2-4-6).
To pośrednictwo Chrystusa nie wyklucza , lecz wzbudza rozmaite
współdziałania u stworzeń; także u ludzi innych wierzeń. Nie można jednak ich
pojmować jako równoległe i uzupełniające, albo będące poza obrębem
jedynego pośrednictwa Chrystusa.
4) Pełnia tajemnicy zbawczej
Chrystusa należy także do Kościoła, nierozerwalnie złączonego ze swoim Panem.
Jezus Chrystus nadal jest obecny i prowadzi swoje dzieło odkupienia w Kościele i poprzez Kościół, który jest Jego Ciałem. Jak głowę i ciało, tak Chrystusa i Kościół nie utożsamiamy; ale też nie możemy ich oddzielać, stanowią bowiem
jedynego, "całego Chrystusa". Ten jeden Kościół Chrystusowy, jak
wyznajemy - katolicki i apostolski, istnieje w Kościele katolickim. Wprawdzie
liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy znajduję się także poza organizmem
Kościoła katolickiego, w niekatolickich Kościołach i niekatolickich Wspólnotach
kościelnych, ale zawsze "ich moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy,
powierzonej Kościołowi katolickiemu", jak uczy ostatni Sobór.
5) Także głoszone przez Jezusa
Królestwo Boże, dotyczące wszystkich: ludzi, społeczeństwa i całego
świata, choć jego natura nie jest jeszcze dość zdefiniowana, nie może być
pojmowane w oderwaniu od Chrystusa, ani od Jego Kościoła.
"Posłannictwo Kościoła - jak głosi Sobór - stanowi zalążek
oraz zaczątek tego Królestwa na ziemi".
6) W świetle powyższego
byłoby sprzeczne z wiarą katolicką postrzeganie Kościoła
jako jednej z wielu dróg zbawienia. Choć Kościół traktuje
inne religie świata z prawdziwym szacunkiem, to
równocześnie odrzuca stanowczo postawę indyferentyzmu lub relatywizmu,
prowadzącą do przekonania, że jedna religia ma taką sama wartość, jak inna; nie
zapomina, że inne obrzędy, jako związane z przesądami lub
innymi błędami (na co wskazuje św. Paweł, 1Kor 10,20-21), stanowią raczej
przeszkodę na drodze do zbawienia.
Dlatego wszyscy członkowie
Kościoła, pełni pokornej wdzięczności za swój uprzywilejowany stan i bardziej
niż inni lękając się surowego sądu, współpracują z łaską
Chrystusa i spełniają nakaz miłości do wszystkich ludzi -
wraz z całym Kościołem, który bez przerwy głosi
Chrystusa, będącego jedyną "drogą, prawdą i życiem"
(J 14,6).
Dialog, czyli braterska
rozmowa, połączona z otwarciem się na prezentowane przez
partnera dobro, nie może zwolnić z misyjnego obowiązku
głoszenia mu Chrystusowego orędzia zbawienia. "Biada mi bowiem, gdybym nie
głosił Ewangelii!" (1Kor 9,16).
-------------
Prawdy i zasady, przypomniane
nam przez deklarację Stolicy Apostolskiej "Dominus Iesus",
stanowią doskonałą pomoc dla nas, katolików, by wśród postmodernistycznego
zamętu nie zagubić się; by w partnerskim dialogu z niechrześcijańskim
światem nie zatracić ducha misyjnego.
Ważne to zwłaszcza teraz, gdy
za swoimi plecami czujemy już oddech "proroka" Mahometa...(cdn.)
24 IV.
Jak zaczęło się "objawienie",
przekazane islamowi przez Mahometa.
O wartości zapisanego w Koranie objawienia niech świadczą okoliczności jego
"przekazywania" przez Allaha. Wprawdzie w Koranie nie ma
relacji historycznych, w stylu takim, jakie spotykamy np.
w Biblii, ale zawiera on kilka aluzji do stanu
psychicznego życia Mahometa w trakcie odbierania
"objawień" Allaha. Natomiast liczniejsze aluzje i informacje
na ten temat znajdują się w hadisach.
Hadisy są to pozakoraniczne
tradycje, pisane przez ludzi z otoczenia Mahometa, a zwłaszcza
członków jego rodziny, np. żony Proroka, i pierwszych
uczniów. Najbardziej dla Arabów wiarygodny zbiór hadisów sporządził Sadih
Al-Bukkari (zm. 870). W islamie przypisuje się im
pochodzące od Allaha, podobne do Koranu, natchnienie. Są one głównym, obok Koranu, źródłem wiary, prawa i praktyk kultowych islamu.
Są także, nawet znacznie bogatszym niż Koran, prawie jedynym źródłem informacji o życiu
Proroka i jego "objawienia". Dokładnego i uznanego
przez islam dziewięciotomowego przekładu hadisów na j. angielski
dokonał Muhammad Mushin Khan (Pakistan, 1979).
Z owego zbioru Hadisów pochodzą
poniższe cytaty (tom i nr lub str.), opisujące okoliczności i stan
zdrowia Mahometa, wśród których przemawiał do niego Allah.
"Mahomet uskarżał się na dzwonienie w uszach, jakby słyszał dzwony"
(t.I, n.1; t.IV, n.438);
"Jego serce zaczynało bić raptownie... Jego twarz stała się czerwona"
(I.3; II.16.354; V.618; VI.508));
"Ciężko oddychał" (VII.508);
"Czasami nagle padał lub kładł się". "Upadł nieprzytomny na ziemię, z oczami
otwartymi ku niebu". "Upadłem na ziemię" (II.16.354; IV.461; V.170;
VI.448);
"Prosił, by nakryto go kocem lub prześcieradłem". "Upadł on nieprzytomny
na ziemię, z oczami utkwionymi w niebo.
Kiedy odzyskał świadomość, zawołał: Moja suknia, moja suknia!" "Upadłem na
ziemię i powiedziałem: Przykryjcie mnie kocem, przykryjcie mnie! Wówczas Allah
zesłał objawienie: Och ty, owinięty kocem..." (I.3; II.16.354; III.17;
IV.461; V.170; VI.447.448.468.481);
"Jego usta dygotały, gdy leżał na ziemi" (I.4);
"Słyszał i widział rzeczy, jakich inni nie widzieli, ani słyszeli"
(I.2.3; I.458.461; VI.447);
"Czasami śniło mu się" (I.3; V.659; VI.478)
"Obficie pocił się" ((I.2; II.544; III.829; IV.95; V.562);
"Czasami chrapał jak wielbłąd" (II.16.354; III.17).
Nie trzeba być lekarzem
medycyny, żeby określić, jakie to sytuacje zdrowotne były podłożem
"objawień", które otrzymywał Mahomet.
Powstaje tu pytanie: Jeśli
odznaczał się takimi stanami zdrowia, to dlaczego mu wierzono?
Otóż właśnie... dlatego, z
powodu tego stanu zdrowia! Już w przedislamskim politeizmie arabskim epilepsja była postrzegana jako nawiedzenie
bogów. To przekonanie szczególnie triumfowało w czasach
Mahometa i stało się źródłem islamu. Resztę dokonała
militarna przemoc (cdn.).
14 IV.
Nieświęte życie proroka
Mahometa
Od założyciela wielkiej religii, jaką jest islam, można by oczekiwać o wiele
więcej, niż od każdego innego Beduina arabskiego. Tym więcej, że pierwsi jego wyznawcy
wyraźnie faworyzowali kult osoby Proroka i naśladownictwo
nawet jego fizycznych cech. Choć Koran zakazuje dodawać Allahowi
"towarzyszy" (tzn. bogów pogańskich lub Chrystusa chrześcijańskiego),
Mahometa wspomina się jakby w jednej parze z Allahem,
jak choćby w pierwszym "filarze" islamu (islamskim
wyznaniu wiary): "Nie ma Boga oprócz Allaha, Mahomet jest jego Prorokiem",
albo w wersecie o podziale łupów,
zagrabionych przez Mahometa Żydom z oaz Chajbar i Fadak:
"To, co dał Allah swojemu Posłańcowi jako zdobycz od mieszkańców miast, to
należy do Allaha i jego Posłańca" (sura 59,7).
W konsekwencji współwyznawcy
Mahometa mają nakazane naśladować jego zewnętrzny wygląd, łącznie z owłosieniem
głowy i brodą, jego strojem i sposobem
poruszania się. A islamski myśliciel Abu Hamid al-Gazali,
komentując dalsze słowa Koranu: "A to, co wam daje Posłaniec, to
bierzcie; a czego wam zakazał, od tego się powstrzymajcie" (sura 59.7),
stosuje je także do stylu życia Proroka i wnioskuje: "Znaczy
to, że kiedy wkładacie spodnie, powinniście [jak on czynił] usiąść; a stać
możecie, kiedy zawijacie turban. Kiedy wkładacie but, zacznijcie od tego z prawej
nogi".
Czy jednak Mahomet godzien jest
naśladownictwa?
Islamiści wskazują, że jego życie nie było budujące. Najpierw
to, że długo w swoim życiu, bo przez około czterdzieści
lat, wyznawał arabski politeizm, związany z politeistycznym kultem w starożytnym
sanktuarium Ka'ba w Mekce i nigdy
nie mógł się w pełni oderwać od tamtejszej pogańskiej
obrzędowości.
Wskazuje się także na
skomplikowane cechy charakteru, jak porywczość i niestałość,
gwałtowność i mściwość. W tradycjach islamskich, zwanych
hadisy, błąka się wzmianka o jakimś rodzaju
padaczki, na która miał cierpieć (niektóre padaczki, zdaniem psychiatrów i psychologów
religii, sprzyjają omamom i tzw. objawieniom). O cechach
jego charakteru niech świadczy jedna z sur Koranu, którą
Mahomet poświęcił swojemu stryjowi Abu Lahabowi i jego
żonie Umm Gamil, niechętnym Prorokowi. Brzmi ona w całości
tak:
"Niech zginą obie ręce Abu Lahaba
i niech on sam zginie!
Nie zdadzą mu się na nic
jego majątek i to, co zyskał.
Będzie się palił w ogniu płomiennym,
i jego żona, nosząca drzewo;
będzie ona mieć na szyi sznur" (sura 111)
W życiorysie znajduje się wiele
faktów, wskazujących na agresywność i wojowniczość
Mahometa. Już jako przewodnik karawan kupieckich w służbie
pierwszej żony Chadidży, zaangażował się w rywalizację z kupcami
własnego rodu w Mekce, Kurajszytami. Gdy do tego
dołączyły się względy religijne, w 622 r. musiał uchodzić
z Mekki do Medyny. Stamtąd urządza kilka wojennych wypraw
przeciw rodzinnemu miastu, uwieńczone wielkim zwycięstwem pod Badr w 624
r. W kilku następnych latach wybija wiele, opierających się jego rządom i wierze,
plemion żydowskich w Mekce i jej
pobliżu. W sumie naliczono dwadzieścia siedem
wielkich najazdów wojennych Proroka i trzydzieści cztery jego ówczesnych
wyznawców przeciw plemionom żydowskim i arabskim, a na
rok przed śmiercią - bez sukcesu - już przeciw Bizancjum. I ten
duch wojenny Mahometa zakodował się w wersetach Koranu i trwa
w postawie dzisiejszego islamu.
W życiorysie Mahometa podkreśla
się jego wybujałe życie erotyczne. Po monogamicznym i (z musu?)
wiernym związku z bogatą i władczą,
piętnaście lat od niego starszą, wdową Chadidżą, poślubił trzynaście kobiet. W zbiorze
hadisów Al-Buchariego jest wzmianka, świadcząca o jego
wielkim wigorze seksualnym: że np. jednej nocy potrafił współżyć z dziewięcioma
ówczesnymi żonami. W ten sposób pacyfikował problemy
narastającej zazdrości między żonami o nierówne
traktowanie; a spotęgowały się one najbardziej po
poślubieniu i wyróżnianiu do końca jego życia,
młodziutkiej nastolatki A'iszy; żył z nią wiele lat, a umarł w jej ramionach,
gdy miała zaledwie lat osiemnaście. Takie życie odbiło się na wielu zapisach
Koranu w sprawach małżeństwa i kobiet.
Czy więc, jeżeli ktoś chce być
zgodny z prawdą, a nie robić tylko wrażenia ofiary dialogowania za wszelką cenę,
może o Mahomecie pisać, że był: "Wyniesiony do godności najwierniejszego
rzecznika Boga"? Jeżeli "Boga", to na pewno nie tego
chrześcijańskiego, naszego! (cdn.)
12 IV.
Czy Koran jest księgą
świętą? Czy przekazuje Boże objawienie?
W jednym piśmie
parafialnym przeczytałem niedawno takie zdanie: "Wszystkie religie odwołują się do
konkretnego objawienia, które różnie jest rozumiane, ale zawsze jego autorem
jest Bóg. W tej sytuacji czy ośmieliłby się ktoś podać w wątpliwość
twierdzenie, że Mahomet był tym, który został 'oświecony' i pragnął
pomóc wszystkim..."
Otóż - ja się ośmielam podać w
wątpliwość; a nawet
już to wcześniej uczyniłem; zobacz niżej, w poprzedniej refleksji z dnia
5 IV.
Określenie "księga święta" może mieć różne znaczenia, pozytywne lub
wprowadzające w błąd. Koran jest księgą świętą
tylko w tym sensie, że jest źródłem wiary i religii
dla milionów ludzi, często dobrej woli. A do uczuć
religijnych drugiego człowieka trzeba prawie zawsze odnosić się z szacunkiem.
Dlaczego z szacunkiem nie "zawsze", a tylko "prawie zawsze"? Bo jeżeli treścią
wiary i uczuć religijnych są np. takie zbrodnicze zamiary
wobec ludzkości, jak np. w japońskiej sekcie
"najwyższa prawda"? Albo jeżeli w treści
tych uczuć jest, jak w islamie, naśmiewanie się z wiary
w Trójcę Świętą czy w Chrystusa jako Syna Bożego i uznawanie
go co najwyżej za jakiegoś mniejszego od Mahometa proroka? A jeżeli
ta niby "święta księga" nawołuje do wytępiania, lub co najmniej upokarzania i gnębienia
daninami wyznawców Biblii?
Nie, do takiej księgi i zrodzonej
z niej religii nie pasuje słowo "święta", choćby
jakieś niechrześcijańskie religioznawstwo tak je nazywało.
O tym, że w każdej religii i w
każdej księdze niby-świętej znajdują się jakieś elementy prawdy i dobra,
to dobrze wiemy; trudno przecież wyobrazić sobie cokolwiek na świecie, w czym
nie byłoby jakichś elementów prawdy i dobra (przecież takich dopatrujemy się nawet w osobie
Piłata czy Judasza). "Nierzadko odbijają one promień owej Prawdy, która
oświeca wszystkich ludzi", jako to formułuje ważna deklaracja Stolicy
Apostolskiej "Dominus Iesus" z roku 2000.
"W istocie
niektóre modlitwy i niektóre obrzędy innych religii mogą
przygotowywać na przyjęcie Ewangelii, ponieważ stwarzają pewne sytuacje lub są
formami pedagogii, dzięki którym ludzkie serca zostają pobudzone do otwarcia się
na działanie Boże" (tamże).
Ale to nas nie upoważnia do
akceptacji całego Koranu jako niby księgi świętej. Bo i "nie
należy zapominać, że inne obrzędy jako związane z przesądami
lub innymi błędami, stanowią raczej przeszkodę na drodze do zbawienia"
(tamże; tu Deklaracja przypomina słowa św. Pawła, 1Kor 10,20-21, warto tam
zaglądnąć!).
A czy Koran i podobne
niechrześcijańskie "księgi święte" mogą być nazwane
"natchnione",
jak się mówi w niechrześcijańskim religioznawstwie? Otóż Deklaracja wyjaśnia:
"Stawia się także hipotezę o natchnionym
charakterze świętych tekstów innych religii [...]. Jednakże tradycja
Kościoła zastrzega miano 'tekstów natchnionych' do ksiąg kanonicznych Starego i Nowego
Testamentu jako natchnionych przez Ducha Świętego".
Jeśli Koran nie jest
natchniony przez Boga, to
chyba nie może być zwany "natchniony". Bo przez kogo miałby
takim się stać?
Więc odpowiedzmy: czy może
katolik pisać, że Pismo Święte wyróżnia się spośród innych ksiąg tylko większym
stopniem natchnienia, większą doskonałością objawienia lub większą od nich
świętością? Czy może mówić, że Koran, jak "każda ze 'świętych ksiąg',
nie wywodzi się tylko z naturalnej aktywności człowieka,
lecz jej źródłem jest jakieś objawienie"?
A odpowiedź jest tym ważniejsza i pilniejsza,
że nasi rodacy, szukając pracy w Zachodniej Europie,
coraz częściej spotykają się z ludźmi Koranu,
uprawiającymi, z Koranem w ręku,
aktywną działalność misyjna na rzecz Allaha i jego
proroka Muhammada (Mahometa). Do niejednego z nich może podejdzie wyznawca
Allaha i powie, jak kiedyś arcybiskupowi Dakaru kard.
Duvalowi: "Twoje czoło jest stworzone do bicia pokłonów; czy nie chciałbyś
zostać muzułmaninem?" (cdn.)
5 IV.
Jak powstrzymać rozwój III
wojny światowej, czyli terroryzm islamski...
Zwyczajny terroryzm bywa do pokonania przez ustanowienie mechanizmów
policyjno-wojskowych, stwarzających niebezpieczeństwo dla życia samych
terrorystów. Lęk przed śmiercią i instynkt
samozachowawczy ogranicza swobodę działania pospolitego terrorysty.
Ale w terroryzmie islamskim brak tego samoograniczenia. U tego
terrorysty śmierć w trakcie tępienia "niewiernych" jest
awansem do świętości i do chwały u Allaha, zgodnie z niektórymi
wersetami Koranu.
Tu policyjno-wojskowe mechanizmy obronne raczej wzmagają terroryzm.
Czy więc w walce z nim obejdzie się bez zakwestionowania ślepej wiary w niektóre
wersety Koranu? Czy nie trzeba będzie zaproponować, żyjącym jeszcze w świecie
muzułmańskim, ludziom dobrej woli i niektórym światłym ich
teologom nowej interpretacji wersetów "świętowojennych" przez wskazywanie na ich
tymczasowe i doraźne znaczenie wyłącznie dla czasów
Muhammada na początku VII w.?
Chrześcijańska Biblia Starego Testamentu jest wolna od niebezpiecznych wersetów,
w rodzaju "oko za oko, ząb za ząb", bo je Chrystus zakwestionował i zinterpretował według swojej Ewangelii
miłości i zbawienia pogan. Czy w Islamie nie ma takich pozytywnych czynników, do
których by się mogli odwołać postępowi interpretatorzy Koranu?
A może po prostu nie wszystko, co ludzie sami sobie wymyślili i nazwali religią,
godne jest naturalnego uszanowania? A może świętowojenna religia islamu do
takich należy? Czy jesteśmy dość świadomi militarystycznych i ekspansjonistycznych
dziejów islamu, począwszy od roku 610 (początek tzw. objawień Mahometa) aż do dziś?
A może "święta księga Koran" nie jest święta?
A może pochodzi od Boga tylko w takim sensie, jak każdy zwykły wymysł ludzkiego
rozumu i jego przebiegłości?
Za tym ostatnim bym głosował (cdn.)
14 III.
Dlaczego Jezus nie wyraził ubolewania z powodu
rzezi Galilejczyków?...
Doniesiono Jezusowi, że Piłat wymordował grupę Galilejczyków
(zapewne z powodu jakiegoś buntu), akurat w momencie,
gdy w świątyni składali krwawe ofiary. Krew
ludzka wymieszała się z krwią ofiarowanych
zwierząt, co było szczególnie przerażające dla Żydów, mających krew w wielkiej
czci. Jezus jednak nie wyraził im współczucia (przynajmniej
Ewangelista Łukasz tego nie zanotował, Łk 13,1). Dlaczego? Bo Jezus
chciał wykorzystać ten moment, by przerazić słuchaczy jeszcze większą
tragedią: grzechem. "Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie
zginiecie" (Łk 13,3).
Analogicznie postąpił, gdy przyniesiono do niego paralityka. Zamiast
zająć się nieszczęśnikiem i uzdrowić jego
ciało, Jezus zajął się jego duszą: "Ufaj, synu! Odpuszczone są ci się
twoje grzechy" (Mt 9,1). Widocznie grzech był większym jego
nieszczęściem, niż paraliż.
Ale żeby o tym wiedzieć, trzeba mieć oko Jezusa.
9 III.
Bóg buduje nowe - na starym
Chrześcijaństwo, ku faryzejskiemu zgorszeniu świadków Jehowy
(jehowitów), nie buduje na
spalonej ziemi pogańskiej. Głosząc Ewangelię, nawiązuje do niektórych
pozytywnych i dających się jakby ochrzcić
wartości. Tak czynił już Bóg w Starym
Testamencie. O tym opowiada i niedzielne
czytanie: Bóg, żeby wyrazić Abramowi, że będzie wierny danej mu
obietnicy i zawartemu z nim
przymierzu, posłużył się starym obyczajem, znanym i praktykowanym
co najmniej od XIV wieku przed Chr. przez pogańskich władców
hetyckich, aramejskich i asyryjskich.
Polecił mianowicie Abramowi, żeby porozcinał kilka zwierząt na połowy i ustawił
je w szeregu naprzeciw siebie. Potem w symbolu
dymu i słupa ognistego przeszedł pomiędzy tymi
połówkami. (Rodz 7-17; por. Jr 34,18-20).
Jaka była wymowa tego obrazu? Ta sama, jaką wyraził w VIII
w. przed Chr. asyryjski władca Mattilu, który zawierając układ,
przeszedł między połówkami rozciętej głowy baranka, wypowiadając
zaklęcie: "Ta głowa nie jest głową baranka, ale jest głową Mattilu
oraz głową jego dzieci, jego dworzan, jego ludu i kraju;
jeżeliby wykroczył przeciw tym zobowiązaniom, stanie się z głowa
wymienionych osób podobnie jak z głową tego
baranka".
Bóg, stosując się do tej tradycji przymierzy, chciał Abramowi
powiedzieć: "Przysięgam ci wierność przymierzu, zaklinając się na
swoją głowę - na swoje życie!".
Tak po ludzku podchodzi Bóg do człowieka!
25
II.
Gdyby dziś Jezus o tym pouczał...
Czytaliśmy dziś i słuchali wezwanie Jezusa, by modlitwę,
post i jałmużny praktykować w ukryciu,
jakby w prywatnej "izdebce", gdzie nas tylko
Bóg widzi. Taka postawa miała sens w Jego
czasach, gdy całe życie publiczne pełne było religijności i kiedy
naprawdę opłaciło się być znanym z pobożności,
umartwienia i uczynności. Wtedy naprawdę łatwo
było o obłudę w tych
praktykach i o pychę w religijności.
Ale teraz? Teraz tak bardzo nam potrzeba widoku ludzi modlących się i poszczących;
tak bardzo byśmy chcieli słyszeć o bezinteresownych
jałmużnikach. Bardzo nam potrzeba światła nie pod korcem, ale na
świeczniku. Potrzeba nam wyznania wiary w Jezusa
przed ludźmi.
Życie na ulicy zostało doskonale wysterylizowane z wszelkich
objawów wiary!
4
II.
Dawid w swoim śmiertelnym nieprzyjacielu, Saulu, uszanował
Pomazańca Pańskiego
W czytaniach mszalnych interesujący wątek. Król Saul w trakcie
zbrojnej pogoni za Dawidem, niespodziewanie, bo w czasie
snu, wpadł w jego ręce. Jednym pchnięciem jego
własnej dzidy sługa Dawida chciał pozbawić go życia. Dawid stałby się
wolnym i bezpiecznym i objąłby
rządy w Izraelu. Ale on zobaczył w Saulu
Pomazańca Pańskiego. Darował mu życie i uszanował
go. Dlatego Dawida pochwala Pismo: "Człowiek według serca Bożego".
Gdybyśmy i w swoim wrogu umieli dostrzec coś Bożego: przeznaczenie do
zbawienia, synostwo Boże, powołanie do dzieła Bożego, obraz i podobieństwo
Boże... Jak łatwo by było przebaczać!
Trudność w tym, że do takiej postawy potrzeba wiary!
25
I.
Tolerancjo, nie kompromituj się!
Niedawno na forum parlamentu francuskiego wniesiono
projekt ustawy o zakazie noszenia
"ostentacyjnych znaków religijnych" w szkołach
publicznych we Francji. Gdy 17 grudnia ub. roku sam prezydent Francji
Jacques Chirac w godzinnym przemówieniu
uzasadniał niedopuszczalność noszenia w szkołach
czadorów i chust muzułmańskich, jarmułek
żydowskich i krzyżów chrześcijańskich, rzekomo
w imię tolerancji dla myślenia laickiego, wielu
obserwatorów uznało ten fakt za ponury żart.
W tych dniach posunięto się dalej: bowiem zauważono, że trzeba jeszcze
zakazać noszenia bród przez wyznawców hinduizmu!
Co jeszcze ciąć będzie ta oświecona francuska gilotyna tolerancji?
Chirac całą powagą prezydenta zapewnia, że dyskretne znaki przekonań
religijnych, np. medaliki, nadal będą dozwolone...
Teraz możemy pytać, co to jest ta tolerancja - czy nie jest to jakaś
nowa sekta?
1 I.
"Wy macie zegarki, my mamy czas" (afrykańskie)
Tak podobno odpowiedzieli czarni białym handlarzom
zegarków w Afryce.
Czy zegarki nie mogłyby służyć po to, byśmy mieli czas? Czy da się to
osiągnąć?
8
XII.
Święto poczęcia Jezusa, poczęcia Maryi, poczęcia mojego...
Jakaż to ważna praktyczna wymowa świąt 25 marca i 8
grudnia. Już w momencie poczęcia Słowo stało się Ciałem, czyli
zaistniał Jezus Chrystus jako Bóg i człowiek. Nie była to tylko
zygota, bezkształtna galaretka komórek, lecz prawdziwy Chrystus. Tak
samo Maryja, już w momencie poczęcia była pełna łaski, niepokalana. I co
na to aborcjoniści?
30
XI.
Aby święta były nudne..., zadba o to biznes!
Na placach miejskich już stoją choinki. Ze sklepowych
witryn spoglądają na nas, zachęcając do kupna, świąteczne ozdoby. Z uchylonych
drzwi marketów dolatuje do naszych uszu melodia kolęd.
Oto co oznacza granie na religijnych sentymentach, by tylko biznes się
kręcił!
Już teraz księża nie muszą zachęcać do zachowania świątecznych
zwyczajów. Zadba o to biznes. Zauważył bowiem, że i
na tym może zrobić kasę. Spieszy się, bo pierwsze emocje są
najbardziej intensywne. Dlatego w pierwszy dzień Adwentu mamy już...
Boże Narodzenie!
Co nam, wierzącym, pozostaje? W Święta będziemy już znudzeni choinką,
kolędą...
Dobrze, że nam przynajmniej Chrystusa jeszcze nie odebrano!
16
XI.
"Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej"
To zdanie z Listu do Efezjan jest ogromnie ważne dla
zrozumienia nauki św. Pawła o małżeństwie.
Zwykle niektórzy czytelnicy, zwłaszcza męscy, pamiętają tylko następne
zdanie, że żony maja być poddane swym mężom. O tym,
że wzajemnie trzeba sobie podlegać, to rzadko kto podkreśla. Jeszcze
rzadziej pamięta się, że mąż powinien miłować swoją żonę "jak Chrystus
umiłował Kościół", oddając także życie za niego.
Rozumnie więc czytajmy i komentujmy Pismo św.!
9 XI.
"Ta
uboga wdowa najwięcej ofiarowała, całe swoje mienie!"
W dzisiejszej Ewangelii słyszeliśmy te słowa o Jezusie, który w świątyni
jerozolimskiej obserwował składających swoje ofiary do skarbony i o kobiecie,
którą Jezus zauważył i pochwalił, gdy złożyła
tylko jeden grosz, ale było to całe jej utrzymanie (Łk 21,2). Judasz
pewnie miał ochotę zakrzyknąć: "Na co to marnotrawstwo? Przecież można
to było dać na ubogim"(por. J 12,5). Ale Jezus miał tu jednak inne
zdanie, podobnie jak wobec tej kobiety, która dla namaszczenia Jego
nóg rozbiła naczynie drogocennego olejku.
Bo mimo że Jezusowa Ewangelia jest ewangelią ubogich, to niekiedy
bywają sprawy ważniejsze: troska o Bożą chwałę.
A gdy sobie przypomnimy jeszcze, jak ten "cichy
i pokornego serca" Jezus biczem z powrozów
przepędzał znieważających świątynie (J 2,13-17)?
2 XI.
Jaka
prosta recepta na szczęście!
Prof. Bela Buda z Węgier, specjalista od problematyki
samobójstw, wskazał, bawiąc niedawno w Olsztynie, na dziwne zjawisko:
w ilości samobójstw przodują w świecie
superbogaci Japończycy. W naszym rejonie Europy
od wielu lat prym wiodą Węgrzy, też w stosunku
do nas nienajbiedniejsi. Na szarym końcu "wlecze się" - Polska!
Polacy, ci stale narzekający i na pewno od
innych w Europie biedniejsi, jednak chyba nie
czują się najbardziej nieszczęśliwi.
A może właśnie dlatego, że niebogaci?
Wczoraj właśnie czytaliśmy: "Szczęśliwi ubodzy w duchu... szczęśliwi
cisi..., szczęśliwi miłosierni..., szczęśliwi, którzy wprowadzają
pokój..."
A nam się wydawało, że trzeba być bogatym, wygrać przetarg, pokonać
rywali..., to szczęście zagości w naszych
sercach. Nic z tego!
A czy wiecie, że taka sama jest recepta na świętość?
26
X.
"Połowę majątku rozdam ubogim, a jeśli kogoś skrzywdziłem..."
"...a jeśli kogoś skrzywdziłem, oddam poczwórnie". Taki
był rezultat wejścia Jezusa do domu Zacheusza i uświęcenia
go (zob. Łk 19,1). I właściwie po to buduje się
i poświęca każdą katolicką świątynię.
Przybywają do niej różni ludzie, nawet -ku zgorszeniu ateistów i
innowierców - tylko ciekawscy. Ale zawsze wtedy jest nadzieja, że może
ktoś z nich nawróci się, jak Zacheusz. A to
oznacza, że już warto budować i poświęcać świątynie.
19 X.
"Nie
przyszedłem Pana nawracać", a tylko wezwać i pomóc do nawrócenia!
Dość długo nie mogłem zrozumieć Poetę, przecież kapłana, dlaczego
wymawia się od obowiązku nawracania. Przecież jeśli jest
chrześcijaninem, jeśli wiarę uważa za istotne dobro, jeśli miłuje
Chrystusa, to nie może się powstrzymać od dzielenia się tym dobrem. A on,
poeta, tymczasem wymawia się...
Ale jemu chodzi tylko o jedno. O to, że to bliźni ma się SAM nawracać,
a ja mam tylko obowiązek do tego go wezwać,
zachęcić, dodać odwagi, pomóc. A więc nic z tego,
co w antychrześcijańskiej literaturze zarzuca
się chrześcijanom, myślę, że w 90 procentach
niesłusznie, nawracanie siłą militarną, finansową lub podobną.
Nawracanie to tylko odwoływanie się do cudzego rozumu i woli,
do poczucia odpowiedzialności za swoje zbawienie i za
dobro społeczne doczesne, które wynika z chrześcijańskiej
postawy.
Taki ma właśnie sens dzisiejsza Niedziela Misyjna, przyozdobiona
beatyfikacją Matki Teresy z Kalkuty.
12
X.
Trochę mi żal Ojca św....
Żal mi Ojca św. dlatego, że okazuje się mu cześć trochę
jakby w oderwaniu od Ewangelii. Podobnie np.
czynią względem Maryi ci, którym najbardziej odpowiada Jej kultowy
obrazek, ale bez Jezusa. I tak też Ją czczą.
Jest to ujmą dla godności Matki Bożej.
Tak czyni się i Ojcu św. Często czci się go bez odwołania do
Ewangelii, do posługi św. Piotra, do świadectw pierwotnego Kościoła.
Rzadko kto z wiernych świeckich podjąłby
się uzasadniania względem niekatolików czy sekciarzy swojego
serdecznego stosunku do papieża. Zabrakło tej tematyki z okazji
jego wizyt w Polsce oraz z okazji jego rocznic.
Szkoda. Bowiem w oczach stojących na zewnątrz
niekatolików jawimy się jako tylko fanatycy polskości i nacjonaliści,
dla których papież jest ważny tylko dlatego, że z polskiej
krwi. (Zapis 12 października)
5 X.
Różaniec chyba do dziś niezrozumiany.
Mimo trudności, historycy starają się ustalić dzieje
różańca. W uproszczeniu było to chyba tak: Najpierw, w starożytności
Kościoła, wykształceni duchowni codziennie odmawiali cały
psałterz biblijny, czyli 150 psalmów. Potem, około VI w.,
powstał, zwłaszcza wśród tych, którzy nie umieli czytać, zwyczaj
zastępowania psalmów Modlitwą Pańską albo Pozdrowieniem Anielskim,
powtarzanym 150 razy. Przy czym do słów Pozdrowienia Anielskiego
dołączano urywki Ewangelii i rozważanie ich. Potem te urywki
zamieniono na tzw. tajemnice. Z biegiem wieków różaniec zaczęto uważać
za modlitwę maryjną.
Ostatnio zdecydowanie podkreśla się, w czym
szczególna zasługa Jana Pawła II, że różaniec to modlitwa kontemplacji
Jezusa, to modlitwa na wskroś chrystocentryczna. Bo nawet w trzech czy
czterech, uważanych za ściśle maryjne, spośród 15 tajemnic jest jakoś
obecny temat Chrystusa. Gdy Zwiastowanie, to przecież Chrystusa. Gdy
Nawiedzenie Elżbiety, to przecież Maryja z Chrystusem. Gdy
Wniebowzięcie Maryi, to przecież przez Chrystusa, czy do Chrystusa.
Gdy ukoronowanie Maryi, to przecież przez Chrystusa, czy "Chrystusem"
(Chrystus Jej chwałą).
A jednak ciągle różaniec jawi się nam i jest nadal praktykowany jako
modlitwa tylko maryjna, jako zwykłe pacierzowanie i nieomal
tylko jako amulet, sprowadzający szczęście czy odpędzający
nieszczęścia. Czemu oświata religijna tak nie może się do nas przebić,
do praktyki codziennej?
21 IX.
W
mediach "60 trupów na godzinę".
W Dniu środków społecznego przekazu.
Nie możemy potępiać wszystkich mediów i wszystkich
ich pracowników i twórców. Nasza witryna
przecież też jest medium społecznego przekazu.
"60 trupów na minutę" to tytuł artykułu z internetowego
Tygodnika Polityka. Wyraża on łatwość kontaktu ze zbrodnią i przemocą
"dzięki" mediom, zwłaszcza telewizji.
Istnieje zjawisko jakby epatowania odbiorcy trupem (można dodać: także
seksem). Media, wprowadzając do naszych mieszkań zbrodnie i przemoc,
bywają niekiedy jedynymi przestępcami, których bezkarność jest w
znacznej mierze zagwarantowana prawem.
Upomnij się za swoje dzieci, którym nie możesz wyrzucić telewizora lub
zamknąć komputera, upomnij się w imieniu słabego człowieka, który nie
potrafi dać sobie rady ze swoimi skłonnościami, upomnij się za siebie
- a powstanie niesamowity jazgot o dążenie
do cenzury, o hamowanie wolności twórcom,
odbieranie wolności słowa itd.
Jednym słowem święta krowa w naszym ogródku!
Czy możemy się jakoś bronić? Gdyby sądownictwo działało poprawnie,
dawałoby to jakąś nadzieję. A gdy ono nie
działa, pozostaje nauczyć się wybierać. Ale jak nauczyć wybierać małe
dziecko, jak nauczyć słabego, schorowanego moralnie, uzależnionego od
zła człowieka?
1.
Część 1
2.
Część 2
3.
Część 3
Str.pryw.-genealog.
PIETRZAKOWIE,
FIUTOWIE,
JANIKOWIE,
SZLAGOWIE Nadto:
Gierałtowie
|