Ks. proboszcz
Władysław Sołtys
1946-1980 (1913-1980)
Ks. Władysław Sołtys, ur. 4 maja 1913 r. w
Świdniku (parafia Tęgoborze), był długoletnim proboszczem w Tropiu, w latach 1946-1980.
Chwała Bogu za tę służbę! Zmarł 5 października 1980 r.
Oto wspomnienie ks. bpa Władysława Bobowskiego, rodaka z Tropia,
opublikowane w piśmie
"Currenda. Pismo Urzędowe
Diecezji Tarnowskiej", R. 132 (1982), s. 44-47.
Ks. proboszcz Józef Wałek
1934-1946 (1900-1966)
"Żołnierz Niezłomny-Wyklęty"
Ks. Józef Wałek
urodził się 5 X 1900 w Rzochowie koło Mielca.
Był proboszczem w Tropiu w latach 1934-1946.
Pamiątka jego pracy jest m.in. dzwon "Święty Świerad", sprawiony w roku 1936
na okoliczność minionego 900-lecia śmierci św. Świerada (według dzisiejszych
ustaleń ta śmierć nastąpiła w roku 1031).
W czasie II wojny światowej
jego plebania w Tropiu dawała schronienia dla wielu uciekinierów przed
okupantem. Jak proboszcz wspierał oddziały Armii Krajowej, a tuż po wojnie -
Wolność i Niezawisłość. Za udzielenie schronienia partyzantowi, który okazał
się prowokatorem, został w 1946 r. aresztowany przez władze komunistyczne i
skazany na 10 lat więzienia.
Dwaj krewni i dwudziestu parafian podpisało
prośbę do prezydenta Bolesława Bieruta o ułaskawienie
Księdza. Sposób formułowania prośby, aby miała jakieś szanse, mówi wiele o tamtych czasach
straszliwego i nieobliczalnego terroru stalinowskiego.
Z przymrużeniem oka
należy traktować takie określenia proszących, jak: "zbrodnicza działalność organizacji",
"banda", "obałamucony", "słabego charakteru", "oplątany zbrodnicza siecią"
ksiądz; albo że "wszyscy pochylili czoła" przed ówczesnym wymiarem
sprawiedliwości...
"Najdostojniejszy Obywatelu Prezydencie Rzeczpospolitej Polskiej!
W jesieni 1946 roku wyrokiem
Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie, czynnego w Tarnowie, zasądzony został
ksiądz Józef Wałek, lat 47 liczący proboszcz w Tropiu powiatu Nowy Sącz, na
10 lat więzienia za pomoc udzieloną bandzie, która pod nazwą "Tarzan"
grasowała na terenie tegoż powiatu i okolicznych - a razem z nim zasądzono
około 20 osób bądź na karę więzienia, bądź na karę śmierci.
Na skutek tego wyroku padło
przerażenie na parafię zasądzonego księdza Józefa Wałka i na okolicę, gdzie
tenże proboszcz znany był z czasów okupacji niemieckiej jako kapłan
podtrzymujący na duchu lud polski, oraz jako przywódca organizacji
podziemnej, mającej za sobą wielkie zasługi w walce z okupantem niemieckim.
Niemniej wszyscy pochylili
czoła przed tymże wyrokiem jako wyrazem obowiązującego prawa,
niedopuszczającego żadnych wyjątków, dopatrując się w nim tryumfu prawa
nad podziemiem, walczącym metodami zbrodniczymi z Rzeczpospolitą Polską.
Wyrok ten stał się prawomocny,
a zasądzony ksiądz Józef Wałek odbywa orzeczoną, a skutek amnestii do połowy
zredukowaną karę więzienia na ulicy Montelupich w Krakowie w więzieniu
wojskowym.
My niżej podpisani:
1) NN. Sędzia Grodzki w N.
2) NN. Kierownik Szkoły w N.
jako jego krewni, oraz
3) we wykazie w ilości około 20
osób podpisani parafianie jego według załączonego spisu
zwracamy się
do Ciebie Najdostojniejszy Obywatelu Rzeczpospolitej Polskiej o
akt łaski
dla tegoż zasądzonego Księdza Józefa Wałka,
przedstawiając następujące okoliczności:
Zasądzony Ksiądz Józef Wałek
był w swojej parafii i okolicy znany jako przywódca walki partyzanckiej z okupantem niemieckim, i wśród nieustannego niebezpieczeństwa dla swego
życia, walkę tę kontynuował do końca okupacji z wielkimi wynikami dla Sprawy
Polskiej.
Jako taki był związany z
członkami tejże organizacji partyzanckiej wielu węzłami wspólnych walk i niebezpieczeństw, i skupiał u siebie na plebanii, gdzie był proboszczem,
wszystkie czynniki tejże walki.
Wina tegoż zasądzonego ks.
Józefa Wałka polega na tym, że po wyzwoleniu Polski nie umiał i nie miał
dość siły zerwać pęt tejże organizacji, jakkolwiek przewód sądowy,
poprzedzający jego zasądzenie wykazał, że zasądzony w jesieni 1945 r.,
starał się związek ten zerwać, porzucił pseudonim, pod którym był
zakonspirowany, dając tem do zrozumienia, że zrywa z tą organizacją.
Mimo to organizacja ta, mając u
zasądzonego Księdza Józefa Wałka na plebanii od kilku lat ustalone miejsce
konspiracji - nadal się tam sporadycznie, wbrew jego woli, zbierała dla
prowadzenia walki - ale już zbrodniczej, bo przeciw Rzeczpospolitej Polskiej
zwróconej.
W ten sposób, zasądzony Ksiądz
Józef Wałek został oplątany zbrodniczą siecią i nie znalazł w sobie dość
odwagi, aby z sideł tych się wyrwać i przejść do pracy rzetelnej, dla dobra
kraju tak bardzo jej potrzebującego.
Podpisani obywatele, składający
prośbę o akt łaski dla tegoż zasądzonego Księdza Józefa Wałka, bynajmniej
nie usprawiedliwiają jego winy, przeciwnie - uświadamiają sobie, że
zasądzony, jako człowiek inteligentny, powinien zdobyć się na wszystko, aby
tylko z organizacją zbrodnicza wszelki kontakt zerwać.
Jeżeli tego nie uczynił, to
wina przede wszystkim jego słabego charakteru, nie umiejącego zdobyć się na
czyn stanowczy zerwania za każdą cenę, z osobami nawet węzłami walki
okupacyjnej z nimi połączonymi.
Winę tej słabości okupuje
zasądzony Ksiądz Józef Wałek gorzko jako obywatel i jako duchowny, który
przed swą władza duchowną musi również rachunek zdać ze swego czynu.
Podpisani niżej obywatele
proszą o wielkoduszny akt łaski dla człowieka w walce z okupantem
zasłużonego, a potem inspiracją reakcji obałamuconego, aby mu dać możność
wstąpienia na drogę pracy kapłańskiej i obywatelskiej, którą jakże chętnie
tenże podejmie, uzyskawszy wolność, gdyż po odbyciu całej pozostałej mu do
odsiedzenia kary mało mu sił do pracy pozostanie.
Podpisani obywatele zapewniają
Cię, Najdostojniejszy Prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej, że nie chodzi
tu o człowieka złego, ale chodzi o człowieka obałamuconego, a obdarowany z
Twojej łaski wolnością, jako kapłan i obywatel rzetelna pracą stokrotnie
wynagrodzi Ojczyźnie, która pracy tej tak bardzo potrzebuje.
Zasądzony Ksiądz Józef Wałek
miał na swoim wyłącznym utrzymaniu dwoje małoletnich w wieku szkolnym
zupełnych sierot po swym szwagrze, sierżancie Wojska Polskiego, które
obecnie znalazły chwilowe schronienie u dalszych krewnych, ale zajęcie się
nimi nadal przez zasądzonego jest bardzo nagląca potrzebą.
Akt łaski, o który gorąco prosimy, zostanie z
wdzięcznością oceniony przez szerokie sfery ludności jako dowód, że Ojczyzna
przebacza obałamuconym, którzy na drogę prawa chcą wkroczyć i dla niej
uczciwie pracować.
Tarnów, dnia 8 maja 1947 r."
A oto odpowiedź Wojskowej Prokuratury Rejonowej
w Krakowie, Pr. Rej. 2039/46 z dnia 21 VII 1947:
"Do Rady
Parafialnej w Tropiu, gm. Kobyle-Gródek, pow. Nowy Sącz.
Zawiadamiam, że wniosek
Obywateli w sprawie darowania kary Ks. WAŁKA Józefa po myśli art. 9 o amnestii z dnia 22 II 1947 pozostawiłem bez biegu.
Prokurator Wojskowej Prokuratury rejonowej w Krakowie, /-/ Mgr Pauli Jerzy"
Ks.
Józef Wałek, nie zyskawszy oczekiwanego ułaskawienia, ale objęty już
wcześniej częściową amnestią, opuścił więzienie po pięciu latach, zdrowotnie
jednak już jako mało
sprawny do dalszej pracy kapłańskiej, a nawet do względnie samodzielnego
życia..
Ze wspomnień więziennych Władysława Gorzana,
fragment o ks. Józefie Wałku
"KSIĄDZ.
Znowu
przerzutka, ale przy okazji zlikwidowano pojedynki nie ze względów
humanitarnych, ale dlatego, że nie było miejsca dla nowych więźniów. Do
celi, gdzie wpadłem, wpadł też ksiądz. Był to zacny księżulko, a do tego
krajan. Pochodził z Tropia koło Rożnowa, nazywał się Józef Wałek, za
okupacji miał pseudonim „Józwa". Pierwszy raz po tylu latach mogłem się
wyspowiadać, zresztą nie tylko ja, bo chętnych było wielu. Siedzieliśmy w
siedmiu w celi, która przewidziana była dla dwóch. Brakowało nieraz
powietrza. Z inicjatywy księdza odmawialiśmy często wspólne modlitwy,
szczególnie wieczorem. Ksiądz wymieniał intencję, a myśmy odmawiali trzy
Zdrowaś i Wieczne odpoczywanie. I za pomordowanych na Syberii, i w Katyniu,
i w łagrach sowieckich; za żołnierzy walczących z Niemcami, a potem z
komuną. Dalej za rozstrzelanych, którzy złożyli swe życie na ołtarzu
Ojczyzny, za cierpiących w celach Rawicza i Wronek i wszystkich więźniów w
Polsce. Czasem słychać było, że klawisz podkradł się pod drzwi celi i
słuchał. Wówczas ksiądz jeszcze głośniej mówił. Bywało, że jak klawisz po
cichu przyszedł, tak starał się nie zauważony odejść. Inni znów zwracali
uwagę, że obowiązuje cisza nocna, ale nie robili z tego powodu żadnych
raportów. To już były inne czasy w więzieniu. Na noc dawali przeważnie
kabewiaków, którzy nie byli tak przeżarci nienawiścią do nas. Ksiądz
spełniał swoją posługę kapłańską w różny sposób, np. spowiadał podczas
kąpieli lub umawiano się z księdzem do lekarza."
Żródło.
Wspomnienia Władysława Gorzana
Z Autobiografii i wspomnień więziennych
Henryka Bacha z Brzeska, fragment o ks. Józefie Wałku
"W celi siedział z nami
ks. Wałek / proboszcz
z Tropia /. W jednej z paczek otrzymano w chlebie zakonserwowany komunikant.
Wszyscy, a było nas czternastu, po żalu doskonałym zostaliśmy przez księdza
rozgrzeszeni i obdzieleni cząstka „ Hostii „. To zdarzyło mi się jedynie raz
podczas mego pobytu w więzieniu"
Żródło.:
Autobiografia i wspomnienia Henryka Bacha
W latach 1952-1958 ks. Józef Wałek pracował jako proboszcz w parafii Kryg i Gawłuszowice. Potem w diecezjach
gorzowskiej i gdańskiej. Zmarł 23 lutego 1966 r. w Mętowach (diecezja
gdańska) w trakcie modlitwy brewiarzowej. Minęła więc 40. rocznica jego
śmierci.
Oto
tekst listu, napisanego przez ks. Jana Piechotę, historyka, proboszcza
sąsiedniej parafii Iwkowa, w odpowiedzi na przedstawione mu pewne niejasne
opinie niektórych parafian Tropia w sprawie swojego
byłego duszpasterza.
Szczegóły leksykalne życiorysu zob. w książce:
Jerzy Myszor "Leksykon duchowieństwa represjonowanego
w PRL w latach 1045-1989.
Pomordowani, więzieni,
wygnani", t. I, s. 298.
Sierpień 1946.
tzw.
Pogotowie Akcji Specjalnej (PAS) przy Narodowym Zjednoczeniu Wojskowym
(areszty - sąd - wyroki - rehabilitacja)
[cytat] "Miesiąc
sierpień 1946 roku był okresem szczególnych aresztowań w Tarnowie. W dużym
stopniu przyczynił się do tego przybyły z Tarnobrzeskiego oddział PAS, który
zakwaterowawszy się w Iwkowej, zamierzał przedostać się za granicę. Dowódcą
oddziału był 22-letni kpt. Tadeusz Gajda, ps. „Tarzan” doświadczony już w
walce z Niemcami a współdziałający od lipca 1945 z Hieronimem Dekutowskim
„Zaporą”.
Po nawiązaniu
kontaktów z miejscowymi członkami Brygad Wywiadowczych i WiN-u, zamierzał
utworzyć w Tarnowie odrębną strukturę PAS. Przeprowadził tutaj dwie akcje
rekwizycyjne na cele organizacji. Poszukiwany usilnie przez Urząd
Bezpieczeństwa, został aresztowany 7 sierpnia 1946 r.
Na ślad jego
działalności doprowadziły UB zeznania Wiesława Budzika z Łękawicy, syna kpt
Józefa Budzika zamordowanego w Katyniu, który torturowany nieludzko,
(oblewano mu stopy benzyną i podpalano) przyznał się do znajomości z
„Tarzanem”.
Niesłychanie
rozbudowana siatka agenturalna i szczególny nacisk kładziony na „walkę z
bandytyzmem” przez doradcę sowieckiego kpt. Lwa Sobolewa sprawił, że do
połowy sierpnia (po przejęciu dwóch archiwów organizacyjnych) zostało
aresztowanych 19 osób z oddziału „Tarzana, 26 z WiN i 46 ze struktur
terytorialnych (w tym 25 z Limanowej).
Aresztowanych
osadzono najpierw w piwnicach PUBP przy zbiegu ulic Krakowskiej 25 i
Malczewskiego 2 (obecnie jest tam tablica pamiątkowa) i tutaj wstępnie
przesłuchiwano w szczególnie wyrafinowany sposób, potem przewieziono do
Krakowa i osadzono w więzieniu przy ul. Senackiej 3 lub do WUBP na Pl.
Inwalidów.
Po okrutnym i
błyskawicznym śledztwie, już za miesiąc zostali skazani. Wojskowy Sąd
Rejonowy w Krakowie dnia 27 września 1946 r. pod przewodnictwem kpt. Mariana
Piękosza z udziałem asesora WSR por. Ludwika Kiełtyki wydał wyrok, skazani
zostali:
I. Na karę śmierci,
utratę
praw publicznych na zawsze i przepadek mienia:
1. Tadeusz Gajda,
2. Wiesław Budzik,
3. Kazimierz Orczewski,
4. Wojciech Wall,
5. Józef Zabdyr,
6. Ryszard Kwaśniewicz,
7. Stanisław Sak,
II. Na dożywocie,
utratę
praw publicznych na zawsze i przepadek mienia:
1. Julian Prażuch,
2. Teodor
Truchan.
III. Na długoletnie więzienie:
1. Józef Banek - 15 lat, utratę praw
publicznych na 5 lat i przepadek mienia,
2. Zofia Malinowska - 15 lat, utratę praw publicznych na 5
lat i przepadek mienia,
3. Józef Lulek - 12 lat, utratę praw
publicznych na 5 lat i przepadek mienia,
4. Henryk Bach - 12 lat,
5. Tadeusz Stefaniak - 12 lat,
6.
Ks. Józef Wałek - 10 lat,
7. Kazimierz Zelek - 8 lat,
8. Tadeusz Zwoliński - 8 lat,
9. Marian Adamowski - 5 lat,
10.
Michał Macias - 5 lat,
11.
Helena Masłoń - 5 lat.
IV. Uniewinnieni zostali
Andrzej Gadulski i Mieczysław
Wyciślik.
V. Do odrębnego rozpatrzenia wyłączono sprawy:
ks. Jana Piechoty, Jabłońskiego i Wojciecha Różańskiego.
Odczytanie
wyroku nastąpiło nazajutrz 28 września, ale nie na sali sądowej, i nie w
obecności członków rodzin,
a w świetlicy więziennej.
Po
ogłoszeniu wymienionego wyroku, rodziny wnosiły prośby o ułaskawienie lub
zmniejszenie wymiaru kary.
Podtrzymane
jednak zostały kary śmierci wobec trzech pierwszych skazanych.
Zmieniono
kary: Ryszardowi Kwaśniewiczowi do 15 lat więzienia, Stanisławowi Sakowi do
10 lat, a Wojciechowi Wallowi i Józefowi Zabdyrowi na dożywocie.
Wyrok
śmierci na Tadeuszu Gajdzie „Tarzanie” - wykonano
14 października 1946 r. na Montelupich w Krakowie.
Wyrok
śmierci na Wiesławie Budziku - wykonano
21 października 1946 r. na Montelupich w Krakowie.
"Budzik został
rozstrzelany 21 października 1946 r. w więzieniu przy ul. Montelupich w
Krakowie. Jego ciało potajemnie pochowano w nieoznaczonym grobie na
cmentarzu Rakowickim, a rodzina w domniemanym miejscu spoczynku postawiła
nagrobek. Szczątki Wiesława Budzika zostały odnalezione w bezpośrednim
sąsiedztwie tego nagrobka, jesienią 2017 r., w wyniku prac Biura Poszukiwań
i Identyfikacji IPN. Ujawniono wówczas szczątki ośmiu osób, z których sześć
udało się zidentyfikować./.../ Wiesław Budzik ps. „Roland”
spoczął na cmentarzu parafialnym w małopolskiej Łękawicy. Pogrzeb na
miejscowym cmentarzu parafialnym odbył się z asystą wojskową." (Pogrzeb
Wyklętego 29 sierpnia. PAP. Gość Niedzielny).
Wyrok
śmierci na Kazimierzu Orczewskim - wykonano 8
listopada 1946 r. na Montelupich w Krakowie.
Pozostali
skazani wychodzili w latach 50-tych, po odbyciu przynajmniej połowy kary i
pozytywnej opinii naczelnika danego więzienia. Nadal jednak pozostawali pod
czujnym okiem „wielkiego brata”.
Wszyscy
zostali zrehabilitowani w III RP, jako walczący o niepodległość Polski.
Wspomniana
sprawa została szeroko opisana w książce Marii Żychowskiej
„Represje
komunistyczne w Tarnowskiem 1945-1956”, która ukazała się nakładem IPN pod
koniec 2012 r."
oraz:
http://www.tarnowiny.info/zychowska.htm
............................................................................................................................................................................................................
Trzeba wiedzieć, że inny "Wyklęty" z
tej rodziny, to też Józef Walek ps.”Żbik” (zapewne kuzyn księdza)
Urodzony w Rzemieniu-Białe
k/Mielca w rodzinie chłopskiej. Zastępca dowódcy oddziałów AK, samoobrony AK
i WiN Aleksandra Rusina ps.“Olek”.
Latem 1946 r. zamordowany
skrytobójczo przez UB. Pochowany w lesie w okolicach Dobrynina k/Mielca.
OKRUTNE TO BYŁY CZASY!
Nie można czytać i pisać bez wstrząsu! Zobacz dwa upamiętnienia:
[img]https://2.bp.blogspot.com/.../s9im5Ik81q8/s640/DSCF0016.JPG[/img]
https://4.bp.blogspot.com/.../q-0jkpCnKKI/s1600/DSCF0014.JPG
..............................................................................................
..............................................................................................................
Fragment kazania abpa
Sławomira Leszka Głodzia
z Homilii ks. abp. Sławoja Leszka Głódzia z okazji odsłonięcia pomnika Danuty Siedzikówny „Inki”,
17-letniej sanitariuszki 5. Wileńskiej Brygady AK.
W 1945 roku, w okresie największej aktywności niepodległościowego
podziemia, ponad pół miliona ludzi tworzyło społeczność Żołnierzy
Wyklętych. Dwadzieścia tysięcy walczyło w leśnych oddziałach, kolejnych
kilkaset tysięcy w różnorodny sposób leśnych ludzi wspomagało:
aprowizacją, schronieniem, łącznością, wywiadem. Dziś nie ma
wątpliwości, że był to wielki powstańczy zryw. Liczebność leśnych
żołnierzy z biegiem lat malała. W efekcie akcji podejmowanych przez
wojska NKWD, jednostki UB, KBW, MO. Także wydarzeń zewnętrznych: braku
reakcji mocarstw zachodnich na sfałszowane wybory do Sejmu
Ustawodawczego, ogłoszenia amnestii. Niezłomni trwali. Wierni – do
końca. Ostatni z Żołnierzy Wyklętych, Józef Franczak „Lalek”, poległ w
październiku 1963 roku.
A wymiar ich ofiary rzuconej na stos polskiej wolności? Z rąk polskich i
sowieckich komunistów zginęło ich ok. 8 600. 5 tysięcy skazano na karę
śmierci. Ponad połowę tych kar wykonano. W obozach i więzieniach ponad
20 tysięcy poniosło śmierć. To wciąż niepełne dane. „Gdzie są ich groby,
Polsko! Gdzie ich nie ma! Ty wiesz najlepiej – i Bóg wie na niebie” –
słowami poety Artura Oppmana pytał przed laty św. Jan Paweł II, patrząc
na warszawski Grób Nieznanego Żołnierza.
A gdzie wasze groby, Żołnierze Wyklęci? W kloacznych dołach, więziennych
piwnicach, w zamaskowanych leśnych jamach, w zakątkach komunalnych
cmentarzy. Bywa, że przykryte innymi grobami, niekiedy waszych oprawców,
jak to ma miejsce na warszawskich Powązkach, na tzw. Łączce. Także te
wciąż niezlokalizowane. Gdzie szukać grobów ofiar obławy augustowskiej w
lipcu 1945 roku? Największej liczbowo zbrodni dokonanej na naszych
rodakach po II wojnie światowej. Około sześciuset aresztowanych,
przepadłych bez śladu.
Zginęli, bo byli Polakami. Tak ujmuje ich los napis na symbolicznej
mogile w Gibach u wrót Puszczy Augustowskiej. Ale przecież nie
zatrzasnęła się na głucho polska ziemia. Trwają poszukiwania. W wielu
miejscach odnajdywane są doczesne szczątki naszych braci, wrzuconych do
bezimiennych mogił. W Warszawie, Wrocławiu, Białymstoku, innych
miastach.
"...z ich trudu, cierpienia, krwi, wzgardy, niepamięci, jakiej im nie
szczędzili ludzie o twardych, przewrotnych sercach, zrodziła się polska
wolność. Rezultat drogi i ofiary pokoleń..." (Artykuł opublikowany na stronie:
http://www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/142949,wzor-i-patronka-polskiej-mlodziezy.html)
:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Anegdoty tropskie
1. Pod patronatem
Służby Bezpieczeństwa
i Ludowego Wojska Polskiego
Jest rok 1983. Stan wojenny nie odwołany, a tylko zawieszony.
Przygotowujemy uroczystość jubileuszu
900-lecia kanonizacji śś. Świerada i Benedykta
- od 13 do 20 lipca. Zaproszony jest ks. Prymas, kardynałowie,
kilkudziesięciu biskupów z kraju i zagranicy, duchowieństwo i rzesze
wiernych.
W służbach specjalnych -
ostre pogotowie
W klasie miejscowej szkoły
podstawowej na dwa tygodnie zamieszkało dwóch funkcjonariuszy. Rozpracowują
teren, mieszkańców i... komitet organizacyjny uroczystości.
Także mnie jako proboszcza.
Nachodzą mnie codziennie. Szczególnie miły był p. S. Przyszedł pewnego dnia
w czasie, gdy uczestniczyłem w ustawieniu barier ochronnych na placu
zgromadzenia. Przywołuje na rozmowę. Proszę jednak, żeby mi najpierw pomógł
we wbijaniu kilku palików. Robota we dwóch idzie teraz lepiej. Pozostali pracownicy
przypatrują się nam z ciekawością i bezczynnie. Więc wołam: "Ruszcie się do
roboty, przecież nie będę sam ze Służbą Bezpieczeństwa ustawiał barier".
"Ale mnie ksiądz zrobił!" - zareagował pan S. i odszedł daleko, cierpliwie
czekając na swego "klienta", aż się uwolni od palików. Potem już się nie
pokazywał przy mnie. Co nie oznacza, żeby nie można było odczuć jego i jego
ekipy obecności!
Trzy świnie i trzy
chłodnie
Były to czasy, gdy mięso w
sklepach "dostawało się" na kartki. Nie było więc szans na łatwe
wyżywienie kilkuset specjalnych gości codziennie przez cały tydzień.
Plebania wyhodowała trzy dorodne świnie. Zamówiła samochód-chłodnię z
dębickich zakładów mięsnych, bo dni były niezwykle upalne. Na dzień przed
ubojem wszystkie trzy świnie zastajemy rano... martwe!
Na nieszczęście i gorący apel zareagowali parafianie z Tropia i z sąsiednich miejscowości w dekanacie czchowskim. Gdy produkty zostały już zwiezione i ułożone w
chłodni, po dniu okazało się, że chłodnia nie mrozi! Po całodziennym
poszukiwaniu i znalezieniu zastępczej, z tarnowskich
zakładów, w trakcie
przekładania mięsa okazało się, że jest już nieświeże. Ale po dniu
okazało się, że i ten drugi samochód-chłodnia jest zdefektowany i nie
chłodzi. Obydwa zakłady tłumaczą się, że wysłały sprawne chłodnie. Trzeci
samochód-chłodnia, tym razem z Nowego Sącza, pracował pod stałym naszym
nadzorem. Nie zdefektował, ale materiału spożywczego (mięso i pieczywo) nie
udało się przywrócić do świeżości!
Pomoc generała Jaruzelskiego
Stałym problemem parafian i
pielgrzymów jest dostęp drogowy do Tropia. Lokalnym potrzebom dwóch wiosek
służy linowa kładka na Dunajcu. W owym czasie była bardzo obwisła; w czasie
powodzi nieomal dotykała wody Dunajca, a na wietrze mocno się kołysała
lub fruwała jak wstążka. Miejscowa ludność interweniuje u władz gminnych,
a ks. biskup - u wojewody nowosądeckiego. Ten obietnicę biskupowi
złożył, ale swoim podwładnym oświadczył: "Zrobimy im tę kładkę, ale dopiero
jak się "wyświeradują"! W ostateczności gmina dała kawałek liny -dla
umocowania środka kładki do pnia wierzby na brzegu Dunajca....
Natomiast aby dotrzeć do Tropia
od strony zachodniej, czyli "od świata", trzeba się przeprawić przez
Dunajec. Prom jest mało przepustowy i zawodny. Biskupowi Jerzemu Ablewiczowi
udało się dotrzeć do gabinetu gen. Jaruzelskiego i przekonać wojskowych,
żeby ustawili nam most pontonowy, np. w ramach wojskowych szkoleń, choć za
grube pieniądze diecezji.
Kiedy w przeddzień otwarcia
uroczystości przywieziono segmenty mostu z Demblina pod Warszawą i
zainstalowano, okazało się, że jest ich zbyt mało, bo mapa niedokładnie
pokazywała szerokość Jeziora Czchowskiego. Kiedy w ostatnim momencie
dowieziono brakujące elementy, okazało się znów, że z powodu rozpoczynającej się
powodzi jezioro znów się poszerzyło i znów trzeba jechać po brakujące
segmenty. A i po tym uzupełnieniu most był instalowany i deinstalowany
codziennie i od nowa, i tylko na samo nabożeństwo, bo może nie wytrzymać
długo zbyt dużego ruchu wody....
Dla
"bezpieczeństwa Tropia"
W godzinę po skończonej
uroczystości centralnej, w niedzielę 17 lipca, przybywa ku kościołowi młoda
para małżeńska, zapłakana. Tak bardzo chcieli uczestniczyć w tej
uroczystości!
Niestety, milicja zatrzymała ich w Bartkowej, w odległości 16 km od Tropia,
tłumacząc, że nie mogą wpuścić już kolejnych pojazdów (byli na motocyklu!), a to dla
bezpieczeństwa Tropia i pielgrzymów; bo może już brakować miejsca.
Małżeństwo do Tropia przyszło więc - pieszo i dopiero
dwie godziny po nabożeństwie!
Podobnie okazało się, że i w
Jurkowie koło Czchowa zatrzymywano ludzi, którzy z lęku nie chcieli przyznać
się, że jadą do Tropia albo właśnie dlatego, Ze się przyznali!
Trzecim punktem takiej blokady
milicyjnej było skrzyżowanie koło mostu na Białej w Witowicach Górnych, 6-17
km od Tropia, w zależności od sposobu podróży - pieszo lub samochodem.
A tymczasem w Tropiu na drogach i parkingach było względnie pusto...
Ten "niewdzięczny z Tropia!"
Jesienią tegoż roku 1983 odbyły
się jakieś wybory. W punkcie wyborczym w Wytrzyszczce (parafia Tropia) nie
udały się. Musiały być powtórzone. Analiza służb specjalnych miała wykazać,
że winien jest proboszcz z Tropia, głoszący jakieś niesprzyjające kazania.
Po jakimś czasie prosi mnie na
rozmowę do siebie ks. kanclerz Kurii Diecezjalnej, delikatnie, bez terminu i pośpiechu.
Po przybyciu zgłasza mi, że jest na mnie doniesienie Wojewódzkiego Urzędu
d/s Wyznań, że "ksiądz z Tropia przeszkadzał nam w wyborach w Wytrzyszczce. To myśmy mu tak pomagali w organizacji
i przebiegu wielkiej uroczystości w lipcu, i dzięki temu mogła się ona udać,
a on nam okazał taką niewdzięczność!"
No, spotkanie w Kurii skończyło się powszechnym
śmiechem!
2. O tym, jak w Tropiu
łatwo stracić głowę
czyli Tatarzy w Tropiu!
W romańskim kościele w Tropiu codziennie pokazuje się turystom i pielgrzymom
średniowieczne ślady zniszczeń, które pozostały po pożarach na romańskim
wątku tynku, więc może z XIII wieku, może z czasów napaści przez Tatarów w
latach sześćdziesiątych czy osiemdziesiątych tego wieku. I zawsze do nich
kierujemy apel "Nie naśladujcie Tatarów przez hałasowanie, brak szacunku
i niszczenie - tu, w Tropiu i gdziekolwiek indziej".
Niestety, ten apel często pada
już po szkodzie. Interesujące środowisko dostarcza młodzieży, która wszystko
chce wykorzystać dla rozrywki i zamienić w zabawę, dużo pomysłów!
Ze skałą w dół
Na dole, pod wzgórzem
kościelnym, trwa robota porządkowa. Na górze, po placu kościelnym,
przechadza się grupa jakiejś młodzieży. Nagle - krzyk! Z góry wzgórza zsuwa
się w dół duży, kilkusetkilogramowy głaz, a na nim, potem obok niego - młody
"alpinista". Kamień na szczęście zniszczył tylko nakrycie studni na dole.
"Sportowiec" ocalał!
Po co tu, do Tropia, przyszedł?
Kto mu dał pomysł na wspinaczkę?
Od tego czasu zakazujemy
przechodzenia przez ogrodzenie przykościelne na skałę. Powoduje to konflikty z tymi,
którzy wszędzie szukają tylko przyjemności, ale nie ma innego wyjścia!
Dwa pomysły: na śliczne zdjęcie i na huśtawkę!
Do Tropia przybywa duża, około stuosobowa grupa
młodzieży licealnej z klas najstarszych w Tarnowie. Kierują nimi nauczyciele
i wychowawcy.
Dziewczęta, jak dziewczęta.
Marzenie, żeby wyglądać ślicznie na jakimś zdjęciu, uskrzydla wyobraźnię! Te
wpadły na pomysł, żeby sobie wyjść na ołtarz polowy, na którym niekiedy bywa
celebrowana Msza św., uformowały się w trzypiętrową piramidę, a nauczyciel
robił im fotografie. Pewnie dla ozdobienia szkolnej gazetki ściennej
na korytarzu!
Chłopcy zaś inaczej; nie będą
przecież tak poniewierać ołtarza! Co więc robią? Udają się na różaniec,
otaczający wzgórze kościelne. Nie dla odmawiania. Żeby się pohuśtać! W rezultacie
tej zabawy trzeba było potem sprowadzić spawaczy z Czchowa, żeby pospawali
metalowe ogniwa, przerwane na skutek przeciążenia...
"Ojcze Święty, kochamy Cię!"
Zmarł Ojciec św. Jan Paweł II.
Pogrzeb się jeszcze nie odbył. Trzeba i w Tropiu jakoś godnie go uczcić i
pomodlić się za niego, bo przecież jako arcybiskup w 1966 r. brał udział w ważnej
uroczystości przy pustelni i ładne słowa wypowiedział o tym miejscu. Więc
zakupiliśmy kilkaset zniczów, aby w niedzielę urządzić procesję ze światłami
ku pustelni i tam celebrować za niego Mszę św. Pojemnik ze zniczami był
pozostawiony u drzwi zakrystii na dziedzińcu kościoła.
W ciągu tygodnia odwiedziła nas
wycieczka że pewnego technikum w Krakowie. Po zwiedzeniu kościoła (widocznie
jednak nie wszyscy w nim uczestniczyli) grupa odjechała w spokoju.
Zauważyliśmy jednak, że obok zakrystii nie ma pojemnika ze zniczami. Wnet
okazało się, że jest w innym miejscu, ale pusty! Co się stało? Po wielu
godzinach zauważyliśmy, ze znicze zostały rozrzucone po jeziorze!
Grupka z tej młodzieży pozostać na
zewnątrz, bo chyba brak wiary nie pozwolił jej wejść do wnętrza, i z nudów albo jakichś
satanistycznych uczuć mocno się napracować, aby rozrzucić kilkaset zniczów!
Procesja ze zniczami nie odbyła
się. Nabożeństwa przy pustelni za Ojca św. nie było...
Złośliwy by mógł skomentować,
że była to praktyczna realizacja znanego zawołania młodzieży krakowskiej
spod papieskiego okna na franciszkańskiej: "Ojcze Święty, kochamy Cię!"
I coś tylko dla czytelnika o zwiększonej odporności
emocjonalnej i moralnej
Kopulowała się ze Słońcem
W Czchowie Dom Wypoczynkowy Temida,
służący przeważnie prokuraturze, gości grupę młodzieży. Pochodzą z pewnego
liceum społecznego, znanego jako jedyne z tego, że na starcie w statucie
zastrzegło sobie, że nie będzie w nim katechizacji, ksiądz nie będzie miał
tam wstępu. Ale sataniści - owszem, owszem! Dzwoni więc ich kolonijna opiekunka, ale
dyskretnie informuje: "Przybędzie do Tropia młodzież, ale niech ksiądz
uważa, bo będzie to koło młodych satanistek".
Gdy młodzież uczestniczyła już
w programie zwiedzania, zauważam, że jedna dziewczyna leży na ołtarzu(!), na
plecach, z kolanami rozstawionymi. "Co pani robi!" - krzyknąłem na nią. "A
co, nie widzi pan, że się kopuluję ze Słońcem?" - odpowiedziała.
"Proszę natychmiast zejść z ołtarza!" - zawołałem. Zeszła i przyłączyła się
do grupy.
Po zakończeniu zwiedzania
kościoła owa satanistka wpisała do Księgi Pamiątkowej: "Wszystko było tu OK,
tylko przewodnik był cham!".
No, faktycznie, bo kto to
widział, żeby przeszkadzać komuś w kopulowaniu się?
A sam ołtarz musieliśmy
ponownie poświęcić!
Zamiast posumowania
'Wracamy stąd lepsi!"
Ku kościołowi przybywa
kilkuosobowa grupka dorosłych chłopców na rowerach. Dość dwuznacznie
wyglądają. Niezbyt umyci, nieuczesani, jakby niewyspani... Czyżby jakaś
banda? Z obawą otwieram im kościół, niepewny, czy nie użyją jakiejś
przemocy. Słuchają objaśnień, początkowo bez uwagi i zainteresowania. Ale z
biegiem czasu coraz uważniej, coraz poważniej i pobożniej, aż wreszcie - na klęcząco!
W księdze pamiątkowej
zapisali: "Przybyliśmy tu zupełnie przypadkowo, wracamy stąd lepsi!"
To jest jednak, zapewniam,
nasza codzienność, a nie te zdarzenia, o których było wyżej!
Str.pryw.-genealog.
PIETRZAKOWIE.Pietrzak,
JANIKOWIE.Janik,
FIUTOWIE,
SZLAGOWIE Nadto:
Gierałt.GIERAŁTOWIE
|