"Drzewo bez korzeni |
Chrystianizacja
i...prechrystianizacja |
.
Ostatnia
aktualizacja 27 lis 18 |
†
Wykład wygłoszony na IX Międzynarodowym Interdyscyplinarnym
Seminarium Naukowym Stary Sącz, 30 lipca - 04 sierpnia 2018 r. (http://www.tropie.tarnow.opoka.org.pl/romkat_swierad.htm)
/ strona w trakcie redakcji /
Chrystianizacja
i...prechrystianizacja w rejonie Dunajca Wymowa tradycji, historii i genealogii genetycznej.
Możliwość chrystianizacji w rejonie Dunajca, bardzo wczesnej, około roku 300. Dwadzieścia lat temu w Slavia Antiqua, w publikacji na temat pochodzenia św. Świerada i źródeł jego wiary [Pietrzak 2000] została wymieniona możliwość, że pierwsze nieoficjalne akcje misyjne Kościoła na północ od wyznaczonego Dunajem rzymskiego Limesu i jakieś oswajanie się miejscowej ludności z chrześcijaństwem mogło się pojawiać wcześnie, może nawet już pod koniec III wieku, w środowiskach, gdzie działały rzymskie faktoria kupieckie. Ze źródeł historycznych i rozmaitych akt męczenników wiadomo, że takie faktoria były często miejscem banicji dla niewygodnych Cesarstwu ludzi. W ten przecież sposób pozbywano się przeciwników, darowano im życie i czyniono użytecznymi dla gospodarki państwa. Do tych niewygodnych dla Imperium ludzi należeli przede wszystkim rzymscy chrześcijanie. Ci zaś, jako neofici, znani byli ze specjalnej gorliwości w apostołowaniu i szerzeniu swoich przekonań. Nie była to resztą wówczas jedyna wzmianka takiej możliwości, który na to zwracał uwagę; por. B. Gierlach, Początki chrześcijanstwa w Polsce, Warszawa 1988, s. 28 (zob. także niżej - przykłady wśród Gotów).
Takie faktorium kupieckie musiało działać zapewne i w okolicach Kotliny Sądeckiej prawdopodobnie w trzecim i czwartym stuleciu. Zostawiło ono bowiem po sobie wielką ilość znalezionych monet rzymskich, ich depozytów i innych płacideł na tym terenie z owego czasu, o czym świadczy archeologia (zob. Kunisz, Wielowiejski). Z udziałem zaś chrześcijańskich banitów mogło istnieć w drugiej połowie III w. w latach 250-260 za cesarzy Decjusza, Gallusa i Waleriana oraz na początku IV w. w latach 303-313 za cesarzy Dioklecjana, Galeriusza i Maksymina. Czy obecność i oddziaływanie rzymskiego faktorium pozostawiło po sobie jakieś ślady aktywności misyjnej rzymskich chrześcijan, które można by nazwać prechrystianizacją tego regionu – stawiamy tylko pytanie, na które odpowiemy w dalszym ciągu artykułu.
Genius loci Tropia nad Dunajcem i jego okolic na Sądeckiej Ziemi Dawny proboszcz w Iwkowej, parafii położonej niemal w sąsiedztwie Tropia, z zamiłowania historyk-etnograf, ks. Jan Piechota (zm. +1997) z wielkim zainteresowaniem od roku 1958 śledził postęp badań historycznych i archeologicznych, dotyczących kościoła w Tropiu, św. pustelnika Świerada i jego sanktuarium. Również interesował się innymi pustelnikami z okolicy, jako ewentualnymi uczniami św. Świerada, żyjącymi w czasach Mieszka I czy Bolesława Chrobrego. Są to św. Just z Tęgoborzy, o którym dziś wiadomo, że był czcicielem i spadkobiercą iroszkockiego kapłana-pustelnika św. Justa-Jodoka znad Kanału La Manche; a także św. Urban, pustelnik z Iwkowej, który łatwo kojarzy się nam ze znanym w źródłach Benedyktem – słowackim pustelnikiem, z którym Świerad wywędrował do węgierskiej wówczas Nitry na Słowacji; razem wstąpili do klasztoru na zboczu góry Zobor, razem prowadzili tam życie w leśnej pustelni i zostali złożeni są w jednym grobie w bazylice św. Emerama w Nitrze, mają także wspólny życiorys i razem zostali tam wyniesieni na ołtarze w 1064 r i 1083 r.
Ks. Piechota, oczarowany wynikami badań, napisał wtedy pieśń, która jest śpiewana w kościołach Iwkowej i Tropia: Rychło zagasły znicze pogańskie, gdy Świerad wskazał Oblicze Pańskie Synom i córkom Sądeckiej Ziemi, wędrując po niej stopy bosymi.
Święty Świeradzie z Justem, Urbanem,
Gdzie uroczyska były pogańskie, stanęły wkrótce świątynie Pańskie, By w nich Jezusa, Maryi chwała, po wszystkie czasy radośnie brzmiała.
To powszechne w naddunajeckiej tradycji przypisywanie św. Świeradowi i jego uczniom pełnej chrystianizacji tego regionu, a także początek tamtejszego romańskiego, sięgającego XI wieku kościoła, stało się podstawą niektórych trudności i sprzeciwów nauki. Bowiem jeżeli on czy oni razem byli pierwszymi, to skąd się wzięli, skąd przybyli, kto ich ochrzcił i uformował w dojrzałej świętości?
1. Dojrzała świętość św. Świerada i wynikający stąd postulat Hagiografowie polscy czy zagraniczni dostrzegają w życiu św. Świerada i jego praktykach ascetycznych w pełni dojrzałego świętego i głęboko zakorzenionego w katolickiej duchowości. Dlatego słynny biblista-orientalista, wybitny znawca duchowości eremitów bliskowschodnich, J.T. Milik, określił św. Świerada, że jest to „jeden z największych ascetów chrystianizmu” (Curr 119, s.107). I słusznie. W jego bowiem stylu życia widać kilka niezwykłych cech, które warto tu wspomnieć.
2. Jego modlitewne czuwania nocne po ciężkiej pracy i sztuczne zabezpieczanie się przed zaśnięciem w czasie nocnej modlitwy było zapewne naśladownictwem modlitewnych czuwań nocnych twórcy duchowości eremitów iroszkockich, św. Patryka z V wieku, który by nie zasnąć, modlił się zanurzywszy się w wodzie po szyję; 3. Praktyki postne św. Świerada, np. posilanie się w okresie czterdziestodniowego postu tylko jednym orzechem dziennie, było naśladowaniem praktyk postnych palestyńskiego abby Zozimasa, który udającym się na pustkowia mnichom przydzielał po czterdzieści daktyli, jeden na dzień. W jednym i drugim przypadku musiało to być połączone ze znajomością praktyk postnych Kościoła starożytnego, który zakazywał poszczenia w dni zmartwychwstania – w niedziele, zaczynające się już w sobotę wieczór. To wypełniało liczbę dni od środy popielcowej do wielkanocy (40 plus 6), a zarazem umożliwiało przeżycie; przy czym te posty nie były samum bezcelowym udręczaniem lub manichejską wzgardą cielesności (jak to Świeradowi wmawia prof. Z. Mikołejko), lecz przeżyciem pozytywnym, by „z radością oczekiwać Dnia Świętego Zmartwychwstania”, jak zanotował jego świadek, Maurus; 4. Przepasanie się metalowym łańcuchem, by odpowiedzieć na przykład praktyk św. Jana Chrzciciela, było także odpowiedzią na wezwanie Jezusowej Ewangelii, by czuwać, jak żołnierz z „biodrami przepasanymi i pochodnią w ręku”; 5. Charakterystyczny jest jego stosunek apostolski względem owiec najbardziej zagubionych, co okazało się w jego pośmiertnych cudach: przywróceniu do życia zamordowanego zbójnika, przechowanego w pustelni, by nawrócony mógł „służyć Bogu i świętemu Świeradowi”; albo uratowanie przed szubieniczną śmiercią złoczyńcy, wzywającego imienia św. Świerada, by mógł w klasztorze złożyć świadectwo nawrócenia i mocy Bożej.
Podsumowaniem sławy dojrzałej ascezy, ducha apostolskiego i świętości pustelnika z Tropia były słowa Jana Pawła II, że Świerad przez swoje życie, modlitwy i umartwienia stał się jednym z korzeni, z których wyrosła siła tysiącletniej religii chrześcijańskiej w Polsce. Nie tylko w Polsce, bo wymowna jest decyzja pierwszego króla Węgier, św. Stefana, by włączyć św. Świerada w grupie wybitnych ludzi Europy w dzieło aktualnie prowadzonej chrystianizacji Węgier, aby „pomnażał radość nawróconego ludu węgierskiego”, jak to określa jego żywot i tekst brewiarzowych antyfon.
2. Argumenty przeciw związkom św. Świerada i jego towarzyszy z Tropiem Ta wyraźna wielkość osobowości św. Świerada stała się główną przyczyną negowania jego polskiego pochodzenia. Najbardziej gwałtownie czynił to węgierskiego pochodzenia emigracyjny profesor historii średniowiecznej Środkowo-Wschodniej Europy na amerykańskim uniwersytecie Seattle (Wash), Imre Boba. W kilku wykładach w Stanach Zjednoczonych, na naukowych konferencjach w Europie i artykułach w językach angielskim, niemieckim i węgierskim stwierdzał jednoznacznie: Wobec tak dojrzałej osobowości Świerada, ówczesny stan rozwoju Kościoła i społeczeństwa polskiego nie dozwala uznać jego polskiego pochodzenia.
Wprawdzie napisany przez Maurusa, który osobiście widział naszego świętego i dodatkowo zebrał wiarygodne świadectwa od jego przełożonego, opata Filipa, a także od jego towarzysza i ucznia Benedykta, żywot mówi wyraźnie, że Świerad przyszedł na terytorium Nitry „de terra Poloniensium”, czyli z „ziemi świeżo zawładniętej przez Polan” (Małopolski), ale może trzeba w tym dopatrywać się raczej okolic miasta Pola na Półwyspie Istryjskim nad Adriatykiem, a nie Polski - mówił i pisał Imre Boba.
Tą teorią oraz przekrętami i sporządzonymi dla jej uzasadnienia fałszywkami, profesor z Seattle tylko się ośmieszył, co mu wykazano w kilku publikacjach w Polsce i na Słowacji. Dlatego bez szkody można je tu zlekceważyć. Tak więc pozostaje obowiązek szukania odpowiedzi na pytanie o wcześniejsze pochodzenie chrystianizacji Małopolski, a zwłaszcza rejonu Dunajca, która mogłaby wydać postać tej miary, co Święty Świerad.
3. Poszukiwania wcześniejszej drogi chrystianizacji w rejonie Dunajca 1) Jedni próbowali łączyć św. Świerada ze św. biskupem Wojciechem, który miał tędy przechodzić, a ta tradycja jest zapisana w dawnych aktach wizytacyjnych parafii Tropie. Ale teraz już wiemy, że kiedy Wojciech był biskupem, nie miał tu żadnej jurysdykcji; mogła tu sięgać zaledwie diecezja ołomuniecka z Moraw, a nie praska z Czech. Kiedy zaś Wojciech zrezygnował z biskupstwa praskiego i otrzymał zadania misyjne, w jego życiorysie nie ma szans na pobyt i pracę nad Dunajcem.
2) Ks. Bolesław Kumor (KUL i PAN) łączył św. Świerada z działalnością biskupstwa krakowskiego, które powstało w roku 1000. Ale gdy się wie, że sądecka ziemia przeszła pod władzę Chrobrego dopiero około 1017 r. i jak wolno postępowała ówczesna chrystianizacja, która – by objąć wpływami tę ziemię, wymagałaby co najmniej od stu do dwustu lat, to przypisywanie naszych pustelników krakowskiej chrystianizacji byłoby chybione. Musi więc być jakaś inna, specyficzna droga chrystianizacji tej ziemi.
3) W sprawie wcześniejszej misji chrystianizacyjnej nad Dunajcem przebadano już dwie możliwości. Najpierw ewentualna misja św. arcybiskupa Metodego w IX wieku. Mianowicie w napisanym wnet po 880 r. Żywocie Świętego Metodego jest informacja, że jakiś potężny książę Wiślan prześladował chrześcijan, czyniąc im przykrości. Domyślamy się, że wyrządzał tylko duchowe (religijne) udręki i tylko ludziom miejscowym. Św. Metody wysłał więc do niego poselstwo z upomnieniem, by się raczej sam ochrzcił, bo w przeciwnym razie grozi mu chrzest na obcej ziemi i to pod przymusem, do czego właśnie jednak doszło. W tej informacji rzuca się w oczy to, że chodzi tu o chrześcijan nie nowych jako owoc misji Metodego, lecz już istniejących wcześniej i teraz prześladowanych, w obronie których św. arcybiskup występuje. A więc pytanie o tę wcześniejszą misję nadal pozostaje.
Drugą sugestią wcześniejszych misji, zapisaną w Żywocie św. Metodego i innych źródłach jest wzmianka o ideologicznych problemach podnoszonych przez biskupów bawarskich w jego czasach. Świętemu Metodemu zarzucano herezję. A chodziło o jego wiarę w tzw. antypody, czyli teorię, że po drugiej stronie płaskiej czy kulistej ziemi żyją za jakąś nieprzenikalną barierą równikową jacyś inni ludzie, do których nie mogło dotrzeć Chrystusowe dzieło zbawienia i łaska chrztu świętego jest im niedostępna. Biskupi bawarscy donosili do papieża skargę na Metodego, że rzekomo uczy herezji. Ale Metody nie był w tym samotny. Sto lat wcześniej biskup bawarskiego Salzburga Wergiliusz (755-784), pochodzenia iroszkockiego, głosił podobnie i miał podobne trudności ze strony samego wielkiego apostoła Germanów, św. Winfryda-Bonifacego. Dlatego wolno wnioskować, że te idee Wergiliusza i Iroszkotów zastał św. Metody żywe na Morawach; widocznie był też kontynuatorem ich misyjnych trudów, zaawansowanych w tym regionie.
4) Tej możliwości misji na Morawach ze strony iroszkockich pustelników, mnichów i biskupów, przebywających i działających aktywnie na kontynencie europejskim już w VII i następnych wiekach, trzeba się spodziewać, znając duchowość ich środowisk i fakty historyczne. Z przepełnionych klasztorów Irlandii czy Szkocji mnisi iroszkoccy, ze święceniami kapłańskimi i bez nich, a także świeccy z całymi rodzinami udawali sie na kontynent europejski gnani zainicjowani przez św. Kolumbana ideą tzw. pielgrzymowania dla Boga (peregrinatio propter Deum, peregrinatio pro Christo). Udawali się do Ziemi Świętej, Rzymu czy innych sanktuariów, żyli w własnych klasztorach i pustelniach, albo po prostu pielgrzymowali, opowiadając zarazem o Chrystusie i modląc się, albo w końcu uprawiając zwykłe włóczęgostwo. W swoich klasztorach miewali własnych biskupów klasztornych, podległych opatom.
Takim środowiskiem Iroszkotów był np. klasztor św. Piotra w Salzburgu ze słynnym opatem i biskupem klasztornym, św. Wergiliuszem, znanym apostołem Słowian w Karyntii. Jego staraniom i misji zawdzięcza swój początek Kościół karyncki i państwo Karyntia (Korutania) w VIII wieku. Jednak pierwszym, który około 612 r. marzył, by ze słowem Bożym iść do kraju Wenetów zwanych Słowianami (Veneticorum qui et Sclavi dicuntur), jak zanotował w 615 roku opat iroszkockiego klasztoru w Bobbio (północne Włochy) św. Jonasz, był jego mistrz św. Kolumban (Młodszy). Tenże jednak w nocnym widzeniu otrzymał obraz pustych ziem, jakby nieprzygotowanych na przyjęcie Chrystusa, więc zrezygnował.
Takie marzenie o misji wśród Słowian na północ od Dunaju realizował około roku 630 inny iroszkocki mnich, św. Amand. Nawrócił jednak niewielu i zniechęcił się. Dopiero Wergiliusz w VIII wieku z całym rozmachem zaangażował się w misje wśród Słowian, głównie w Karyntii, zaczynając od kościoła w Maria Saal koło Klagenfurtu) z pomocą św. misjonarza Modesta, ale także - o czym juz wiemy - na Morawach. Dla około połowy IX wieku archeologia naliczyła kilkanaście śladów fundamentów chrześcijańskich świątyń sprzed św. Metodego. Święci "Apostolowie Słowian" Cyryl i Metody nie zaczynali tu od zera!
To właśnie owi Iroszkoci bawarscy w połowie IX w., uważani ogólnie za Niemców, działali na Morawach „pod pastorałami”arcybiskupa Salzburga i biskupa Pasawy. Gdy około 855 r. doszło do zbrojnej awantury morawsko-niemieckiej, książę morawski Rościsław wyrzucił tych niby niemieckich duchownych ze swojego kraju, a nawet ich biskupowi drogę zagrodził, o czym później z wielkim zgorszeniem piszą skargę do papieża biskupi bawarscy. Gdzie się ci wyrzuceni udali? Liczne onomastyczne i kultowe ślady i tradycje iroszkockie w rejonie Tropia, Iwkowej i Tęgoborzy mówią same za siebie (publikacje 1993, 1998, 2000a, 2000b, 2017)
Ta misja Iroszkotów w rejonie Dunajca, którą możemy określić słowem prechrystianizacja czyli "przedchrystianizacją", chrystianizacją wstępną, nie pozostawiła jakichś wyraźnych i trwałych śladów w archeologii lub strukturach kościelnych, chociaż godne zauważenia są zarysy fundamentów romańskiej czy przedromańskiej świątyni w Tropiu, nadto rozmaite ślady onomastyczne, a zwłaszcza ludowe i kościelne tradycje świętych pustelników nad Dunajcem. Przypatrzmy się więc tym wcześniejszym, iroszkockim śladom chrystianizacji, które mogły być co najmniej przygotowaniem do pełnej chrystianizacji, prechrystianizacją.
W Tropiu nad Dunajcem a) W Tropiu, której wcześniejszą nazwę Zawrót/Zawrocie zapewne fanatyczni miłośnicy greki Iroszkoci przetłumaczyli słowem Tropie, drugim ich śladem mogą być zarysy najdawniejszych fundamentów romańskiej czy nawet przedromanskiej światyni, datowanej przeważnie na XI wiek. Na pierwszy rzut oka przypominają rzut iroszkockiej świątyni św. Piotra z czasów misjonarza św. Modesta z VII wieku, odkryty w karynckim Maria Saal koło Karnburga. Również na praktykach życia św. Swierada z Tropia widzimy jakieś iroszkockie rysy. Jeden rys, to praktyka pracy i modlitwy na wzór apostoła Irlandii z V w. św. Patryka, który, aby po całodziennej pracy umożliwić sobie modlitewne czuwanie w nocy, wchodził po szyję do wody, wypoczywając i modląc się ze świadomością że mu wtedy nie wolno zasnąć! Świerad zaś czynił to samo, siedząc we wnęce dębu z wbitymi w jego ścianę kolcami i zawieszonymi nad głową kamieniami. Drugi to fakt, że jedenastowiecznych Żywotów zalicza go do grona tych, którzy w sprzyjających okoliczność zdecydowali się na ”pielgrzymowanie dla Chrystusa”, a jak wiemy peregrinatio pro Domino jest charakterystycznym rysem ruchu iroszkockiego (na Węgrzech nawet wersję jego imienia Zorardus mulono ze słowem zorandok = pielgrzym!). Także i to życie w klasztorze św. Hipolita na Zoborze w Nitrze, patrona ośrodka Iroszkotów w Saint Polten w Bawarii oraz złożenie pośmiertnych szczątków św. Świerada w tamtejszej bazylice św. Emerama, iroszkockiego męczennika z Bawarii, coś mówi o naszym świętym i jego kościelnym otoczeniu.
W Tęgoborzy b) W niedalekiej od Tropia Tęgoborzy W roku 1400 pani Czochna z zamku Tropsztyn z rodu Ośmiorogów-Gierłatów i z udziałem proboszcza z Tropia z tego samego rodu, podobno związanego z rodem św. Świerada, na górze św. Justa w Tęgoborzy (1374: „mons Sancti Josth”) fundują jakiś klasztorek ku czci św. Jodoka. Zamieszkali tam zakonnicy - pokutnicy, z klasztoru przy kościele św. Marka w Krakowie, zwani markami. Zebrali oni później naddunajeckie tradycje o św. Juście-Jodoku i przekazali do druku Marcinowi Barańskiemu, w Krakowie w 1609 r. W tym Żywocie napisano, że św. Just-Jodok był uczniem św. Świerada, kapłanem i uczonym, zmarłym w 1009 r. w obecności św. Świerada. W pobożności ludu miał być patronem i przewodnikiem pielgrzymów, m.in. pielgrzymujących do św. Kingi w Sączu. Istnienie takiej tradycji może mieć źródłowe oparcie w faktach historycznych. Można bezpiecznie założyć istnienie ty jakiejś pustelni i jakiegoś pustelnika o łacińskich imionach Jodocus-Justus. Ale musimy zapytać, skąd tu nad Dunajcem takie imię, jakiego jest pochodzenia? Znajdujemy świętego o imieniu Jodok, ale także w wersji Josse i Joost, w końcu także Just. Żył w VII wieku. Pochodził z celtyckiej Bretonii we Francji, a więc z ludzi bliskich etnicznie dla Irlandczyków. Prowadził życie w pustelniach północnej Francji. Jego relikwie złożono w sanktuarium St-Josse-sur-Mer nad rzeką Canche, w pobliżu portu Quentowic. W VIII i IX wieku był tam punkt zborny pustelników, kapłanów i biskupów irlandzkich, udających sie w pielgrzymce do Rzymu, Ziemi Świętej. Zatrzymywali sie u relikwii św. Jodoka-Justa, którego uważali za nauczyciela, odblask swoich ideałów życia pustelniczego i patrona w pielgrzymiej wędrówce także do iroszkockich klasztorów w Bawarii i nad Dunaj, wszędzie głosząc chwałę swojego patrona. Być może, ze zaszli i tu, nad Dunajcec i tu kiedyś wśród uczniów św. Świerada zdobyli naśladowcę swojego rodaka Jodoka-Justa, który obrał zycie pustelnicze na tęgoborskiej górze.
W Iwkowej 3. Osoba św. Urbana/Urbanka z Iwkowej i inne tamtejsze tradycje. a) Ci sami duchowni irlandzcy, pielgrzymujący ku Rzymowi i Ziemi Świętej przez Bawarię lub do tamtejszych irlandzkich placówek i rozsiewający kult św. Jodoka-Justa mogli być także roznosicielami kultu św. Urbana. Przy ich szlaku bowiem, w mieście Erstein w Alzacji, tamtejszy klasztor benedyktyński stał sie ośrodkiem bardzo żywego kultu św. Urbana, zwłaszcza od roku 849, kiedy podobno stał się posiadaczem jego świeżo odnalezionych relikwii. Być może takie, alzackie jest pochodzenie także kultu świętego Urbana pustelnika w Iwkowej koło Tropia oraz pod Zoborem w Nitrze. O świątobliwym Urbanie, zwanym w Iwkowej familiarnie także Urbankiem, podobno uczniu św. Świerada, nie ma informacji historycznych. H. Kapiszewski z trudem zebrał zręby tylko nowszej tradycji kultowej, której najstarszym rekwizytem może być jakaś figura świętego mnicha XIV wieku w tarnowskim muzeum. Siedemnastowieczną kaplicę pod lasem przy źródle św. Urbanka, zwaną pustelnią, z braku informacji historycznych o pustelniku ozdobiono obrazem św. Urbana I papieża i patrona winnic. Być może do tego lokalnego kultu nawiązuje także nazwisko niektórych mieszkańców parafii Urbańczyk. Wysunięto przypuszczenie, że tak, jak Świerad, udawszy się do klasztoru św. Hipolita, otrzymał imię Andrzej, tak wędrujący z nim jego iwkowski uczeń Urbanek otrzymał tam imię Benedykt. Takie właśnie imię nosił w Nitrze tamtejszy uczeń św. Świerada, pustelnik, który poniósł męczeńska śmierć w 1034 roku, co odnotowały źródła węgierskie. W ten sposób ów iwkowski Urban staje się osobą historyczną, zaświadczoną źródłami pisanymi. b) Nazwa miejscowości Iwkowa w najstarszej wersji a 1346 posiada zapis Libertas Ywonis ‘Wola Iwona’, później Libertas Iwconis. Imię Iwo jest celtyckim, a więc jakby iroszkockim odpowiednikiem imienia Jan. Kiedy w 1334 r. Jadwiga Łokietkowa funduje drugą część wsi, sołtysem ustanawia człowieka o imieniu Brykcjusz. To imię także jest pochodzenia celtyckiego. c) Oryginalnym zjawiskiem we Iwkowej jest dominacja nazwiska „Szot”. Zarówno w najstarszych księgach metrykalnych z XVIII wieku, jak i w najnowszych jego częstotliwość wynosi 10 procent ludności. Nazwisko to, według językoznawców, oznacza etnonim Szkot, w wersji bawarskiej. Może ono nawiązywać do osób czy jakiejś grupy etnosu szkockiego czy irlandzkiego. d) I jeszcze jeden ciekawy szczegół tradycji iwkowskiej: imię węgierskiego rycerza Beli. O dawności tej tradycji świadczy nazwa rzeczna Bela. Podczas, gdy rzeczka wypływająca w Iwkowej i płynąca przez Kąty, Łęki i Witowice do rzeki Łososiny w dolnym biegu nazywa się Biała czy Białka, to jej górny, iwkowski odcinek od najdawniejszych czasów nosi nazwę Bela. Taka nazwę podają także wszystkie zapisy urzędowe. Dlaczego na tym odcinku nazwa, która początkowo musiała brzmieć Běla, nie uległa w XI-XII w. przegłosowi polskiemu? Zapewne dlatego, że ciążyła na niej związana ze wsią tradycja węgierskiego rycerza Beli. Przydzielany iwkowskiemu Beli tytuł rycerza, zapewne nawiązuje do znanego węgierskim źródłom opowiadania o wyczynach Beli I podczas jego pobytu na wygnaniu w Polsce, gdy za pokonanie w pojedynku księcia Pomorzan został przez Mieszka II obdarowany córką (Gertudą, siostrą Kazimierza Odnowiciela). Jak on się w Polsce, albo nawet w Iwkowej mógł znaleźć?
Otóż w 1031 r. po przedwczesnej i niespodziewanej
śmierci kandydata do tronu węgierskiego, królewicza
Emeryka (świętego), syna chorego wówczas św. króla
Stefana, Około 1040 roku jego zona rodzi mu pierwszego syna, któremu nadano imię świętego z kręgu Iroszkotów, Magnus. Imię to widocznie wydawało się później elitom węgierskim obce tradycjom rodu Arpadów, dlatego po powrocie rodziny na Węgry (pierwszy raz około 1046 roku) zaczęto Magnusa nazywać imieniem rodowym Gejza. Tenże Magnus-Gejza był tym, który w roku 1064 wymusił na biskupie Pecsu, Maurusie, by mu podarował połowę łańcucha, którym za życia św. Świerad się przepasał i zadręczał. Urodzonemu potem już na Węgrzech pierwszemu synowi Magnus-Gejza nadaje imię nie węgierskie, lecz znów świętego z kręgów irlandzkich, czysto irlandzkie Koloman. Koloman ze względu na wykształcenie i zamiłowanie do książek otrzymał przydomek Könyves ‘mól książkowy, uczony’, w czym znów należy widzieć kolejny ślad kultury Iroszkotów; ich ówczesna ojczyzna, Irlandia, była nazywana „Wyspą świętych i uczonych”. To wszystko chyba wystarczająco upoważnia nas do tego, aby w rejonie Dunajca widzieć ślady jakiejś bardzo wczesnej chrystianizacji. Dokonała się ona przez ludzi przybywających tu około połowy IX wieku z rejonu wielkomorawskiej, a dziś słowackiej Nitry. Towarzyszyła im znana naukowemu światu gorliwość apostolska i specyficzna kultura ówczesnych misjonarzy iroszkockich.
4. Wstępna chrystianizacja w rejonach
styku
Podpowiadają nam, że nie ma sensu poszukiwanie początków zbyt wcześnie, bo Słowian, naszych przodków, po prostu rzekomo nie było na ziemiach nad Odrą i Wisłą przed VI czy VII wiekiem; poprzedziła ich bowiem ponad stuletnia pustka ludnościowa na skutek odejścia plemion germańskich kultury przeworskiej po blisko ośmiowiekowym ich tu przebywaniu. Dlatego szukając dróg wcześniejszej chrystianizacji w Polsce, trzeba nam zmierzyć się także z tym problemem.
Chrystianizacja wśród Gotów i Wandalów w Europie: ariańska i rzymskokatolicka w III-IV w. Ziemie polskie w IV wieku, rozwijające się w archeologicznej kulturze przeworskiej, były pierwszą ojczyną Wandalów, ludu raczej germańskiego. W tej polskiej przestrzeni geograficznej i kulturowej w IV w. dokonała się chrystianizacja Wandalów. Była ona bezpośrednim następstwem nieco wcześniejszej chrystianizacji, dokonanej wśród wschodniogermańskich Gotów, zwłaszcza ich "zachodniej" flanki, Wizygotów.
Wizygoci, zwani też Wisi, Wise lub Terwingowie (etnonimy te mogą mieć etymologię słowiańską!) zajmowali wówczas teren między Karpatami, Dnieprem i ujściem Dunaju. Ich chrystianizacja zaczęła się właściwie od osobistej prywatnej aktywności, którą wykazał słynny Wulfila od około połowy IV wieku. Wulfila urodził się około 311 roku jako wnuk chrześcijańskiej rodziny uprowadzonej przez Gotów z Kapadocji w Małej Azji w trakcie ich łupieżczej wyprawy w latach 257-258. Wytrwał w wierze i utrzymywał on kontakt ze swoją chrześcijańską praojczyzną. Wierny chrześcijańskiej tradycji, potrzebie serca i obowiązkowi misyjnemu, działał apostolsko wśród swoich rodaków z Kapadocji, ale i ich gockich porywaczy. Do ich języka przełożył Biblię, organizował kult kościelny, utrzymywał kontakty z Kościołem w Małej Azji. Został wyświęcony na biskupa, ale raczej jeszcze nie dla Gotów, lecz dla chrześcijan uprowadzonych jako jeńców czy zakładników z Kapadocji i innych ich grup. Jako biskup uczestniczył w Soborze w Konstantynopolu w 381 r., niestety … po stronie ariańskiej. Był bowiem zwolennikiem nauki Ariusza, nieuznającego Chrystusa za równego Ojcu Boga, a więc i trzech równych Osób Trójcy Świętej. Ale dopiero wtedy, w 381 r. ariańskie wyznanie zostało ostatecznie potępione.
Kierunek ariański został odrzucony jako heretycki na Soborze Nicejskim już w 325 r. Ale upowszechniał się szybko nie tylko wśród chrześcijan wschodniego Imperium Rzymskiego, lecz także poza jego granicami, zwłaszcza wśród ludów germańskich. Arianizm przez historyków został nazwany narodowym wyznaniem wczesnych Germanów, bowiem już pod koniec IV wieku upowszechnił się wśród prawie wszystkich ludów germańskich, począwszy od ujścia Dunaju do dolnego Renu. Wyznanie ariańskie od wspomnianych tu Wizygotów łatwo przeniknęło do ich sąsiadów, bratnich Ostrogotów, jak również do germańskich Wandalów: karpackich, nadwiślańskich i bardziej zachodnich, i to mimo jakiejś przewlekłej wrogości między tymi dwoma ludami, Wandalami i Gotami. Ariańska chrystianizację ludów germańskich przyspieszył fakt, że cesarz Teodozjusz wydał w 380 r. ustawę przeciw arianom, na skutek której opuszczali oni w pośpiechu tren Imperium i udawali się m.in. na północ, gdzie już ten kierunek uczynił znaczne postępy.
W IV wieku wśród tychże zachodnich Gotów czyli Wizygotów w Dacji pojawiły sie także osoby i grupy chrześcijan wyznania, rzymskokatolickiego. Wśród nich, jak opiniuje Jerzy Strzelczyk (Goci. Rzeczywistość i legenda), był np. biskup Teofil z "Gocji" (naddunajeckiej), uczestnik Soboru Kościoła w 325 r. jako "pierwszy", więc prawowierny, rzymski biskup, przed innym "pierwszym", Wulfilą, ariańskim biskupem wśród Gotów. W 348 r., jak podaje rzymskie martyrologium, gdy wybuchło prześladowanie ze strony gockich pogan, zestali żywcem spaleni Wereka i Batwin w pełnym ludzi kościele. Inne pismo notuje, że jakaś rzymskokatolicka królowa Gaatha wywiozła relikwie 26 żywcem spalonych w kościele Gotów do Rzymu. Wśród Gotów rodzą się też jakieś formy katolickiego życia zakonnego. Np. w czasie prześladowania 372 roku śmierć ponosi św. Harpyla, mnich gocki. W tym samym roku 12 kwietnia ginie św. Saba, utopiony w rzece Musajon nad Dunajem (dziś Bułgaria) za wyrzeczenie się bóstwa i kultu pogańskiego. W roku 378 w pobliżu Konstantynopola śmierć ponosi grupa katolickich Gotów, wypędzona z kraju i tam napadnięta przez grupę rodaków pod wodzą gockiego poganina Fritigerina.
Tak więc w IV wieku chrześcijaństwo rzymskokatolickie nie było zapewne obcością wśród krewniaczych Gotom Wandalów, obecnych wówczas na ziemiach Małopolski, w Karpatach i Kotlinie Karpackiej, nad Środkową i Górną Cisą i także w Wizygockiej Dacji. Nośnikami katolicyzmu, jak wśród Wizygotów, mogli być jeńcy i niewolnicy uprowadzenia z terenów Imperium, uciekinierzy z imperium i banici w faktoriach, a także ofiary czasowych uprowadzeń przez rzymskie oddziały, które po latach, już jako ochrzczeni chrześcijanie, powracali do północnej ojczyzn
5. Kto to byli Wandalowie, jaka ich geneza? Przypatrzmy się teraz Wandalom. Otóż od około VII wieku przed Chr. na niemieckich ziemiach od Jutlandii między Dolną i Środkową Łabą a Odrą rozwija się archeologiczna kultura jastorfska, germańska, z wpływami celtyckimi od południa. Przenikając w rejonie środkowej Odry i ujścia Warty ludność tej kultury staje się katalizatorem przemian kulturowych w Wielkopolsce i na Kujawach. Tu, jak ustala archeologia (T. Dąbrowska i Z. Woźniak, Archeologia o początkach Słowian, 2005), na substracie poprzedniej kultury pomorsko-kloszowej około lub przed rokiem 200 przed Chr. dochodzi do wydzielenia się kultury przeworskiej. Kultura ta rozprzestrzenia się wnet na środkową i południową Polskę i wraz z ludnością przekracza na wschodzie Bug, a na południu - Karpaty.
Ludnościowo Wandalowie to głównie Hasdingowie i Sylingowie, Lakringowie i Wiktofalowie - plemiona złączone w tzw. związku lugijskim. Byli oni głównymi, choć może nie jedynymi twórcami i użytkownikami archeologicznej kultury przeworskiej. Ale trzeba tu zauważyć ów ludnościowy substrat na którym rozwijała się kultura przeworska. Była to ludność kultury pomorsko-kloszowej, a ta rozpoznawana bywa przez wielu archeologów jako prasłowiańska (zob. W. Hensel, Polska starożytna 1988; S. Kozłow, Prasłowianie, Moskwa 2015). Podobnie zdanie mają genetycy, dopatrujący się w tej kulturze wczesnych Słowian, np. najsłynniejszy rosyjski genealog genetyczny Oleg Bałanowski w 2008 r. w piśmie „Gazeta.ru” ogłosił wywiad, któremu zamiast dotychczasowego przysłowia: „Podrap Rosjanina, znajdziesz Tatarzyna”, nadano tytuł: „Podrap Rosjanina, znajdziesz – Polaka!”
W ustroju życia we wspólnotach rodowych, patriarchalnych, patrylinearnych i patrylokalnych, praktykowanym zwłaszcza przez narody indoeuropejskie, Prasłowianie żyli więc wśród germańskich Wandalów zapewne w własnych enklawach rodowych, choć w kulturze materialnej i pogrzebowej zasadniczo nie różnili się (np. jedni i drudzy, jak Słowianie, tak i Wandalowie) praktykowali palenie zwłok). Po odejściu Wandalów z naszych ziem następuje tu, nad Odrą i Wisłą prawie cakowity zanik kultury przeworskiej i niemal pustka ludnościowa. Pozostaje jednak jakaś ludność, przedgermańska i autochtonna, o której wspomniani wyżej autorzy Dąbrowska i Woźniak piszą: „Nie ulega wątpliwości, iż istotną część ówczesnej populacji musieli stanowić potomkowie miejscowej ludności autochtonicznej – kultury pomorskiej, której przynależność etniczna musi pozostać anonimowa” (s. 95). Postawmy jednak pytanie, czy ta autochtonna, pozostająca ludność, MUSI pozostać anonimowa? Czy nie można jej jakoś nazwać, i po prostu orzec, że to PRASŁOWIANIE? To pytanie zostawmy na razie bez odpowiedzi!
6.Migracja Wandalów, ich afrykańskie państwo i prześladowania katolików Około roku 400 ariańscy Wandalowie w swojej większości uchodzą przez Karpaty na południe, migrując w kierunku Imperium. Migrują na pewno z udziałem rodów słowiańskich, choćby częściowo zgermanizowanych. Przypatrzmy się bliżej losom migracji tych Wandalów, którzy odeszli z ziem polskich. Otóż gdy około 375 r. nad Dnieprem pojawiają się groźne ordy Hunów z Azji Środkowej, wtedy osiedleni między Dnieprem a Karpatami plemiona Gotów ruszają bardziej na południe, szukając wolnej ziemi i schronienia po południowej, rzymskiej stronie ujścia Dunaju i granicznego Limesu rzymskiego. Za przykładem Gotów, choć nieco później, bo około roku 400, blisko stutysięczna rzesza Wandalów wraz z dołączonymi spod Kaukazu Alanami rusza w kierunku Alp, zapewne z zamiarem przekroczenia ich na południe. Gdy to się nie udaje, zmieniają kierunek za zachodni, by przejść przez środkowy Ren, na ziemie owładnięte przez Franków. Tam w rejonie Moguncji (Mainz) dochodzi do ogromnej bitwy, w której Wandalowie ponoszą około dwadzieścia tysięcy ofiar w ludziach. Nagła pomoc Alanów ratuje ich od klęski i w ostatnim dniu roku 406 przeprawiają się przez zamarznięty Ren i razem a Alanami migrują przez ziemie Franków. Mimo starć wojennych, przestojów i głodu przechodzą w roku 409 przez Pireneje.
d) Afrykańskie Państwo Wandalów i jego religijne konflikty. Zawładnąwszy na blisko 20 lat terenami południowej Iberii, budują potężną flotę, zabezpieczają morskie przestrzenie i przez Gibraltar przeprawiają się w 429 r. do Północnej Afryki, dotychczasowego spichrza żywnościowego Imperium Rzymskiego. Tam potem ustanawiają sobie na około sto lat państwo, zwane Królestwem Wandalów, z którym musi się liczyć Rzym i Konstantynopol, odstępując im władzę na morzu, a nawet italskie wyspy Sycylię i Sardynię.
W Afryce pojawia się jednak wielki ogólnopaństwowy religijny problem Wandalów. Migrując przez Europę aż do Gibraltaru i Afryki Wandalowie pozostają arianami, czyli antytrynitarianami i gorliwymi w wyznaniu wiary, jako niemal neofici. Są zapewne nawet rozsadnikami tego wyznania. Tymczasem miejscowa ludność północnoafrykańska i rzymska jest wyznania katolickiego, związanego z papieskim Rzymem. Wandalscy arianie nie mogą tego tolerować. Powoli rozkręca się ostre prześladowanie. Zamykane są kościoły, kapłanom odbiera się wolność lub życie, a biskupów się izoluje.
Co więcej, okazuje się, że wśród samych ludzi królewskiego dworu Wandalów są liczni katolicy. Dla nich główną karą jest zsyłka na wyspy Sycylią i Sardynię dla ciężkich robót przy wyrębie lasów i obróbki drzewa głównie na cele budowlane domostw i floty morskiej. Wśród zesłańców znalazł się i afrykański biskup, uczony i doktor Kościoła, św. Fulgencjusz z Ruspy wTunisie (467-523). Jako zesłaniec zorganizował na Sardynii zakon dla pomocy zesłańcom w przeżyciu trudnych lat. Także sam papież rzymski, Symmach (498-514), rodowity Sardyńczyk, zorganizował przesyłkę pieniędzy i odzieży dla tych męczenników katolickiej wiary na Sardynii.
7. Genetyka ułatwia rozpoznanie ojczyzny
prześladowanych
Zobacz też Słowiańsko-wandalski epizod z dziejów
Sądecczyzny, Polski, W sprawie pochodzenia przynajmniej części katolików w populacji Wandalów, obok czy wewnątrz nich, niespodziewanie przychodzi nam na pomoc argument od genealogii genetycznej. Wskazuje on, że owi wandalscy katolicy, zesłani z Afryki do ciężkich robót na Sycylii lub Sardynii, to raczej potomkowie naddunajeckich Słowianie z III czy IV w. Słowian rozpoznajemy głównie po odpowiednich polimorfizmach DNA z grupy R1a, np. YP343 lub Y2902
Otóż w amerykańskich laboratoriach firmy Family Tree DNA (FTDNA) w Houston przeprowadzone zostały głębokie badania DNA kilku genomów z rejonu Dunajca, z Sądecczyzny oraz, dla porównania, środkowej Polski. Badania zostały przeprowadzone w trzech liniach genealogicznych: w ojcowskiej linii Y-DNA, prowadzącej w linii prostej do korzeni drzewa czyli tzw. chromosomalnego Y-Adama; w matczynej linii mtDNA, prowadzącej do pierwszej matki wszystkich współcześnie żyjących ludzi czyli mitochondrialnej Ewy; i w linii populacyjnej genów autosomalnych, wymieniających się między rodzicami w ich potomkach.
Jaki rezultat? Oto okazało się, że zarówno linie trzech ojcowskich rodów naddunajeckich (dwóch o symbolu R1a-YP343 i jednego R1a-Y2902), zwanych w międzynarodowej genealogii genetycznej odpowiednio Old Carpathian i Carpathians-Wolga, rozwijające się od lat 2400 i 2200 lat przed Chr., jak i ich trzy matczyne, niezależne linie (spod haplogrup mt-H1a, mt-H14a i mt-U3a) mają swoich dzisiaj żyjących krewniaków genetycznych na owych kiedyś wandalskich, a dziś włoskich wyspach Sycylii i Sardynii. Oczywiście chodzi o dalekich krewnych, bowiem wspólni przodkowie naszych i tamtych dawców genomów żyli daleko przed czasem migracji, umownie około przełomu er, a ostatecznie przed r. około 350 A.D.
Potwierdzeniem naddunajeckiego pochodzenia wspomnianych banitów jest korelacja mapy rozproszenia DNA rodu R1a-Y2902 w Europie, skojarzona z mapą ojczyzny i migracji Wandalów Te mapy, ogólnie mówiąc, wyraźnie korelują z sobą. Na mapie bowiem genetycznej widać ich najsilniejszą obecność w rejonie Karpat, a także i na środkowoeuropejskim szlaku północo-południe; także w miejscach późniejszego osadnictwa Wandalów, np. w Kotlinie Karpackiej; także w miejscu ciężkiej bitwy z Frankami nad Renem, gdzie w rejonie Mainz musiało pozostać wielu rannych, wydających później potomstwo; dalej w miejscu przestojów pod Pirenejami; wreszcie w Afryce (tylko dwa DNA: w Tunisie R1a1-M459 i Algierze mt-U3a, z powodu braku liczniejszych badań) i wreszcie na włoskich Wyspach. A to wszystko przy równocześnie nikłej obecności tych linii we Włoszech na Półwyspie Apenińskim.
Otrzymaliśmy dowód na wczesną migrację schrystianizowanych rzymskokatolickich Słowian z rejonu Dunajca, towarzyszących Wandalom, której kresem była ich banicja na italskie wyspy. Jak mogła dokonać się ta wczesna ich i pozostałych tu, w ojczyźnie, katolicka chrystianizacja? – to pytanie sprzed lat właśnie otrzymało teraz odpowiedź z pomocą genetyki. Część owej w duchu katolickim schrystianizowanej ludności słowiańskiej z genetycznego rodu R1a wyemigrowała wraz z Wandalami, a pozostała część żyje i rozwija się tu do dziś, wzmocniona kolejnymi, późniejszymi akcjami misyjnymi .
Otrzymaliśmy w sumie wyjaśnienie równocześnie kilku problemów. Mianowicie jak Sądecczyzna weszła w krąg chrześcijańskiej i śródziemnomorskiej kultury; na jakie podłoże padło misyjne oddziaływanie iroszkockiej misji chrystianizacyjnej IX w.; jakie uzasadnienie i źródła ma duchowość i misyjne zaangażowanie św. Świerada i jego środowiska, a w końcu skąd się wywodzi ten niezwykły genius loci Tropia i jego okolicy. Przy okazji wypełniła się biała plama na mapie etnicznej, bowiem dowiadujemy się o Prasłowianach na polskiej ziemi i ich wczesnej religijnej jedności z Europą, także tą cierpiącą w okresie prześladowań w rejonie Morza Śródziemnego. Oczekujemy kolejnych badań potwierdzających i ubogacających dotychczasowy stan wiedzy.
………………………………………… Literatura i źródła Jean DANIELOU, Henri Marrou, Historia Kościoła I. Od początków do roku 600, Warsawa 1986. Jerzy STRZELCZYK, Wandalowie i ich afrykańskie państwo, Warszawa 1992. - - - Iroszkoci w kulturze średniowiecznej Europy, Warszawa 1987. Marek WILCZYŃSKI, Zagraniczna i wewnętrzna polityka afrykańskiego państwa Wandalów, Kraków 1994 Marek OLĘDZKI, Naddunajska grupa kultury przeworskiej w świetle analizy źródeł pisanych , [w:] „Przegląd Archeologiczny”, vol.41(1993), pp.65-73. Teresa. DĄBROWSKA i Zenon Woźniak, Problem genezy kultur przeworskiej i oksywskiej, [w:] Archeologia o początkach Słowian, Kraków 2005) Józef Tadeusz MILIK, ks., Święty Świerad. Sant Andrew Zoerardus, Roma 1966. Henryk KAPISZEWSKI, Eremita Świrad na ziemi rodzinnej, „Nasza Przeszłość” t.23 (1966) Henryk KAPISZEWSKI, Zygmund Sułowski, Andrzej Świerad, [w:] Hagiografgia Polska, t.I, 1971. Józef SWASTEK,ks., Święty Adrzej Świerad i jego kuilt w Tropiu, „Nasza Przeszłość” 52 (1979). - - - Św. Andrzej Świerad, [w:] Polscy Święci, t. 8, Warszawa 1987. Stanisław PIETRZAK, ks, Metodiańskie czy iroszkockie tradycje w naddunajeckim eremityzmie w X/XI wieku? „Tarnowskie Studia Teologiczne” t.12 (1993) - - - „Świrad zwany też Zorardem” – znad Adriatyku czy Dunajca?, cz.I, „Slavia Antiqua, t.39 (1998); cz.II, „Slavia Antiqua” t. 41 (2000). - - - Św. Świerad a początek chryastianizacji w Małopolsce XI wieku, [w:] Dzieje Podkarpacia, t.V, Początki chrześcijaństwa w Małopolsce, Krosno 2001 - - - [red], Święty Świerad i jego czasy, Nowy Sącz 2001 - - - Święty Świerad w źródłach i tradycji , „Almanach Sądecki” R.XV (56/57), 2006, s.34-58. - - - Misja chrystianizacyjna na Sądecczyźnie – skąd i kiedy?, „Almanach Sądecki” RXXVI(98/99), 2018, s.3-13. - - - Święci pustelnicy Świerad-Andrzej i Benedykt , Tarnów-Tropie 2000 (wydanie broszurowe) - - - Genetyka odsłania tajemnice pochodzenia ludności w dorzeczu Dunajca i jego sąsiedztwie. Część I, [w:] „Almanach Muszyny” R. 2011; Część II, „Almanach Muszyny”, R.2012 - - - Cztery genomy z rejonu Dunajca, strona internetowa, Tropie 2018 (z aktualnych badan genetycznych w Family Tree DNA) http://www.tropie.tarnow.opoka.org.pl/pol_sacz.htm MAURUSA „Żywot świętych pustelników Świerada i Benedykta” [w:] Stanisław PIETRZAK, ks., Święty Świerad i jego czasy, Nowy Sącz 2001 Sławomir WRÓBLEWSKI, Początki chrześcijaństwa w Ziemi Sądeckiej. Święty Andrzej Świerad i jego środowisko religijne. „Rocznik Sądecki”, tom XLVI (2018).
Do strony Pietrzakowie. Genealogia.
Pietrzak * |