Y-Adam-L74,  250000 ybP
Osiem
tysięcy praojców
          i tyleż pramatek mam.
Zapadły się ich mogiły

          i nie ma ich kości...
Ale znajduję coś w sobie
          - ich własne de-en-a.
Poznam je, przy nim uklęknę

          w
synowskiej miłości.

Evolutionism - Creationism

Ewolucja i stworzenie

w dziejach człowieka

Aktualizacja strony
 19 lis 21

Witaj, jesteś tu miłym

 gościem naszej witryny

 HOME-TROPIE

Strony genealogii genetycznej na naszej witrynie
(otwórz):

1. Genealogia Y-DNA i mtDNA. Haplogrupy R1a, R1b

2. Geneza języków i ludów indoeuropejskich. Ojczyzna Praindoeuropejczyków

3. Praindoeuropejska geneza Słowian   * Jak zbadać swoje Y-DNA i mtDNA

4. Praindoeuropejska geneza Scytów, Tocharów, indo-irańskich Ariów, Anatolian i Ormian

5. Haplogrupy Y-DNA pierwotnie nieindoeuropejskie. Mitochondrialne mtDNA

6. Pochodzenie ludności w dorzeczu Dunajca i jego sąsiedztwie  *  Inne wybrane regiony

7. "Stara Karpacka" gałąź rodu R1a: YP343.  Kultura Otomani-Füzesabony nad Dunajcem

8. Y-Adam, praojciec wszystkich współczesnych ludzi [1] [2]

9.  Fundusz Rozwoju Rodu A00 w Kamerunie [1] [2]

10. Kreacjonizm ewolucjonistyczny

11. Our YP380 Family

Mój pogląd na świat:
Kreacjonizm ewolucjonistyczny

(the evolutionistic creationism)

Ewolucjonizm jest czymś więcej
niż tylko teorią [...].  
Doktryna
wiary niezmiennie jednak głosi,
że ludzka duchowa dusza została
stworzona bezpośrednio przez Boga

(św. Jan Paweł II pp, 1986)

Niezmierzony i cudowny wszechświat
wraz z człowiekiem nie może być
dziełem przypadku lub konieczności  
(K Darwin, O powstaniu gatunków 515)


            MOJE DNA

   od Y-Adama:
            L74
   od ojca:
            R1a - YP380
  
od matki:
          
H14a

 

Ewolucja i stworzenie w dziejach człowieka
Potwierdzony kreacjonizm ewolucjonistyczny

 

         Karol Darwin (1809-1882), twórca najlepiej uzasadnionego ewolucjonizmu, nie był człowiekiem niewierzącym. Jednak opracowana przez niego teoria ewolucji przyrody i człowieka wprowadziła w jego religijne przekonania, a zwłaszcza w jego wiarę w stworzenie człowieka przez Boga, duże zamieszanie: odtąd Bóg w dziele powstania człowieka wydawał się mu zbyteczny. Jeszcze ostrzej ten problem jakby sprzeczności między ewolucjonizmem a kreacjonizmem wystąpił w przekonaniach i postawach zwolenników i kontynuatorów Darwina, zwanych darwinistami. Jednak najbardziej wyostrzyli go fanatyczni ideolodzy ateizmu, typu Richarda Dawkinsa, którzy w niedostatecznie rozpoznanym mechanizmie ewolucji i jego konfrontacji z fundamentalistycznie potraktowanymi tekstami  Pisma św. zauważyli skuteczne narzędzie zwalczania chrześcijańskiego kreacjonizmu i upowszechniania swoich ateistycznych przekonań.
         KREACJONIZM (łac. creatio 'stworzenie') jest to filozoficzna, zakorzeniona także w Biblii, teoria powstania świata w czasie z niczego wolą samego Stwórcy. Pojęcie działania stwórczego oznacza powołanie świata do bytu, jak też i aktualne jego podtrzymywanie w istnieniu (aktualne stwarzanie). Podstawowym argumentem naszego kreacjonizmu jest stwierdzany w przyrodzie SENS, ujawniający się w postaci praw fizyko-chemicznych w kosmosie i w biologii; po prostu w szeroko pojętej przyrodzie. Ponieważ prawa te wyrażane są przeważnie wzorami matematycznymi, dlatego znane jest powiedzenie: Przyroda jest matematyczna. Brakiem sensu byłby chaos, a właściwie nieistnienie. Ów Sens musiał czasowo, a przynajmniej logicznie (jak w przypadku wiecznego stwarzania) wyprzedzać zaistnienie świata; bez niego w ogóle nie byłoby świata. Ów Sens, świadczący o tzw. inteligentnym projekcie, a zatem i Inteligentnym Projektancie, wskazuje na obecność i działanie tzw. zamysłu Boga - jak określił go Albert Einstein  (por. M.Heller, T.Pabjan, Stworzenie i początek wszechświata, Copernicus Center Press, 2013).
         Sugerowany przez tekst Biblii początek świata w czasie może być kojarzony z tzw. wielkim wybuchem (Bing Bang), oczywiście warunkowo, o ile Bing Bang jest rzeczywiście początkiem istnienia kosmosu w czasie, a nie tylko jego modyfikacją. Zaistnienie świata domaga się bowiem, na podstawie zasady przyczynowości, istnienia i działania wszechmocnego Stwórcy i jego zamysłu. Tego Stwórcę filozofia i teologia nazywa Bogiem. Podobnie też nie możemy z góry wykluczyć działania Stwórcy w znanych z Biblii tak zwanych znakach, czyli zamierzonych przez Niego cudach dla dobra wierzących. Znaki te, zaprogramowane już w akcie stworzenia świata, mogą być zrealizowane lub ujawnione w czasie, nie łamiąc praw przyrody. Wśród praw przyrody owe znaki można umieścić tam, gdzie M. Heller umieszcza tzw. przypadki
(por. Michał Heller, Filozofia przypadku. Kosmiczna fuga z preludium i codą, Copernicus Center Press 2012).


         Które punkty teorii Darwina z jednej i kreacjonizmu z drugiej strony spowodowały (i nadal powodują) ten dziwny konflikt między nauką a wiarą? Dlaczego?
 

         1.
Czy Biblia jest przeciw
stworzeniu człowieka na drodze ewolucji?

         Największą i najczęściej wysuwaną przeszkodą w pokojowym współżyciu nauki i wiary w temacie pochodzenia człowieka jest fundamentalistyczne traktowanie tak przez niektórych kreacjonistów, jak i darwinistów tekstów Pisma św., szczególnie opisu stworzenia człowieka w jednym, po kolei w szóstym dniu stworzenia.  To błąd, bo przecież już od końca XVII wieku rozwija się w naukowej biblistyce pogłębione podejście do języka opisów biblijnych i ich gatunków literackich, zatwierdzone przez Urząd Nauczycielski Kościoła. Natomiast w XIX wieku papież Leon XIII przestrzegał czytelników, aby w tekstach biblijnych nie szukali informacji przyrodniczych. Dlatego dziś już wiemy, że należy rozróżnić obraz biblijny, zaczerpnięty niekiedy z przyrodniczych wyobrażeń starożytnego człowieka, od religijnego przesłania, od nauki, którą autor biblijny zamierzył nam przekazać pod tym obrazem. Np. w opisie stworzenia siedmiodniowego czasu stworzenia widzimy zarówno pochwałę dla wszechmocnego Boga i jego dzieła, jak też moralna zasadę, że sześć dni mamy pracować, a siódmy poświęcić czci Boga i refleksji nad dziełem stworzenia.  
        Tak zwany konkordyzm biblijny, czyli szukanie zgodności przyrodniczych lub historycznych w tekstach Biblii oraz w pozabiblijnej nauce daje niekiedy zaskakujące pozytywne rezultaty, ale prawie zawsze mieści się ono tylko w ramach fundamentalistycznego traktowania poszczególnych tekstów. Wyrazem tego konkordyzmu było już w dawnych wiekach dopatrywanie się w owych sześciu dniach wielkich epok historycznych czy geologicznych, albo nawet, jak to czynił G. Schroeder, odwoływanie się do einsteinowskiej względności rachuby czasu. Podobnie w genealogiach biblijnych starano się widzieć wierny obraz dziejów i czasu od stworzenia świata do nowej ery; stąd u Izraelitów wiosną 2015 roku rozpoczęto 5776 rok od stworzenia świata, podczas gdy autorzy faktycznie przekazywali rozmaite genealogie tylko po to, by nimi wyrazić pewne idee, nie dbając o ich dokładność historyczną.


        
2.
Czy fakt ewolucji jest osłabieniem
argumentu na istnienie Boga Stworzyciela?

         Przeszkodą dla wierzących w akceptacji ewolucji człowieka jest wykorzystywanie jej przez niektórych zwolenników do obalania jednego z dowodów na istnienie Boga; bowiem niemożność ewoluowania ciała człowieka ze znanych w przyrodzie form zwierzęcych było postrzegane przez wierzących jako spektakularny dowód istnienia poza przyrodniczej istoty stwórczej, czyli Boga. Długo nie zauważano, że taką samą siłę dowodową na rzecz istnienia Boga może mieć fakt stworzenia materii tak zaprogramowanej, by było zdolna wydać jakby z siebie samej życie i taką istotę, jak Człowiek.


 
        3.
Czy proces powstawania nowych form życia i gatunków
jest zaprzeczeniem rozumnego i celowego działania Stwórcy?

         Darwiniści w dobrej wierze, albo - jak niektórzy z nich - świadomie tendencyjnie formowali i nadal formują taki obraz pierwszego etapu procesu ewolucyjnego, czyli powstawania nowych form życia i gatunków,  który jej zwolennikom utrudnia przypisania go Bogu. Jeśli bowiem istnieje Bóg chrześcijan - piszą - to musi działać w przyrodzie rozumnie i planowo, powinien być dla niej dobry i kochać swoje stworzenia. A tymczasem co ci ewolucjoniści widzą (lub chcą widzieć)? W powstawaniu nowych form życia i gatunków świata roślinnego i zwierzęcego  widzą jedynie zupełny bałagan i przypadkowość i - niegodny Boga - całkowity brak rozumnego planu i celowości.

          Otóż ewolucjonistom w ogóle przede wszystkim brak dotąd prawidłowego rozpoznania przyczyn ewolucji. Powstawanie nowych form życia i gatunków w przyrodzie jest dziś słusznie uzasadniane mutacjami (zmianami) głównie czterech nukleotydów DNA, a właściwie ich czterech zasad: A, C, G i T. Wymiany między tymi zasadami, nadto ich zanik albo dopisywanie się, mogą spowodować powstanie zmienionych funkcji genów kodujących białko, a stąd i zmiany nowego, potomnego organizmu. Te mutacje są powszechnie postrzegane jako przypadki. "Mutacje są stochastyczne" (przypadkowe) - podaje jedna z zasad genetyki.

         To błąd! Bowiem faktycznie te mutacje nie są przypadkowe. Do zmian nukleotydów (zasad A, C, G i T w nukleotydach) dochodzi na skutek działania rozmaitych sił, tak wewnątrz molekularnych, jak i zewnętrznych. Dotychczasowymi metodami nauk przeważnie są niemożliwe do wykrycia. Dlatego naukowcom wydają się zupełnie przypadkowe. Ale one przypadkowe nie są. Na międzynarodowej konferencji genealogii genetycznej w Moskwie w 2011 r. biochemik japoński rosyjskiego pochodzenia Igor Rożanski prezentował metody obliczania czasu mutacji w Y-DNA i mtDNA. Wykazywał, że owe mutacje mogą z powodzeniem być wykorzystywane do obliczania czasu mutacji biologicznych w skojarzeniu z niektórymi faktami historycznymi, gdyż owe mutacje zachodzą niejako z fizycznej konieczności, spowodowanej napięciami wewnątrz molekularnymi lub oddziaływaniami sił zewnętrznych, prawie identycznie jak w promieniowaniu radiowęglowym, które jest wykorzystywane do obliczania czasu martwych obiektów archeologicznych, pochodzenia przyrodniczego - według tych samych wzorów matematycznych, które są stosowane w genetyce dla obliczania czasu mutacji. Więc jak w fizyce, tak w biologii mutacje nie mogą być postrzegane jako przypadki.

         Wobec tego mutacje w genach DNA, które kodują odpowiednią rozmaitość białek, warunkujących bogactwo form życia i gatunków, są przejawem praw fizycznych i wchodzą w zakres tego, co nazywamy matematycznością świata. Nie mogą one więc być lokalizowane wśród przypadków, jak je widzi wielki naukowiec, piszący:  "Wyobraźmy sobie wszystkie prawa fizyki, działające w świecie, jako wielką siatkę lub sieć [...]. W tę sieć są wkomponowane pewne "wolne miejsca" pozostawione na działanie przypadków. Bez nich cała struktura nie mogłaby funkcjonować. Co więcej, tych wolnych miejsc jest dokładnie tyle - ani mniej, ani więcej" (M. Heller, Filozofia przypadku). Otóż w te "wolne miejsca" siatki praw fizycznych nie można wpisywać mutacji w genach DNA ani też powstania bogactwa życia i gatunków. One należą do repertuaru praw fizycznych.

         Z powodzeniem natomiast w tych Hellerowych "wolnych miejscach" sieci praw fizycznych mogą się znaleźć byty zaistniałe na skutek działania wolnej woli w szerokim jej zakresie, zwłaszcza wolnych aktów Boga (np. cuda) i człowieka; a może nadto i niektórych zwierząt -  jak zapewne by nam podpowiedział Robin Dunbar i jego psychologia ewolucyjna (por. R. Dunbar, Nowa historia ewolucji człowieka, Copernicus Center Press 2014).

         Formowanie się człowieka jako istoty oddzielnej od zwierząt w grupie naczelnych (szympansa), trwało zaczęło od około siedem milionów lat temu do około 250 tysięcy lat temu (Y-Adam, zob.). Ideolodzy ateizmu wśród ewolucjonistów zapytują: Jeżeli chrześcijanie uważają stworzenie człowieka rozumnego, w sposób wolny służącego Bogu  i powołanego do życia z nim w wieczności, za jedyny lub główny cel stworzenia, to dlaczego ta ewolucja trwała tak długo; ta zwłoka zdaje sie świadczyć o braku jednoznacznego i rozumnego planu stworzenia człowieka.
         Otóż po pierwsze, nie możemy Bogu narzucać celów działania. Sama wielość form życia i gatunków, nawet bez człowieka w perspektywie, jest chwałą Boga. Po drugie, Bóg jest ponadczasowy - nie nudził się więc rzekomym oczekiwaniem, zanim proces ewolucji zechce wyłonić człowieka, zdolnego do rozumnego i wolnego życia z Nim.  U Boga projekt i skutek są postrzegane równoczesne, co wynika z samego pojęcia Boga.
         Tak więc odpadły kolejne zarzuty przeciw uznaniu ewolucji jako drogi działania Boga Stwórcy.

 

         4.
Czy przypisywane ewolucji okrucieństwa walki o byt
mogą być argumentem przeciw obecności w niej stwórczego działania Boga?

         W procesie następującego jakby w drugim etapie ewolucji doboru naturalnego i walce o byt ideolodzy ateizmu zamiast Opatrzności Bożej widzą okrucieństwo przyrody, niegodne dzieła Bożego, gdyby takim ona była. W uwypuklaniu tego okrucieństwa i potworności w przyrodzie szczególnie wyspecjalizował się ideolog angielskiego ewolucjonizmu ateistycznego, wspomniany wyżej Richard Dawkins.
         Co o tym sądzić? Otóż zarzucanie przyrodzie okrucieństwa, w gruncie rzeczy tylko w dziedzinie zdobywania pokarmu lub partnerstwa płciowego, jest przejawem niedopuszczalnego narzucania jej ludzkich zasad i ocen moralnych. Tych działań przyrody nawet nie można nazwać walką o byt, która z nazwy sugeruje jakaś dalekowzroczną intencjonalność. Jest to co najwyżej rodzaj praktycznej przemocy, służącej dzisiejszości jakiejś rośliny lub zwierzęcia. Zwycięzcami tej przemocy bywają przeważnie jednostki wyższego rzędu lub lepiej dostosowane, co staje sie ewolucji elementem postępu ewolucji. Ofiarami tej przemocy padają jednostki słabsze, jakby niższe w hierarchii bytów, co także jest dla przyrody elementem oczyszczającym.
         I po to także potrzebna jest w przyrodzie ta wielka rozrzutność w dawaniu życia i tworzeniu jego rozmaitych form.
         Tej przemocy często towarzyszy, przeważnie krótkotrwały, ból, zwłaszcza jednostki przegranej. I ten ból, to znaczy lęk przed nim i walka z nim, jest kolejnym stymulatorem postępu ewolucji we właściwym kierunku.

         Tak więc zarówno w owym pierwszym "etapie" procesu ewolucji czyli mutacjach DNA i odpowiadającej im wielości form życia i gatunków, czy w drugim "etapie" czyli selekcyjnej funkcji doboru naturalnego i jej rezultatach, wśród których jest człowiek, jednoznacznie widać tę stwierdzaną w fizyce materii nieożywionej, jak i w biologii materii żywej sensowność, zwaną przez niektórych matematycznością, przez innych Inteligentnym Projektem, przez Enisteina zamysłem Boga, a przez wielu naukowców po prostu SENSEM.
         W judaizmie i chrześcijaństwie objawia się on jako osobowy Bóg Stworzyciel.

         Oczywiście można znaleźć w przyrodzie przypadki cierpienia po ludzku niewytłumaczalnego, jakby bezsensownego, istniejącego nie tyle przeciw, co raczej mimo i obok owego Inteligentnego Projektu czy Ewolucji. Jeśli jednak ów Projektant jest Bogiem, to dla tych nielicznych przypadków pozornie bezsensownego cierpienia lub bezsensownej przemocy znajduje jakąś specjalną rekompensatę. W Piśmie św. znajdujemy nawet liczne w tej sprawie sugestie, np. w klęskach narodu Izraelskiego, krzywdach Józefa Egipskiego czy cierpieniach owrzodzonego i wyrzuconego na gnój Joba  ("Ja wiem, Wybawca mój żyje i do Niego należy ostatnie słowo..." Hi 19,25). Najwyraźniej w krzyżowej śmierci Chrystus. Te wszystkie okrucieństwa i cierpienia, oceniane przez ludzi jako niezrozumiałe i bezsensowne, znalazły swoje wytłumaczenie, gdy zło zamieniło się w jakieś dobro - nie tylko dla dotkniętych cierpieniem, ale także dla innych.

Tropie, 12 listopada 2015.





..................................................................................... .....................................................................................

 

Z poprzedniego opracowania (2013 r.)

         KREACJONIZM vs EWOLUCJONIZM. Kreacjonizm nie stoi w sprzeczności z ewolucjonizmem (łac. evolvo rozwój), który w biologii głosi ciągły rozwój organizmów żywych, spowodowany (pozornie!) przypadkową zmiennością, a właściwie (pozornie) spontanicznymi mutacjami DNA, korzystnymi lub niekorzystnymi dla organizmów i eliminacją tych drugich na drodze negatywnego doboru naturalnego, czyli naturalnej selekcji, także pozornie ślepej. Ewolucja jest faktem, udowodnionym zwłaszcza w genetyce. Mutacje w ludzkim DNA nie tylko wskazują na różnice między rodami ludzkimi, ale także na wspólnych przodków, którzy łączą ludzkie mniejsze genetyczne rody w większe, a w końcu zespalają wszystkich ludzi w osobach jednego ojca, Y-Adama i jednej matki, mtEwy. To wspaniały element naszej rzeczywistości!

         W podobny sposób owe mutacje odróżniają cały rodzaj ludzki od innych dzisiejszych istot zwierzęcych i organizmów żywych, wskazując równocześnie na wspólnych przodków, którzy nas łączą, np. z rodem szympansów około 7 milionów lat temu, rodem goryli około 14 milionów lat i podobnie pozostałych ssaków naczelnych. Człowiek jest więc podstawową, szczytową gałęzią na jednym jedynym drzewie genealogicznym żywych organizmów; na wspólnym drzewie dla wszystkich ssaków, ptaków, gadów, płazów, ryb itd., a w końcu i bakterii.
         W biologicznej ewolucji gatunkowej i międzygatunkowej, a zwłaszcza w jej SENSOWNYM wyniku, jakim jest CZŁOWIEK, filozofia dostrzega realizację tzw. zamysłu Boga (por. M. Heller, Filozofia przypadku oraz Przypadek oswojony) lub tzw. inteligentnego Projektu.
         Kreacjonizm ewolucjonistyczny uznaje więc teistyczny, czyli ustanowiony i kierowany przez Boga ewolucjonizm.
         Innymi słowy, sposobem realizacji stwarzania są zakodowane w przyrodzie prawidła ewolucji i zarazem prawa przyrody, nad którymi dominuje ów - widoczny dla wszystkich - racjonalnie umotywowany cel: Człowiek, jak to wyraża rosyjski uczony, choć ateista, Wiaczesław Iwanow.
         Przytaczanie tu zdań ewolucjonistów-myślicieli, także niewierzących lub pół-wierzących, ma swój sens, gdyż ukazuje, że ewolucjonizm, zwłaszcza w odniesieniu do człowieka, wzbudza kolejne, dręczące pytania, które wymagają głębszych, już spoza nauk przyrodniczych, odpowiedzi, np. o początek, rację takiego bytu, o jego rzucający się w oczy Sens. Innymi słowy: Ewolucjonizm domaga się w naszym umyśle symbiozy z Kreacjonizmem.

         (Uwaga. Kreacjonizm ewolucjonistyczny <nie ewolucyjny> różni się istotnie od znanej dotąd teorii zwanej po prostu kreacjonizmem lub kreacjonizmem naiwnym, który - wbrew biologii dopatrując się niezmienności i ścisłej demarkacji między gatunkami organizmów żywych - w ewolucji sztucznie doszukuje się brakujących ogniw, a opierając się na fundamentalistycznej interpretacji Biblii, stara się w powstaniu każdego gatunku "naturalnego" widzieć oddzielny akt stwórczy i sprzeczność między pojęciami stworzenia i ewolucji).
 

         Kreacjonizm ewolucjonistyczny a kreacjonizm  teistyczny

         Treściowo obydwie tezy są faktycznie prawie tożsame.   Różnica polega głównie na akcencie.
         Ewolucjonizm teistyczny
zakłada "ciągłą ingerencję Boga w stworzenie, nieodróżnialną jednak przy użyciu metodologii nauk przyrodniczych od zjawisk naturalnych. Pogląd ten związany jest z koncepcją teologiczną aktu stworzenia, uważającą, że akt stwarzania nie był jednostkowym wydarzeniem, lecz rozłożony jest na cały czas trwania Wszechświata; jest też wydarzeniem metodami nauk nieodróżnialnym od procesów przyrodniczych." (Wikipedia). Znanym u nas przedstawicielem tego nurtu jest fizyk i filozof przyrody, ks. prof. Michał Heller. 

         Kreacjonizm ewolucjonistyczny natomiast kładzie nacisk na formę obecności Boga w dziele stwarzenia, także w dziele ewolucji. dziele ewolucji, którą w Biblii i w naszej wierze określa się słowem stworzenie lub stwarzanie czyli (łac.) kreacja. Nikt, kto jest chrześcijaninem nie może się odcinać od kreacjonizmu. Fakt stworzenia to właściwie podstawowy dogmat chrześcijańskiej wiary, związany także z pojęciem Boga. Kreacjonizm nazywam ewolucjonistycznym jako odpowiedź na rozmaite teorie kreacjonizmu antyewolucjonistycznego, występujące w formie fundamentalistycznej (naiwnej, czyli według litery, a nie według sensu opisu biblijnego), albo naukowej (swobodnie interpretującej owe 'sześć dni stworzenia' , w biologii uznającej ewolucję wewnątrzgatunkową, ale nie międzygatunkową); obydwie formy kreacjonizmu antyewolucyjnego, dotąd w mniejszym lub większym stopniu sprzeciwiając się prawdzie naukowej,  równocześnie  raczej deprecjonowały katolicką egzegezę biblijną i prawdę o stworzeniu.
 

         Ewolucja a władanie wszechmocy Bożej

         Ten temat jest głównym punktem sprzeciwu wielu współczesnych albo wobec ewolucjonizmu, albo wobec kreacjonizmu. Ale jeżeli się przyjmie do wiadomości chrześcijańską ideę, że Bóg, u którego jest tylko "teraz",  nie tylko stworzył kiedyś, na początku, ale i dziś daje światu istnienie, jakby kontynuując jego stwarzanie i trwanie, łatwo odrzucimy poglądy deizmu, że Bóg kiedyś stworzył, a teraz bezczynnie przypatruje się swojemu dziełu, także temu, co "wyprawia" zaprogramowana przez Niego ewolucja albo obdarzony przez Niego wolnością człowiek.
         Tak więc Bóg w historii nadal ma możność objawiania człowiekowi swojej obecności
i wszechmocy i reagowania wyraźnymi znakami na potrzeby wiary, a zwłaszcza odpowiadania na modlitwy - choćby zostały wprowadzone w plan realizacji już w akcie stworzenia świata i ustalania jego praw. 
        
Z drugiej strony zauważamy piękny rys Bożego władania, który - nie wypuszczając niczego ze swoich rąk - władzą swoją dzieli się ze stworzeniem: przyrodzie daje możność ewolucji, a człowiekowi - możność decydowania moralnego. Na skutek tego i przyroda, i człowiek, pozostając nadal w rękach Boga, działają jakby na swoją odpowiedzialność. Przyroda za błędy ewolucji jest samoistnie "karana" unicestwieniem bubli ewolucyjnych, a człowiek za grzechy - utratą Bożego podobieństwa i zbawienia. Nikt nie może Boga obwiniać za błędy ewolucji ani za grzech człowieka.   
 

         Ewolucja współczesnego człowieka - już częściowo wbrew zasadzie doboru naturalnego.

Rola rozumu i religii w uczłowieczeniu i promocji człowieka

          1. Rozum. Zasadą czyli motorem ewolucji jest przypadkowa mutacja i na nią reakcja tak zwanego doboru naturalnego, który nosiciela szkodliwej mutacji wraz z sama mutacją może unicestwić.

         W rozwoju człowieka doszło do istotnych mutacji już na etapie pierwszego hominida, którym był prawdopodobnie Sahelantrop czadyjski (znad jeziora Czad w Afryce, około 7 milionów lat temu). Podstawowymi zmianami, tworzącymi człowieka, była dwunożność i wyprostowana postawa. W zaraniu były to zmiany zdecydowanie niekorzystne i, co podkreślają autorzy, powinny być usunięte przez dobór (selekcję naturalną).

         Dwunożność bowiem musiała przez długi czas oznaczać chwiejne i spowolnione ruchy, które hominida czyniły mało sprawnym w zdobywaniu pokarmu i obronie przez drapieżnikami. Dwunożność zmusiła także do wyjścia z zalesionych obszarów i leśnych enklaw na sawannę, co pociągało za sobą znaczne zwiększenie bezbronności i narażania się na gwałtowne promieniowanie UV, zwłaszcza po utracie owłosienia. Dwunożność wymagała także przebudowy kręgosłupa od nasady czaszki do kości ogonowej, przebudowy klatki piersiowej i układu oddechowego, zmiany stawów kolan i bioder, zwężenia miednicy oraz rozrostu mięśni pośladkowych; zmiany te zapewne bywały przyczyną stanów zapalnych i schorzeń (niektóre z nich pojawiają się do dziś!).

         Także funkcjonalny i objętościowy rozwój mózgu pociągał za sobą wzrost jego energochłonności około 20 %, szkodliwej przy niedostatku pokarmu oraz powiększenie objętości czaszki, co przy równoczesnym zwężeniu kości miednicy u matki po przyjęciu postawy wyprostowanej powodowało gwałtowny wzrost okołoporodowej śmiertelności.

         A jednak dobór naturalny nie zlikwidował tak problematycznie zmodyfikowanego hominida. Dlaczego? Dlatego, iż dzięki rozwojowi rozumu i inteligencji hominid zaczął panować nad przebiegiem swojej własnej ewolucji. Potem jako Homo sapiens, a teraz już Homo sapiens sapiens nadal ewoluuje pod kierownictwem swojego rozumu. Można wysunąć hipotezę, że rozum uczłowieczył człowieka, a w konsekwencji człowiek, jako gatunek, staje się panem środowiska i swojej przyszłości.

         Tak więc jakaś pierwsza, uczłowieczająca zmiana u hominida (Sahelatropa?) musiała nastąpić najprawdopodobniej w mózgu. Doprowadziła ona do powstania nowych jego funkcji i wzrostu proto-człowieczej inteligencji. Ona to doprowadziła do wyprostowania postawy dla uwolnienia rąk oraz wykorzystania ich do celów obronnych i społecznego współdziałania. Hominid, mając w ręce narzędzia obronne, np. kij, kamień i ognisko (które także mogło służyć polepszaniu jakości pokarmów) oraz psychiczną zdolność do społecznego współdziałania, mógł już w miarę skutecznie przeciwdziałać nowym zagrożeniom i przetrwać do wyznaczonego mu przez Naturę czasu pełnego rozwoju w postaci anatomicznie i behawioralnie współczesnego człowieka.

         To przetrwanie było jednak trudne,  skoro spośród miliardów potomków pierwszego hominida (Sahelantropa?), zrodzonych w ciągu około 7 milionów lat, tylko jednemu z nich  udało się rozmnożyć swoje potomstwo, co stało się i nadal dzieje w czasie od około 200 tysięcy lat temu do dziś. To Człowiek współczesny, Homo sapiens sapiens.  Wszystkie nieudane linie i niedopracowane "produkty" ewolucji wyginęły. To tak,  jakby Komuś specjalnie zależało na wyselekcjonowaniu tylko Y-Adama i jego dzisiejszej rodziny ludzkiej; jakby Komuś specjalnie zależało na demonstracji dystansu między zwierzętami a tym rodem, który otrzymał Boskie tchnienie, by stał się "na obraz i podobieństwo Boże".

 

       2. Religia. Co, oprócz działania rozumu, zapewniło człowiekowi współczesnemu ewolucyjną przewagę w porównaniu z innymi grupami hominidów? To powstanie elementów życia religijnego!

         Według naukowo uzasadnionej, choć tylko naturalistycznej teorii (niereligijnego!) profesora psychologii ewolucyjnej w Oxfordzie, Robin Dunbara (Nowa historia ewolucji człowieka)  religia jest wytworem wyższych i najwyższych pięter ludzkiego umysłu ("intencjonalności") i towarzyszy człowiekowi współczesnemu od jego początku, czyli od wspólnego przodka do dziś. Autor wskazuje na religię (czyli wiarę w świat duchowy i jakieś życie po śmierci oraz rytuały) jako na uniwersalną cechę człowieka współczesnego.
            Dunbar eksponuje kilka ważnych dla przetrwania człowieka elementów religii:
- nadawanie światu spójności,
- zapewnienie poczucia większej kontroli nad życiem,
- ustanowienie norm społecznych,
- umożliwienie mniejszości sprawowanie kontroli nad społeczeństwem.
         Dunbar w duchu naturalistycznym tłumaczy, że praktyki i rytuały religijne, jak modlitwa, kontemplacja, śpiew, taniec, ofiary są skonstruowane “w celu” zaoferowania nam opioidowego zastrzyku endorfin, stymulującego układ odpornościowy i zwiększającego aktywność; to jakby zaprogramowany psychofarmakologiczny efekt życia religijnego.
         Kolejnym, jeszcze bardziej istotnym skutkiem życia religijnego jest - według Dunbara - wytworzenie poczucia wspólnotowości i przynależności do grupy, istotnej dla zbiorowego działania i przetrwania. Tego rodzaju organizacja symboliki i życia religii wymagała co najmniej czwartego rzędu "intencjonalności" (poziomu myślenia), by ją zrozumieć; piątego, aby ją utworzyć; a nawet szóstego, najwyższego poziomu, aby jej przewodzić.
         To naturalistyczne podejście nauki do funkcji religii oczywiście nie przeczy znanemu w chrześcijaństwie, nadprzyrodzonemu źródłu podstawowych elementów religijności już u jej początków, a zwłaszcza w aktach biblijnego objawienia.

             .............

         Tak więc nie tylko rozum. ale i religia dała człowiekowi współczesnemu i w pełni rozumnemu moc do przetrwania i rozwoju - począwszy od wspólnego przodka, Y-Adama, około 250 tysięcy lat temu, do dziś (por. V. Frankl, Bóg ukryty. W poszukiwaniu ostatecznego sensu). Nie miały tej szansy wszystkie inne, wcześniejsze gałęzie hominidów, potomków Sahelantropa.

      W podsumowaniu można powiedzieć, że mimo konfliktowego przebiegu uczłowieczających fizycznych zmian hominida i ewolucyjnej genezy człowieka współczesnego, widać wyraźnie urzeczywistnienie się jakiegoś "Wielkiego Projektu" albo - jeśliby tu użyć sformułowania A. Einsteina - wielkiego "Zamysłu Boga".

 Tak więc potwierdzony został: Kreacjonizm ewolucjonistyczny The evolutionistic creationism


Skąd się biorą opory przeciw ewolucji przyrody i człowieka?

Pismo Święte w pierwszym zdaniu Księgi Genesis mówi:
"Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię".
Oznacza to wywołanie z nicości jakiejś wyjściowej formy materii. Kolejne zdania w żaden sposób nie wskazują, jakby stworzenie oznaczało pojedynczy rozkaz i pojedynczy czas stworzenia, i tylko z nicości. Sugerują ciągłość dzieła i potrzebę czasu wyrażoną symbolem siedmiu dni stwarzania. Znamienne są słowa Boga: "Niech ziemia wyda rośliny zielone /.../ Niechaj ziemia wyda istoty żywe różnego rodzaju /.../". Może to oznaczać (choć nie musi), że materia otrzymała od Boga siłę własnego rozwoju życia.
Mówimy, że Bóg JEST Stworzycielem; a więc nie tylko był, ale stale jest nim Stworzycielem. Chrześcijaństwo od początku przypisuje Bogu tzw. Opatrzność, czyli obecność, czuwanie i nieustanne podtrzymywanie świata w istnieniu. Bóg w każdym momencie jest dostarczycielem istnienia światu i przyrodzie ewoluującej, jak elektrownia stale dostarczająca energii żarówce świecącej na moim biurku.
Antyewolucjonistom więc niepotrzebnie jacyś pseudodarwiniści wmówili, że ewolucja nie potrzebuje Boga, że czyni go zbytecznym, że nawet jest zaprzeczeniem jego istnienia. Każdy więc chrześcijanin na niedzielnej mszy wyznaje, że wierzy w Boga Stworzyciela, a tym samym jest  wyznawcą kreacjonizmu. Ale jakiego kreacjonizmu?

Niektórzy kreacjoniści albo nie znają obrazowego języka pierwszych rozdziałów Księgi Genesis, usiłują go rozumieć dosłownie. Inni z kolei bojąc się, że im może gdzieś przepadnie dowód na istnienie Boga (jakby stworzenie całego świata i gatunków przyrody razem z niczego i w jednym momencie było jedynym argumentem za istnieniem Boga), do zwalczania ewolucjonizmu używają prawdziwych lub sztucznie wykombinowanych przerw w ciągłości znalezisk paleontologii i antropologii, co prof. P. Golik nazywa wielkim nadużyciem, zwłaszcza wobec faktu, że nie paleontologia lub antropologia fizyczna jest podstawą teorii ewolucji, lecz stwierdzona genetycznie jedność przyrody i tworzące różnorodność mutacje w genomach, selekcjonowanych w procesach doboru naturalnego. 
https://www.youtube.com/watch?v=lIG2cl3O6IY&list=PLgItcKew0VyzSVGrWf3P4YoXcte7vdbXF

..............

[quote="taryjel"] Przyznam szczerze, że jestem w kropce i nie bardzo rozumiem, co Atimeres i Robaczek chcą osiągnąć. Bo Atimeres utożsamia pojęcie „kreacjonizm” z „wiarą w Boga”, a robacze w ogóle twierdzi, że „kreacjonizm” to są „poglądy na pochodzenie świata” (jakiekolwiek)..[/quote]

Każdy wykształcony wie, że żadna dyscyplina naukowa nie działa w próżni. W naukach istnieje taka metoda badań, którą nazwamu interdyscyplinarną. Np. medycyna koreluje swoje badania z chemią, biologią, psychologią, genetyką, etyką itd. Archeologia, mając przed sobą wytwory materialnej kultury archeologicznej, pyta o ich twórców: dane etniczne, język populacji, a teraz także o ich genetyczne ugrupowanie. Interdyscyplinarność i korelowanie naukowych faktów i korzystanie z rezultatów innych metod nauki jest w istocie wszystkich badań.

Kreacjonizm ewolucjonistyczny - identycznie. Uznaje ewolucję i liczy się z metodami przyrodniczych badań, które służą teorii ewolucji, wykorzystując ją zarazem do dalszych badań przyrody. Ale to wszystko w łączności lub w korelacji z innymi metodami i innymi dziedzinami wiedzy.

Do tych dziedzin należy m.in. filozofia i historia religii.
Ewolucjonista przyrody, w tym także kosmolog, ma prawo zarazem korzystać z filozofii lub być filozofem. Ma też prawo korzystać z religioznawstwa i być religioznawcą.
I tak np. filozof i kosmolog-ewolucjonista ks. M. Heller, który w przyrodzie widzi matematyczność praw przyrody, jako filozof pyta jej pochodzenie, o istnienie jakieś rozumnej siły sprawczej. Nadto korzystając z danych religioznawstwa i naukowej biblistyki, posługującej się metodami nauk historycznych, archeologicznych, etnologicznych i krytyki literackiej w badaniach faktów objawienia Bóstwa w historii ludzkości, dochodzi do wniosku, że tą przyczyną matematyczności przyrody nie jest tylko myśląca Super-Istota, ale osobowy Bóg.
Ks. Heller nazywa to ewolucjonizmem teistycznym.
Mnie bardziej podoba się nazywać to kreacjonizmem ewolucjonistycznym.

.....................

Mówi się, że ewolucja i przyroda nie mają celu, bo nimi rządzą niepodzielnie  ewolucja czyli różnorodność genomów i dobór naturalny.  
Tak było, ale chyba już nie jest.  Prof. Golik zresztą wypowiedział ważne zdanie: „Biologia nie wszystko wyjaśnia”.  Ale nie tylko to. Jest cos i w tym, że człowiek wziął swoją i przyrody ewolucję w swoje ręce. Może jeszcze nie do końca umie nią władać, ale te możliwości już odkrył i nimi działa.
Opowiem zdarzenie. Miałem znajomego: w sile  wieku, w miarę inteligentnego i działacza społecznego. Kiedyś z goryczą wyznał, że chrześcijaństwo to wielki szkodnik ludzkości, bo przez swoje zaangażowanie charytatywne przeszkadza ewolucji, wspierając sztucznie jednostki niedorozwinięte, chore, bierne i nieporadne, które ewolucja powinna odselekcjonować. Wyraźnie był tym skwaszony, stał się niechętny światu i zakończył życie… na sznurze.
Tę myśl zaczerpnął na pewno od darwinistów, których studiował na zebraniach partyjnych.
Ale po tej rozmowie wpadła mi myśl, że człowiek jest faktycznie królem przyrody bo  może władać nad nią odwracając  lub zmieniając kierunki procesów ewolucji. Po prostu JEST PANEM dotąd niepodzielnie panującej w przyrodzie EWOLUCJI.
Powiedziano w wykładzie, że przyroda i ewolucja nie mają celu ani króla, do którego by one dążyły; że wszystkie byty od bakterii po człowieka są na równi w procesie ewolucji od wspólnego (bakteryjnego) przodka. Niby tak, w tej linii wertykalnej. Ale na przykład w horyzontalnej czy nie pełniły i pełnią ekologicznej roli dla człowieka, który z kolei stopniowo od tysiącleci bierze losy jej ewolucji w swoje ręce?

............

Dziękujemy na kolejny odcinek naukowego wywiadu z ewolucjonistą, prof. Golikiem na portalu Naukovo.
Fatalnie jednak zakończył się odcinek IV,  jeżeli  jego konkluzją było zdanie: "Trzeba się pozbyć antropocentryzmu w przyrodzie" i  przyjęcie przeciwnej ideologii, jakby w sensie współcześnie prezentowanego przez R. Dawkinsa adagium:  "Nie jesteś ważniejszy niż pająk na suficie".
Przyczyną atrakcyjności takiego hasła jest bardzo prymitywny wniosek, że skoro człowiek jest ważniejszy niż inne dzieła przyrody lub że jest celem ewolucji przyrody, to jest równoznaczne w przyzwoleniem na jej niszczenie. Bowiem ani w judaizmie, ani w chrześcijaństwie nie znajdujemy takiego przyzwolenia; człowiek raczej otrzymał zadanie "doglądania i uprawiania" ziemi jako Edenu. Dzieła przyrody są w źródłach wiary traktowane jako odblask Boga, świadectwo o Bogu, które człowiek powinien nauczyć się odczytywać i chwalić jego Stwórcę. To nie św. Franciszek wymyślił, że w dziełach przyrody można widzieć braci i sióstr godnych szacunku. Czytajmy starotestamentowe psalmy!
 

Wymowna jest prawda wiary, że sam Pan Bóg, który jest bezwzględnym Panem i Celem, jest zarazem tym, który człowieka zbawia przez własny krzyż, z nawet usynawia człowieka. A więc i tu nie ma niszczenia czegoś podrzędnego. Chociaż starożytni Hebrajczycy, praktykując plemienne prawo zemsty i odpowiedzialności zbiorowej, rozszerzonej na niewinne dzieci i potomków oraz zwierzęta, taką moralność przypisywali i narzucali samemu Bogu, to jednak w późniejszych pismach prorockich te praktyki zostały wyraźnie odwołane i potępione.
 

Pojawiło się tu, w debacie, ważne pytanie o pochodzenie człowieka i jego wraz z całą przyrodą drzewo genealogiczne. Od czego on pochodzi? Otóż juz od dość dawna wiadomo nam, że człowiek nie  pochodzi od małpy, lecz od wspólnego przodka z szympansem i wspólnych przodków z kolejnymi gałęziami gatunków naczelnych i wcześniejszych.  Drzewo genealogiczne przyrody można szkicować jako krzew o jednym wspólnym korzeniu (proto-bakterii?). Można też zbudować umownie jako jednopienne drzewo, prowadzące od jakiejś pierwotnej bakterii do człowieka, a wszystkie współcześnie żyjące gatunki są jakby gałęziami bocznymi drzewa: człowiek jest tu widziany jako jakby centralny cel drzewa. Ale wobec tego po co utrzymuje się w szkolnych podręcznikach stare słownictwo i pierwotne pojęcie człowieka pochodzącego od małpy? 

 

Kim/czym był ów wspólny przodek człowieka z szympansem (prawdopodobnie Sahelanthropus Czadensis)? Proto-małpą czy proto-człowiekiem? Jeżeli posłuchamy prof. Harwadu A. Klyosova, iż dzisiejszy szympans-małpa odszedł bardzo niedaleko od swojej pierwotnej pozycji u wspólnego przodka, przeciwnie niż człowiek, to tenże jawi się nam jako daleko inny od swojego przodka, o którego ewolucja zadbała szczególnie, jakby on byl koroną i celem ewolucji. W jego ewolucji pojawił się czytelny znak dodatkowego czynnika rozwoju, którym zresztą zajmuje sie psychologia ewolucyjna (vide: R. Dunbar, Nowa historia ewolucji człowieka (Coperniocus 2014).

 

Ten obraz drzewa genealogicznego przyrody żywej, gdzie tylko człowiek jest nie tylko tym, który je może zgłębiać, szkicować, a nawet racjonalnie wpływać na jej dalszą ewolucję (co zresztą już czyni odnośnie siebie), nie wyklucza człowieka jako szczytu ewolucji. I nieprawdą jest, wręcz bardzo szkodliwą przekonanie, że pojęcia antropocentryzmu trzeba się pozbyć. To wręcz niebezpieczne jest człowiekowi, który ma tak potężne możliwości działania, dawać za narzędzie taką ideologię, że dopuszczalne jest potraktowanie ludzi na równi ze zwierzętami, które służą nam za pokarm na podwieczorek!